Złoty zyskał wczoraj nieco na wartości, ale to niczego nie zmienia w obrazie całego rynku. Waluty czekają na impuls ze strony indeksów akcji. Iskra może przyjść jednak skądś indziej.
0,5 proc. wzrosty na dolarze czy euro nie mogą robić wrażenia, skoro złoty od ponad miesiąca nie może wydostać się z ryz trendu bocznego. W tym kontekście wczorajsze odreagowanie na naszej walucie, które nastąpiło dzięki zielonej sesji na GPW, ma niewielkie znaczenie.
Kurs EUR/USD to już w ogóle przykład prawie linii horyzontalnej. Główna para walutowa oscyluje bardzo wąsko w przedziale 1,42 – 1,43 dolarów. Aż zastanawia fakt, że czołowe banki inwestycyjne (użyjmy tu jeszcze starej nomenklatury) już zwiększyły lub będą zwiększać zatrudnienie w swoich działach dealerskich. I na czym niby mają oni handlować, skoro nic się nie zmienia?
Być może odpowiedzią na to pytanie są rynki surowcowe, ściśle przecież powiązane z walutami. Ropa naftowa próbowała wczoraj powrócić do wzrostowego trendu, jednak jej się to nie udało. Cena baryłki pozostała poniżej 70 dolarów. Równocześnie dalej rosły ceny złota, które jest już bardzo blisko okrągłej i ważnej granicy 1000 dol. za uncję.
Kontynuacja takiego scenariusza sugerowałaby odwrót od dolara i rynków akcji. W tym kontekście warto będzie przyglądać się dzisiejszym danym z USA. Po południu Departament Pracy poda stopę bezrobocia w sierpniu (oczekiwany poziom to 9,5 proc.). W przeciwieństwie do lipcowego odczytu trudno będzie liczyć na pozytywną niespodziankę, czyli dane lepsze od szacunków ekonomistów.
Warto także obserwować kurs spekulacyjnej pary USD/JPY, który dotarł do okolic 92 jenów i jeśli go przebije i kolejny dołek będzie na niższym niż poprzednio poziome należy spodziewać się kontynuacji spadkowego dla dolara trendu.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo