We wtorek rząd przyjął ustawę o Komisji Nadzoru Finansowego. Zastąpi ona trzy działające obecnie komisje nadzorcze, regulujące oddzielnie rynek bankowy, ubezpieczeniowy i funduszy emerytalnych oraz giełdowy. – Poszczególne części rynku finansowego i tak się przenikają. Np. banki oferują klientom polisy na życie, a ubezpieczyciele sprzedają fundusze inwestycyjne. Niech wszystkich pilnuje jedna instytucja – tłumaczył wczoraj premier Kazimierz Marcinkiewicz.
Komisja będzie miała olbrzymie kompetencje. Będzie wydawać instytucjom finansowym licencje na działalność, kontrolować ich finanse, wymierzać kary, wydawać zgodę na połączenia. Szef Komisji będzie mógł występować w sprawach dotyczących banków jako prokurator.
KNF jest przeciwieństwem obecnych komisji nadzorczych, które są niezależne od rządów i polityków. Jest ona bowiem w pełni zależna od premiera, który będzie mianował trzech jej członków (w tym przewodniczącego). Dwaj kolejni będą jego ministrami. Pozostałych członków ma nominować prezydent i NBP. „Gazeta” podkreśla, że teraz całą kontrolę nad instytucjami finansowymi przejmie PiS-owski rząd.
Plany wprowadzenia podległego rządowi supernadzoru krytykuje Europejski Bank Centralny. Wytyka rządowi marginalizowanie NBP. Także sam NBP po raz kolejny zaprotestował przeciwko integracji nadzoru. – Przyjęcie tej ustawy to zła wiadomość. Powstanie biurokratyczny, nieefektywny moloch – powiedział „Gazecie” Jerzy Pruski, I zastępca prezesa NBP.
– Supernadzór może zagrozić polskiemu systemowi finansowemu oraz pieniądzom polskich emerytów i depozytariuszy – mówi poseł Platformy Obywatelskiej Zbigniew Chlebowski.