We wtorek Amerykanie wrócili po trzydniowym weekendzie i trafili na rynki, na których panował strach. Pięcioprocentowe spadki indeksów europejskich w poniedziałek j kolejne spadki we wtorek nie mogły się Amerykanom spodobać.
Oczywiście w USA nikt nie przejął się tym, że szwajcarski bank centralny (SNB) zdecydował się na obronę kursu EUR/CHF tak, żeby nie zszedł poniżej poziomu 1,20 CHF. Zareagowało jedynie złoto. Taniało, bo podobno gracze, którzy ponieśli straty na franku rekompensowali je sobie sprzedając złoto.
Publikacja indeksu ISM dla amerykańskiego sektora usług niespecjalnie pomogła bykom. Indeks nieoczekiwanie wzrósł z poziomu 52,7 do 53,3 pkt. Gracze jednak ten odczyt praktycznie zlekceważyli, bo po pierwsze założyli, że sektor usług później niż przemysłowy odczuje spowolnienie, a po drugie zaczęli się obawiać, że takie dane przeszkodzą Fed w podjęciu decyzji o pomocy gospodarce.
Rynek akcji rozpoczął sesję ponad dwuprocentowym spadkiem, spadł głębiej po publikacji danych makro (sic!) i dopiero potem zaczął redukować straty. W ostatniej godzinie niedźwiedzie usiłowały trend odwrócić i nawet przez chwilę im się to udawało, ale końcówka znacznie straty zredukowała. Oczywiste jest, że przed 8.09, kiedy to pojawi się Ben Bernanke, szef Fed (będzie mówił o prognozach dla gospodarki USA) i prezydent Barack Obama, byki muszą spróbować gry, w wyniku której indeksy wzrosną. Potrzebny jest do tego „tylko” spokój w Europie.
We wtorek w Polsce złoty od początku dnia nadal tracił w stosunku do głównych walut. Taka sytuacja trwałą do momentu poinformowania przez SNB o podjęciu decyzji ustanowienie poziomu 1,20 na parze EUR/CHF jako nieprzekraczalnego (w dół). Bank zapowiedział, że skupi każdą ilość walut. Dziwny ruch, ale na pewien czas ustabilizuje sytuacje pary EUR/CHF.
Na pewien czas, bo jeśli niepokoje na świecie będą trwały to spekulacji z pewnością spróbują przetestować determinację SNB. Nie przemawiają do mnie wypowiedzi niektórych ekonomistów, którzy twierdzą, że skoro bank kupuje to może kupić dowolną ilość (jak rozumiem dlatego, że wydrukuje). Gdyby tak było to Japonia już dawno zastosowałaby takie rozwiązanie, a Słowacja w 2008 roku nie musiałaby obniżać parytetu (umacniać korony) przy wejściu do strefy euro, kiedy spekulanci taki ruch wymusili.
GPW rozpoczęła wtorkowa sesję równie nerwowo jak inne giełdy europejskie i tak samo jak one skorzystała z pretekstu, który dostarczył SNB, żeby podnieść indeksy. Jeszcze raz podkreślam: to były tylko i wyłącznie pretekst, bo decyzja SNB dosłownie w niczym nie zmienia sytuacji ani w Europie ani w Polsce. Nasz rynek zachowywał się lepiej niż francuski i niemiecki, co należy docenić, bo przecież w piątek i poniedziałek nasze indeksy spadły mniej.
Jednak już przed południem na wszystkich giełdach indeksy zaczęły się osuwać, co po pobudce w USA doprowadziło do zaczerwienienia się WIG20. Dzięki fixingowi udało się wypracować niewielki wzrost (0,6 proc.). Nasz rynek zdecydowanie nie wierzy w dalszą przecenę i zaczyna już polować na odbicie przed wystąpieniem Baracka Obamy i Bena Bernanke (8.09).
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi