Komentarz Tygodniowy Doradców Finansowych Xelion.
Stany Zjednoczone
Miniony tydzień rozpoczął się na Wall Street bardzo pozytywnie. Inwestorzy „stroili okna” kończącego się kwartału, bardzo dobrego zresztą. Kolejne dni nie były już jednak po myśli panujących dotąd na rynku byków. Nastroje popsuły dwa raporty. We wtorek nieoczekiwanie spadł indeks zaufania konsumentów publikowany przez Conference Board i tym samym dość poważnie zaciążył na notowaniach. Potem jednak inwestorzy zebrali siły by indeksy nieco podnieść. Wielu osobom zależało, by drugi kwartał naprawdę dobrze wyglądał w statystykach. 1 lipca w wielu funduszach odnowiono limity inwestycyjne, więc popyt na akcje przeważał i to nawet pomimo gorszych od prognoz danych prezentowanych przez indeks ISM dla sektora przemysłowego. Zresztą sam indeks wzrósł z 42,8 pkt. do 44,8 pkt., czyli poziomu najwyższego od 10 miesięcy.
Czwartek przyniósł tak wyczekiwany raport z rynku pracy. Zazwyczaj jest on publikowany w piątek, ale w mijającym tygodniu giełdy amerykańskie nie pracują ostatniego dnia z powodu Dnia Niepodległości przypadającego w sobotę. Sam raport poważnie rozczarował. Oczekiwano ubytku 370 tysięcy miejsc pracy, podczas gdy publikowane dane wskazywały na poziom 467 tysięcy. Nastrojów nie były w stanie podnieść bardzo dobre informacje o zamówieniach w przemyśle. Ten krótszy o jeden dzień tydzień skończył się więc dość gwałtowną przeceną i powrotem indeksu S&P500 poniżej granicy 900 punktów. Tak negatywna reakcja na dane, które przecież nie mają w sobie żadnych właściwości prognostycznych, może z jednej strony dziwić, ale z drugiej wskazuje nam, że bycze nastroje już tak nie dominują na rynku jak to miało miejsce do tej pory.
Polska
Miniony tydzień zaczęliśmy od wzrostów przy obrotach na poziomie 650 mln. Motorem wzrostu dla indeksów były akcje PKO BP i KGHM, których ceny rosły w związku ze zbliżającymi się wypłatami sowitych dywidend. We wtorek inwestorzy polscy wykorzystali spadek indeksu zaufania konsumentów w USA jako pretekst do realizacji zysków, a jak wiemy, kończący się kwartał dał inwestorom nieźle zarobić. Ten kwartał był jednym z lepszych od 1999 roku. Z punktu widzenia wielkości obrotu na WIG20 środowe notowania były jedną z siedmiu najspokojniejszych sesji w tym roku. Aktywność rynku była o połowę mniejsza od średniej liczonej od początku stycznia.
Strona podażowa dała znać o sobie w piątek, kiedy WIG20 spadł o ponad 2%. Piątkowe notowania, z uwagi na krótszy giełdowy tydzień w USA, przebiegały w spokojnej i sennej atmosferze i nic nie wniosły do obrazu całego tygodnia. W ujęciu tygodniowym główne warszawskie indeksy wylądowały blisko poziomów sprzed tygodnia, indeks „blue-chipów” na lekkim minusie, natomiast indeksy średnich i małych spółek lekko zyskały.
Z technicznego punku widzenia mamy konsolidację po korekcie wiosennej fali wzrostowej. Kształt, jaki ona przybrała zmusza do myślenia o kolejnej fali spadkowej, która może sprowadzić WIG20 najpierw w rejon 1800 pkt., później ewentualnie w okolice 1650 pkt. Dobrą wiadomością jest ciągłe utrzymywanie się indeksu nad ważnym wsparciem utworzonym przez 2-letnią „linię bessy”, co – nawet w kontekście lekkich dalszych spadków – dobrze rokuje w długim terminie.
Europa Zachodnia
To był neutralny tydzień na rynkach Eurolandu, kończący rekordowy pod względem wzrostów drugi, a rozpoczynający trzeci kwartał tego roku. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym w większości wylądowały w okolicach poziomów sprzed tygodnia.
Inwestorzy, z uwagi na brak ważniejszych wieści z poszczególnych spółek lub sektorów, koncentrowali się na danych makro z europejskich gospodarek. Rynek brytyjski ze spokojem przyjął fakt większego od prognoz spadku PKB Zjednoczonego Królestwa w I kwartale (2,4 proc. w ujęciu kwartalnym i 4,9 proc. w ujęciu rocznym), co wpisuje się w obraz hamujących od dłuższego czasu głównych krajów strefy euro. Lekko lepsze od oczekiwań dane napłynęły z czerwcowych odczytów indeksów PMI w Eurolandzie, zarówno w przemyśle jak i usługach, które małymi krokami zbliżają się do magicznego poziomu 50 pkt. oddzielającego gospodarczą prosperity od recesji. Nic nowego do świadomości inwestorów nie wniósł natomiast Europejski Bank Centralny, pozostawiając stopy procentowe na poziomie 1 proc.
Kończymy ten tydzień w neutralnych nastrojach, między innymi z uwagi na wolny piątek za oceanem. Nie sposób w tym miejscu zapomnieć o minionym drugim kwartale, który na większości globalnych rynków, a więc także na parkietach Eurolandu, był najlepszy od lat. Trzeci kwartał zaczynamy od wakacyjnego „złapania oddechu” przez stronę popytową. Najbliższe tygodnie pokażą, czy europejscy inwestorzy będą bardziej czy też mniej chętni do wyjazdów na wakacyjne urlopy.
Europejskie Rynki Wschodzące
Miniony tydzień na giełdach europejskich rynków wschodzących przyniósł kontynuację patowej sytuacji z ostatnich tygodni. Wzrosty z ostatnich miesięcy wyniosły rynki akcji na poziomy, które wymagają ciągłego zasilania dobrymi informacjami. Brak dobrych informacji płynących z gospodarki powoduje stagnację z kierunkiem południowym. Niestety trudno oczekiwać w najbliższym czasie na fajerwerki makro, co jest warunkiem koniecznym do podtrzymania tendencji z pierwszej połowy roku. Obecna sytuacja staje się niebezpieczna. Słabsze odczyty z gospodarki mogą spowodować gwałtowne przeceny. Obecne wyceny akcji wymagają zdecydowanie większych kapitałów do obrony rynków niż w pierwszym kwartale 2009 r. Ostatnio można zauważyć tendencję do poszukiwania pozytywów w gospodarce zarówno przez analityków jak i komentatorów rynku. Jednym z podstawowych przytaczanych argumentów są dane z Chin. Spragnieni pozytywnych sygnałów zapomnieliśmy, że w kraju środka daleko do wolności słowa i sprawdzonych informacji. Chiny są krajem komunistycznym z tzw. gospodarką wolnorynkową. Informacje oraz dane statystyczne są pod pełną kontrolą Partii Komunistycznej. Polska w okresie komunizmu według oficjalnych danych była jedną ze światowych potęg gospodarczych. Jeszcze kilka lat temu analitycy ostrożnie podchodzili do danych CHRL, obecnie przyjmują je bez chwili refleksji.
Do ryzyk dla regionu można zaliczyć sytuację w krajach bałtyckich, a przede wszystkim sztuczne utrzymywanie Łotwy na powierzchni przez MFW. Ogłoszenie niewypłacalności przez Łotwę ponownie wstrząsnęłoby rynkami, przed czym próbuje ratować Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Za Łotwą mogłyby pójść inne kraje nadbałtyckie oraz Ukraina. Spowodowałoby to również problemy wielu banków skandynawskich. Warto zwrócić uwagę na wypowiedzi wielu ekonomistów takich jak Nouriel Roubini, którzy twierdzą, że odwlekanie ogłoszenia niewypłacalności przez Łotwę może spowodować, iż nieunikniony krach będzie bardziej dramatyczny i kosztowny. Obecnie rządzący odkładają ten problem na później i liczą, że może sam się rozwiąże. W przyszłym tygodniu rozpoczyna się sezon publikacji wyników kwartalnych w USA. Wydaje się, że powinien on być spokojny i nie powinien odbiegać zanadto od ostatniego kwartału. Rozczarowaniem mogą być banki, które poprzez nowe zasady księgowości poprawiły wyniki w pierwszym kwartale, co może być trudne do podtrzymania. Ostatnio pojawiło się wiele głosów z tego sektora (dużo mniej nagłaśnianych medialnie, niż informacje o lepszych wynikach przed publikacją danych za 1 kwartał) ostrzegających, że czas odpisów jeszcze się nie zakończył. Europejski Bank Centralny tylko dla banków komercyjnych, w strefie Euro, szacuje je na prawie 300 mld USD. Ocenia się, że banki na świecie dokonały, w zależności od analizy, 25% do 50% koniecznych odpisów do 2010 r.
Japonia, Chiny, Indie
Japoński indeks Nikkei225 w minionym tygodniu nieznacznie pogłębił rozpoczętą niedawno korektę, zmniejszając swoją wartość o 0,62%. Dane z japońskiej gospodarki nie nastrajają optymistycznie, japońskie bezrobocie wzrosło do niewidzianego od września 2003 poziomu 5,2%. Do rekordowo niskich poziomów spadł również wskaźnik dostępności pracy, co każe przypuszczać, że wydatki konsumenckie będą hamować wychodzenie gospodarki z recesji. Poprawił się za to, wskaźnik sentymentu konsumentów – prawdopodobnie za sprawą rządowych pakietów stymulujących gospodarkę.
Chińskie giełdy po raz kolejny powędrowały w różnych kierunkach. W minionym tygodniu indeks Hang Seng spadł o 2,13%, za to indeks Shanghai Composite wzrósł aż o 5,5%. Za wzrost Indeksu notowanego w Szanghaju odpowiadają, po raz kolejny, głównie deweloperzy oraz producenci węgla. W środę, ze względu na rocznicę przekazania przez Brytyjczyków terytorium w ręce Chińskie giełda w Hong Kongu nie pracowała. Chiński rząd ponownie podniósł sprawę wprowadzeni światowej waluty, która miałaby zmniejszyć istotność dolara w rozliczeniach międzynarodowych, przez co dolar nieznaczne stracił na wartości.
