Słabe nastroje amerykańskich konsumentów

W USA we wtorek gracze nie bardzo wiedzieli, co mają robić. Po dużych zwyżkach z poniedziałku nastroje były jeszcze dobre. Trudno było podjąć decyzję, że sprzedajemy, jeśli dzień wcześniej kupowaliśmy. Bykom ciągle pomagał też koniec kwartału, czyli „window dressing”. Jednak publikowane we wtorek dane makro były mieszane. Można nawet powiedzieć, że ze zdecydowaną przewagą słabych.

Raport Case-Shiller o cenach domów był nieco lepszy od oczekiwań. Ceny w lipcu spadły o 13,3 procent rok do roku (oczekiwano spadku o 14,5 procent). W stosunku do czerwca wzrosły o 1,6 proc., co było trzecim, kolejnym wzrostem. Jednak podawany przez Conference Board indeks zaufania konsumentów nieoczekiwanie spadł z 54,5 do 53,1 pkt. Oczekiwano poprawy nastrojów i wzrostu do 57 pkt. Słabe nastroje konsumentów to słaby popyt wewnętrzny, a popyt wewnętrzny to 2/3 amerykańskiego PKB. Gracze mogli się tylko pocieszać tym, że Amerykanie bardzo często mówią co innego (to jest bazą do liczenia indeksu zaufania) niż robią (realnie wydają w sklepach).  

Rynek akcji rozpoczął sesję zwyżką, ale po publikacji indeks zaufania konsumentów niedźwiedzie przystąpiły do ataku. Ceny akcji spadały przez blisko 3,5 godziny, ale spadki nie były duże (0,6 proc.). Taka słabość obozu niedźwiedzi zachęciła popyt, któremu pomagał przecież jeszcze koniec kwartału. Indeksy szybko wróciły do poziomu poniedziałkowego zamknięcia i tam rynek zamarł czekając na końcówkę sesji. Nic istotnego się w niej nie wydarzyło. Podaż delikatnie nacisnęła, ale zakończenie sesji bardzo małymi spadkami indeksów po publikacji słabych, a istotnych przecież danych, nie można nazwać klęską byków. Indeksy nadal stoją tuż po oporem.  

W Polsce we wtorek wzrosty kursów walut były systematyczne i analiza techniczna jest nieubłagana: kurs USD/PLN jest w drodze do 3,00 PLN, a kurs EUR/PLN do 4,35 PLN (o ile już dzisiaj nie wróci pod 4,20 PLN). To według mnie nie jest zaproszenie do przeceny złotego, ale tylko chwilowa korekta trendu trwającego od lutego tego roku.  

GPW we wtorek od rana praktycznie nawet nie próbowała rosnąć w reakcji na amerykańską  zwyżkę. Gracze mieli pełną świadomość tego, że przed indeksami w Europie i USA stoją już bardzo poważne przeszkody. To właśnie nie pozwalało na aktywne działanie popytu. Spadek WIG20 był jednak niewielki – sytuacja na GPW nie odbiegała od tego, co widzieliśmy na innych giełdach. Dopiero po południu koszyki podażowe i gra kontraktowa zepchnęły byki do głębokiej defensywy. WIG20 spadł ponad 1,5 procent, a najmocniej ważył na indeksie spadek ceny Pekao SA.  

Po pobudce w USA, kiedy indeksy na innych giełdach zaczęły odrabiać  straty również u nas WIG20 powoli ruszył na północ. Przez cały czas bardzo dobrze trzymał się sektor mniejszych spółek. Wydawało się, że sesja zakończy się co najwyżej spadkiem o mniej niż jeden procent. Jednak po godzinie 16.00, kiedy niedźwiedziom pomogła publikacja indeks zaufania amerykańskich konsumentów, rynek dosłownie się zawalił i WIG20 stracił 2,6 procent na dużym obrocie. MWIG40 zakończył dzień neutralnie. Mimo dużego obrotu sesja nie ma żadnego znaczenia prognostycznego. Dopiero przełamanie poziomu 2.100 pkt. kazałoby poważnie się zaniepokoić.   

Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi