Sądowy finał afery salezjańskiej

Sąd apelacyjny, podobnie, jak wcześniej Sąd Okręgowy we Wrocławiu, uznał, że salezjanie nie muszą oddawać pieniędzy wypłaconych przez pracowników banku na podstawie sfałszowanych dokumentów.

Przypomnijmy: pracownicy legnickiego oddziału Kredyt Banku w latach 1999-2001 udzielili 530 mln zł kredytów lombardowych o które, niby w imieniu zakonu, ubiegał się salezjanin ksiądz Ryszard M. z Lubina. Pieniądze, które rzekomo miały iść na budowę kościoła, bank wypłacił mu na podstawie dokumentów, na których widniały sfałszowane pieczęcie i podpisy salezjańskich parafii i domów zakonnych.

Większość kredytów – około 400 mln zł zwrócono bankowi. 126 mln zł – już nie. Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało. Aby spłacić choć ich część, Ryszard M. i jego trzej koledzy – księża salezjanie z tej samej parafii – namówili 126 parafian, by wzięli kredyty na siebie. Bank wypłacił im w sumie 12 mln zł. Ale nie dostawał spłat, więc zwrócił się do parafian-kredytobiorców – podaje dziennik.

Na szczęście dla oszukanych parafian zakon salezjanów, zobowiązany do tego przez Watykan, spłacił ich zobowiązania. Jednak pożyczkobiorcy i tak trafili na ławę oskarżonych w sprawie karnej toczącej się przed sądem w Lubinie. Prokurator oskarża ich, że wiedzieli, iż nie stać ich na spłatę kredytów, i podpisywali dokumenty z fałszywymi zarobkami. Sprawę przeciwko czterem księżom, maklerom i pracownikom banku, którzy nie sprawdzali przedstawianej dokumentacji (w tym byłemu dyrektorowi Kredyt Banku z Legnicy), prowadzi wydział VI ds. przestępczości zorganizowanej wrocławskiej prokuratury okręgowej – czytamy w „Gazecie”.