W ostatnim tygodniu nastroje na giełdach zaczęły się trochę poprawiać, co po czterech tygodniach spadków nie było niczym dziwnym. Pretekstu do poprawy nastrojów dostarczyły zapowiedzi pomocy krajów UE (szczególnie Niemiec i Francji) dla Grecji.
Pomoc ma być uwarunkowana przeprowadzeniem w Grecji bolesnych reform, ale obawiam się, że wszyscy zdają sobie sprawę, iż takich reform Grecja nie przeprowadzi. Grecy nie są społeczeństwem spokojnie godzącym się na wyrzeczenia.
W minionym tygodniu państwa strefy euro ograniczyły się do zapowiedzi pomocy i obrony euro (na szczęście nie dotyczy to Polski, która w strefie nie jest). Twierdzono, że nie mówi się o konkretnej pomocy, bo Grecja o taką nie prosiła. Uważam, że nie prosiła, bo nie miała pewności, że dostanie. Cała ta akcja „pomocowa” zaczyna wyglądać na dosyć rozpaczliwą obronę strefy euro i samej waluty europejskiej. W przyszłości problemy zadłużonych krajów jeszcze odbijać się będą czkawką, a w drugiej fazie kryzysu mogą doprowadzić do poważnych perturbacji. (więcej na ten temat na http://kuczynski.blogbank.pl).
W piątek w USA sesja przed 3. dniowym weekendem (dzisiaj giełdy amerykańskie nie pracują – Urodziny Waszyngtona), aktywność inwestorów nie była duża, ale zachowanie rynku napawa optymizmem. Co prawda dane makro były mieszane, bo sprzedaż detaliczna wzrosła w styczniu o 0,5 proc. (oczekiwano 0,3 proc.), a bez samochodów o 0,6 proc. (oczekiwano 0,5 proc.), ale indeks nastroju Uniwersytetu Michigan nieoczekiwanie spadł.
Niedźwiedzie w USA miały poparcie z Europy i z danych o nastrojach oraz z rynku walutowego (dolar się umacniał) i surowcowego (miedź i ropa staniały, a złoto nie zmieniło ceny), a jednak nie udało im się tej rozgrywki w sposób przekonujący wygrać. Indeksy S&P500 i DJIA kosmetycznie spadły, a NASDAQ równie kosmetycznie wzrósł.
Gołym okiem widać, że gracze w USA uważają blisko 10. procentową korektę za wystarczającą, coraz mniej zwracają uwagi na sprawy europejskie i czekają jedynie na pretekst do poprowadzenia indeksów wyżej. Kluczowym oporem dla indeksu S&P 500 będzie poziom 1.104 pkt. Jeśli indeks wykreśli formację odwróconej głowy z ramionami i pokona ten poziom to będzie atakował szczyt z tego roku.
GPW zachowywała się w ciągu mojego urlopu dużo gorzej niż złoty, ale generalnie zachowanie WIG20 nie odbiegało od tego, co widzieliśmy na innych giełdach. W ostatni czwartek wydawało się, że ostatecznie wyłamie się dołem rozpoczynając drogę ku 2.000 pkt., czyli podstawie klina wznoszącego, który opuścił w styczniu. Słabe zachowanie rynków europejskich po decyzjach szczytu państw UE poświęconych Grecji doprowadziło u nas do sporej przeceny (na małym jednak obrocie). Dlatego też piątkowa sesja miała bardzo duże znaczenie. Rozpoczęła się bardzo optymistycznie, bo WIG20 szybko rósł. Skala wzrostu przekroczyła dwa procent, a indeks bez problemów powrócił nad 2.200 pkt.
Jednak po publikacji danych makro ze strefy euro i po decyzji Chin, kiedy indeksy na innych giełdach i kontrakty w USA zaczęły spadać również nasze byki zwątpiły. Nie na tyle jednak, żeby doprowadzić do przeceny. Po prostu WIG20 wróci do poziomu 2.200 pkt. i tam czekał na dane z USA. Te o sprzedaży okazały się być dobre, co natychmiast podniosło indeksy. Kropkę nad i postawił fixing dodając 0,6 proc. pkt. proc., dzięki czemu WIG20 wzrósł o 2 procent odrabiając straty z czwartku. Niedźwiedź powiedziałby, że indeks kreśli teraz prospadkową flagę, a byki, że ubija dno przed ruszeniem w kierunku górnego ograniczenia kanału trendu bocznego, czyli w okolice 2.400 pkt. Jeśli się patrzy tylko na nasz rynek to nie można przewidzieć, kto ma rację. Jeśli jednak widzi się zachowanie rynku w USA to prawdopodobieństwo odbicia w tym tygodniu rośnie do przynajmniej 70 procent.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi