Tydzień na rynku walutowym był bardzo ciekawy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazały, że dolar powinien spadać. Tymczasem złoty również tracił – przez przyszłoroczny deficyt budżetowy.
Na początku ubiegłego tygodnia złoty sprawił miłą niespodziankę – zamiast mocno spadać po ujawnieniu informacji o deficycie w 2010 r. wynoszącym 52,2 mld zł, nasza waluta prawie nie zmieniła kursu a w na niektórych parach wręcz zyskała. Cóż z tego jednak, skoro druga połowa tygodnia okazała się na tyle słaba w wykonaniu złotego, że ogólnie możemy mówić o straconym czasie.
Złoty bowiem bardzo szybko przeszedł z dolnych poziomów trwającego już długo trendu bocznego, do górnych, których przebicie oznaczałoby dłuższą chwilę słabości naszej waluty. Oczywiście takie sytuacje zdarzały się w przeciągu już ponad miesiąca kilkukrotnie i złoty jak piłeczka odbijał się od górnych i dolnych ograniczeń.
Tym razem sytuacja jest jednak nieco inna. Z długiej walki pomiędzy euro a dolarem wygrana wyszła wspólna waluta. Kurs EUR/USD przebił poziom 1,44 dol. i na koniec tygodnia osiągnął poziom nieco powyżej 1,45 dolarów. To oznacza, że euro będzie w najbliższym czasie zyskiwać wobec zielonego.
W normalnych warunkach na wartości zyskiwałby także złoty, który z reguły porusza się mniej więcej tak jak euro. Niestety przyszłoroczny deficyt nie jest póki co do końca normalnym warunkiem, otrzymaliśmy więc sytuację gdy euro się wzmacnia, a złoty traci.
Trochę niebezpiecznie zaczęło się także robić na spokojnej dotąd parze CHF/PLN. Ulubiona waluta naszych kredytobiorców wzrosła do poziomu 2,75 złotych. Jeśli kurs osiągnie 2,8 zł, będzie to
Wypada mieć nadzieję, że w przyszłym tygodniu rynek przyzwyczai się już do deficytu i skupi się na danych makro, jak chociażby produkcja przemysłowa, czy zatrudnienie w Polsce. Jeśli nie – zostaną wygenerowane sygnały sprzedaży naszej waluty.
Bardziej dosadnym wnioskiem płynącym z ubiegłego tygodnia jest słabość dolara. Oprócz rosnącego euro potwierdzają to wysokie notowania złota, które przebiło 1000 dol. za uncję oraz cena ropy, która wzrosła powyżej 70 dol. za baryłkę.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo