Polska Krajowa Izba Rozliczeniowa chwali się, że jest najlepszą instytucją międzybankową w Europie. Nadwiślańscy bankowcy zapewniają, że z KIR-em współpracuje im się wyjątkowo dobrze. Jednak, skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? – klienci polskiej bankowości uważają, że polskie przelewy są wyjątkowo powolne.
Na pierwszy rzut oka działanie Krajowej Izby Rozliczeniowej w polskim systemie bankowym jest jasne i precyzyjne. W kilku sesjach wychodzących systemu Eliksir zbiera informacje od banków, z którego konta i jaka kwota została wyksięgowana. Wirtualne pieniądze przez kilkadziesiąt minut przebywają na kontach przejściowych po to, aby w kilku sesjach przychodzących trafić do banku docelowego. W najgorszym wypadku – jeżeli przelew jest wykonywany po południu – pieniądze trafią na konto docelowe następnego dnia w pierwszej sesji przychodzącej. Choć często dzieje się tak, że na przelew trzeba czekać niemal 24 godziny, co – z punktu widzenia klienta, którego pojęcie o systemie bankowym jest takie, że posługuje się najnowocześniejszymi komputerami więc wszystkie operacje powinny się odbywać w czasie rzeczywistym – jest niedopuszczalne. I niezrozumiałe.
KIR nie jest w stanie obsługiwać większej ilości sesji pieniężnych w ciągu doby. Nie jest to wcale kwestia techniki, lecz małego zainteresowania ze strony banków – klientów Izby. Bowiem to one wykupują każdą z sesji, często decydując się jedynie na część ze wszystkich możliwych. Jeśli natomiast wykupią wszystkie, to koszty tych sesji są rozłożone pomiędzy wszystkich klientów banków. Najczęściej bankowcy starając się wybrać pomiędzy wygodą i szybkością a ceną, jaką klienci muszą zapłacić za obsługę konta decydują się na złoty środek.
Problem w tym, że nawet kiedy ci ostatni godzą się na nieco droższy rachunek i tak nie zawsze mogą się spodziewać, że pieniądze wysłane z innego banku trafią do nich odpowiednio szybko. Zwykle dzieje się tak z winy samych instytucji finansowych, które albo walczą z awarią systemu, o której niekoniecznie chcą informować rynek, albo nie zdążą przygotować wszystkich przelewów przed terminem najbliższej sesji wychodzącej – wówczas część pieniędzy klientów jest wyksięgowana dopiero w kolejnym terminie.
Zdarzają się również zwykłe, bankowe niedoróbki polegające na tym, że księgowanie pieniędzy między kontami w tym samym banku odbywa się, choć wcale nie musi, za pośrednictwem Krajowej Izby Rozliczeniowej. Do niedawna z takim problemem borykali się klienci MultiBanku i mBanku, obu oddziałów detalicznych BRE Banku. Dzisiaj oba banki internetowe zapewniają, że przelew między nimi nie będzie trwał dłużej niż 15 minut.
Jak w takim razie rozwiązały to instytucje finansowe w sektorze bankowym w krajach Europy Zachodniej? Sprawę szybkich przelewów załatwiają tam firmy pośredniczące, które deklarują natychmiastowy transfer środków na konto odbiorcy za relatywnie niewielką opłatą. Sposób ich działania jest prosty – mają pozakładane konta we wszystkich najważniejszych bankach, a posiadając informację, że klient jednego banku wykonuje przelew na konto klienta innego banku, do czasu obu sesji kredytuje przelew swoimi środkami. A ponieważ cała operacja odbywa się w ciągu doby, nie ma mowy o stratach środków własnych. W Polsce podobnego rozwiązania podjęła się na razie jedna firma – choć po internetowych kanałach dostępu do kont w polskich bankach jeszcze tego nie widać.
Brak środków na koncie często wynika również z tego, że klient deklarujący przelew po prostu go nie zrobił i czeka na ostatnią sesję. Dlatego warto zastanowić się, czy pretensje kierowane do banku nie są cokolwiek chybione – ze względu na nie do końca kryształową uczciwość kontrahenta.
Źródło: Gazeta Bankowa