Wczoraj miało miejsce dość niespotykane zachowanie rynku chińskiego. Dotąd najsilniejszy i zdecydowany kierunek wzrostowy uległ bowiem poważnej rysie. Spadek cen akcji o 5 proc. na zamknięciu (w trakcie sesji było jeszcze gorzej) niewątpliwie zmusza do refleksji.
Oczywiście można twierdzić, że jakie wzrosty, taka korekta, ale na dobrą sprawę ciężko znaleźć twarde powody do wyraźnych spadków. Sygnał ostrzegawczy poszedł więc w świat i odbijał się echem nawet na żyjącej dotąd swoim własnym życiem Wall Street.
Sesja w Warszawie rozpoczęła się inaczej od poprzednich korekcyjnych dni. Dotychczas bowiem startowaliśmy z wysokiej półki. Tym razem indeks zaczynał dzień od spadku prawie 1-procetnowego (swój udział mogły mieć źle odebrane wyniki TP S.A.). Inwestorzy uznali to za okazję do zakupów i prowadzili notowania w kierunku północnym. Pomagały rynki zachodnioeuropejskie, ale po południu doszło do zmiany zachowań. Warszawa wzorem innych rynków rozwijających się wyraźnie osłabła, natomiast Europa niesiona niezłymi informacjami ze spółek (błyszczał sektor motoryzacyjny) trzymała się mocno.
Zamknięcie było po zielonej stronie i niezmiernie blisko poziomu czerwcowego szczytu. Widać nastroje są wciąż na tyle dobre, że głębszy spadek jak na razie nie jest brany pod uwagę. Chińska rysa śle jednak sygnał ostrzegawczy. Oczywiście tak samo jak samochód może jechać z poważną awarią, podobnie rynek może dalej rosnąć na oparach nadziei, ale warto być świadomych zagrożeń. Mowa tutaj nie tylko o wspomnianych już wcześniej Chinach. Warto bliżej przyjrzeć się również surowcom, których zwroty są silnie skorelowane z wynikami rynków wschodzących. Zapasy ropy są historycznie wysokie, a komisja ds. handlu kontraktami na rynku surowcowym rzeczywiście zaczęła przyglądać się transakcjom spekulacyjnym na rynku tego surowca i do jesieni chce dojść do konkretnych wniosków. Wczoraj zresztą czarne złoto traciło ponad 5 proc. Co ważne, surowiec ten nie ustanowił nowych szczytów tak jak większość innych rynków. Miedź zachowywała się lepiej, ale też spadała. Tutaj sytuacja jest zbliżona – zapasy wysokie i do tego kurczący się import surowca do Chin.
Skoro jesteśmy przy surowcach, to nie można pominąć dolara. Nietrudno się domyśleć, że się wzmacniał i to dość znacznie. Złoty bardzo dobrze znosił ciężar osłabiającej się waluty europejskiej i już tradycyjnie był najlepszy w regionie. Nie można więc mówić o odwróceniu trendów, które ostatnimi czasy faworyzują Polskę wraz z naszą walutą.
Na Wall Street początek już tradycyjnie był słaby. Widać było tutaj wpływ Chin i mieszanych danych o zamówieniach na dobra trwałego użytku. Spadły one bardziej od prognoz, ale mniej zmienna wartość wykluczająca środki transportu zachowywała się zdecydowanie lepiej. Trochę dziwić może nienajlepszy odbiór tych danych przez inwestorów. Zresztą nikt nie zwrócił uwagi na to, że słaba sprzedaż samochodów może wynikać z faktu, iż konsumenci wstrzymują się z zakupami czekając na dopłaty, które wkrótce mają obowiązywać za wielką wodą.
Końcówka amerykańskich notowań była już lepsza. Pewnym wsparcie mogła być publikacja Beżowej Księgi. Niczego nowego się z niej nie dowiedzieliśmy, ale rynek po raz n-ty usłyszał o zielonych pędach, co szkodzić mu nie mogło. Sesja zakończyła się co prawda spadkami, ale niewielkimi. Stoimy więc w punkcie wyjścia już kolejny dzień. Poprawa w sferze realnej „zabezpiecza” rynek przed spadkami, brak równocześnie jednak impulsów do kolejnych wzrostów.
Łukasz Bugaj
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi