Roman Przasnyski: Złote czasy złota

Złoto jest powszechnie uważane za najlepszą lokatę na czas kryzysów, wojen, niepewnej sytuacji na rynkach finansowych i wysokiej inflacji. Obecna sytuacja spełnia większość wytycznych przesądzających o atrakcyjności tego kruszcu. Nie mamy jedynie wojny, a i inflacja, jeszcze do niedawna stanowiąca spory problem, chwilowo ulotniła się  z listy naszych głównych problemów.

Mimo, że w ostatnich latach wysokość cen złota generalnie potwierdzała utrwaloną opinię o lokacie na złe czasy, to jednak ich zachowanie może czasem zaskakiwać. To powoduje, że inwestowanie w złoto „w ciemno”, czyli pod wpływem emocji, bez należytego namysłu i określonego planu, może przynieść rozczarowanie. O ile rzeczywiście przy długoterminowym lokowaniu w złoto, liczonym w horyzoncie kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat, trudno wyobrazić sobie straty, to jednak w krótszych, nawet kilkuletnich okresach mogą zdarzyć się spore wahania cen. Ma to swoje plusy i minusy. Złoto nie tylko chroni kapitał, ale pozwala również nieźle zarobić. Z drugiej strony osiągnięcie zysków nie zawsze bywa tak łatwe, jak się wydaje. Złoto pod tym względem nie różni się od wszystkich innych przedmiotów inwestycji, poczynając od obligacji, przez akcje, aż do dzieł sztuki.

Złoto swój inwestycyjny blask i walory ujawnia szczególnie silnie w okresie wszelkiego rodzaju kryzysów. Z taką sytuacją, która stanowiła klasyczny przykład tej powszechnie znanej prawdy, mieliśmy do czynienia na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. W tamtych burzliwych i pod względem gospodarczym i politycznym czasach, złoto pokazało w pełni swoją prawdziwą siłę. W połowie 1976 r. uncja złota była wyceniana na 117 dolarów. Trzy lata później, jesienią 1979 r. trzeba było za nią płacić aż 810 dolarów. Przy takiej dynamice wzrostu cen bledną nawet obie ostatnie hossy na rynku akcji.

Ale oczywiście, takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Co więcej, po tak dużych wzrostach, zwykle przychodzi mniej lub bardziej bolesny powrót do realiów. Dla kogoś, kto kupił wówczas złoto po cenie zbliżonej do 800 dolarów, poziom tego bólu mógł sięgać ponad 50 proc., a co gorsza, taki stan utrzymywał się przez prawie dwadzieścia lat. Ten przykład przekonuje, że złoto jest nie tylko dobrą inwestycją dla zuchwałych, ale też dla cierpliwych. I to jest jego dużą zaletą.

Z drugą wielką falą wzrostu cen złota, którą można śmiało nazwać erą króla Midasa, mieliśmy do czynienia od 2001-2003, a więc od czasu kryzysu na giełdach, ataku terrorystycznego na USA i jego militarnych konsekwencji. Po raz kolejny okazało się, jak wiele złoto może być warte w trudnych i niepewnych czasach. Na przełomie lat 2000-2001 uncja złota była wyceniana na 250-270 dolarów. Warto zauważyć, że to zaledwie około 30 proc. ceny ze szczytu hossy z końca lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Wiosną 2008 r. otarła się o trudno wcześniej wyobrażalną barierę 1000 dolarów za uncję. To oznacza wzrost o niemal czterysta procent w ciągu 7-8 lat prawie nieprzerwanego ruchu notowań w górę.

Bardzo charakterystyczne, a zarazem nietypowe jest to, że znaczna część fali zwyżkowej cen złota, trwająca od 2003 r., zresztą bardzo dynamiczna, przebiegała w czasie silnej giełdowej hossy. To dość rzadkie zjawisko trwało około pięciu lat. Co ciekawe, imponujący wzrost cen złota odbywał się trochę w cieniu giełdowego szaleństwa. Wszyscy, z mediami włącznie, ekscytowali się wówczas raczej zwyżkami notowań akcji, a ogromne pieniądze płynęły do funduszy inwestycyjnych, przy głośnym akompaniamencie reklam.

Ten jednoczesny gwałtowny wzrost cen i akcji i surowców i nieruchomości i złota, niezwykła inwestycyjna euforia musiała się kiedyś skończyć. Ponieważ w tym szaleństwie uczestniczyło również złoto, więc także i jego ceny dość mocno ucierpiały na pęknięciu spekulacyjnej bańki. Od szczytu z marca 2008 r. do dołka z listopada 2008 r., a więc w ciągu ośmiu miesięcy, cena uncji złota spadła z niemal 1000 dolarów do około 700 dolarów, czyli o 30 proc. Złoto zapłaciło swoją reputacją za udział w globalnej hossie, kreowanej w dużej mierze przez politykę pieniężną Stanów Zjednoczonych.

Od jesieni ubiegłego roku sytuacja stała się bardziej zbliżona do tradycyjnego schematu. Kryzys finansowy, przenoszący się bardzo szybko na realną gospodarkę i w efekcie globalna recesja, załamanie na rynkach giełdowych i powrót złota do swej tradycyjnej roli. W ciągu zaledwie trzech miesięcy złoto odzyskuje swój blask i zbliża się do rekordu wszechczasów. Jeśli sytuacja na giełdach i w gospodarce rychło się nie poprawi, a nic na to nie wskazuje, można się spodziewać dalszego wzrostu cen złota.

Rosnące zainteresowanie złotem inwestorów jest wyraźnie widoczne na rynku. Chętni do zakupu sztabek złota na dostawę „towaru” muszą czekać nawet kilka tygodni. Kolejka po złoto? Kolejny znak czasów, w jakich żyjemy i zmian, jakich doświadczamy.

Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance

Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru Przeglądu Finansowego Bankier.pl.
Chcesz otrzymywać aktualne informacje, nowe wywiady oraz podsumowanie najważniejszych wydarzeń mijającego tygodnia ze świata finansów?
Zapisz się na bezpłatną subskrypcję Przeglądu Finansowego Bankier.pl, by w każdy poniedziałek otrzymywać najnowszy numer naszego tygodnika.

Źródło: Bankier.pl