Indeks BSE 30 nieznacznie wzrósł w minionym tygodniu (o 1,05%). Notowania przebiegały w cieniu spekulacji jak ostatecznie będzie wyglądał indyjski budżet, który ma zostać uchwalony w poniedziałek. Zyskiwały głównie akcje firm budowlanych i sektora inżynieryjnego, ponieważ wielu inwestorów spodziewa się, że rząd prawdopodobnie przeznaczy bardzo dużo pieniędzy na rozwój infrastruktury.
Warto odnotować, ze rynki azjatyckie (wyłączając Japonię) zyskały w zakończonym kwartale ponad 32%, co oznacza, że był to największy kwartalny wzrost od ponad 16 lat.
Surowce
Kontrakty na ropę Crude odnotowały spadek cen o 5,5% w odniesieniu do poprzedniego tygodnia. Cena baryłki na giełdzie w Nowym Jorku wynosi 66 dolarów. Spadki to efekt realizacji zysków na rynkach akcji oraz wzrostu bezrobocia w USA. Ten pierwszy czynnik ma podłoże spekulacyjne, gdyż po ostatniej fali wzrostowej cen akcji inwestorzy zdecydowali się sprzedać akcje. Z kolei drugi z nich ma charakter fundamentalny, a wzrost liczby bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych (największy rynek paliwowy świata) może przełożyć się na ograniczenie popytu, co ściąga ceny w coraz to niższe rejony. Ponadto słabość rynku ropy w tym tygodniu można odczytać przez pryzmat stanu zapasów. Jak podał Departament Energii zapasy benzyny w poprzednim tygodniu wzrosły o 3,9 mln baryłek, co wyraźnie świadczy o słabości popytu, zwłaszcza w kontekście rozpoczętego sezonu wyjazdowego. Wydaje się, że jeśli inwestorzy giełdowi nie będą skłonni do podnoszenia indeksów, to ceny ropy powinny się stabilizować lub spadać.
Miedź notowana na giełdzie w Londynie kosztuje obecnie 4955 dolarów, co oznacza niewielki 0,5% spadek cen. Rynek miedzi wydaje się pozostawać silny pomimo kiepskich danych z gospodarki amerykańskiej. Inwestorzy obawiają się, iż słabość amerykańskiego rynku pracy przeszkodzi w szybszej odbudowie gospodarki, co stłamsi popyt na ten surowiec. Bezrobocie w USA wzrosło do poziomu 9,5%, czyli najwyższego od sierpnia 1983 roku. Tak słabe dane powinny znacznie głębiej skorygować ceny, jednak tak się nie stało. Wzrosły natomiast zapasy w Szanghaju i w Londynie, co może oznaczać, iż przyszły tydzień przyniesie kolejne obniżki cen tego metalu.
Złoto staniało w tym tygodniu o niespełna 1%, natomiast uncja tego kruszcu wyceniana jest na 934 dolary. Od dłuższego czasu surowiec porusza się w kanale 925-947 dolarów za uncję i w tym momencie trudno określić, w jakim kierunku pójdą notowania cen. Biorąc pod uwagę słabe dane makro na świecie, projekcję przyszłej inflacji (jej wzrost) oraz prognozowane osłabianie się dolara, wszystko wskazuje na to, że ceny powinny rosnąć, gdyż wówczas zwiększa się popyt na złoto, które jest traktowane jako bezpieczna przystań w niepewnych czasach.
Waluty
Od początku tygodnia EUR/USD poruszał się w lekkim trendzie wzrostowym przerywanym korektami, które nie robiły nowych dołków. W środę notowania ustanowiły tygodniowe maksimum na poziomie bliskim 1,42. W czwartek przed północą kurs cofnął się do poziomu 1,3927 i tym samym ustanowił tygodniowe minimum. W piątek niewiele już się zmieniło – notowania przebiegały w okolicach 1,40. Ostanie dane makro, które mogły wywołać jakiś impuls opublikowane zostały o godzinie 11-tej, ale były na tyle neutralne, że nie zmieniły ogólnej sytuacji. Krytyczne wsparcie dla EUR/USD znajduje się na poziomie 1,3730-1,3750 odpowiada ono marcowemu szczytowi i czerwcowemu dołkowi. Jeśli notowania zejdą poniżej tych poziomów to droga do aprecjacji dolara względem euro stanie otworem. Polski złoty na początku tygodnia wykorzystywał względny spokój panujący na GPW i umacniał się względem wszystkich głównych walut. W środę w dołku za dolara płacono 3,0630, za euro 4,3350, a za franka szwajcarskiego 2,85. Czwartkowy spadek EUR/USD i duże przeceny na giełdach wywołały osłabienie złotego. W piątek o godzinie 15-tej kursy USD/PLN, EUR/PLN i CHF/PLN kształtowały się następująco: 3,1080, 4,3532, 2,8580.
Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Zofia Kamińska, Michał Kurpiel, Jacek Maleszewski, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray- Ciemięga, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi