Staraj się … bardziej

Co odróżnia rynkowych „wymiataczy” od pozostałych graczy? Szukając odpowiedzi na to pytanie czasem popadamy w myślenie życzeniowe. Chcielibyśmy znaleźć konkretną, jednoznaczną złotą receptę, tajemną formułę, błyskotliwą i łatwą do zastosowania.

Czasem można zdefiniować klarowną przyczynę, dlaczego niektóre firmy czy zespoły są daleko do przodu przed innymi. Niekiedy jest to kluczowa innowacja, czy to technologiczna, czy marketingowa… Czasem jest to zespół czynników, jak np. 7 czynników, które wyszły w badaniach J. Collinsa w opracowaniu „Od dobrego do wielkiego”….

A czasem  okazuje się, że źródło sukcesu jest dość prozaiczne:
„Cztery krótkie słowa, które podsumowują to, co wyniosło ludzi sukcesu ponad poziom tłumu to: „a little bit more” (troszeczkę więcej). Zrobili wszystko, czego od nich oczekiwano i troszeczkę więcej.” (Lou Vickery).

To „a little bit more” jest też często zwieńczeniem (a może warunkiem niezbędnym) sukcesu mającego swoje korzenie czy to w olbrzymich budżetach, jakimi dysponuje firma, we wcześniej zdobytej pozycji lidera, w przełomowej innowacji. Chodzi właśnie o ten dodatkowy wysiłek, często niewidoczny, nieeksponowany.

Cały świat zachwyca się np. prezentacjami Steve’a Jobsa. Jego charyzmą i siłą perswazji w czasie premiery każdego kolejnego produktu. A ile trenował prezentację pierwszego IPoda? Miesiąc, co najmniej 1-2 godziny dziennie.

Do dziś fascynuje nas nieprzerwanie trwający rynkowy fenomen Coca Coli, którego nie naruszyła nawet wpadka z „New Coke”. A co dzieje się za kulisami? Np. w Japonii rocznie Coca Cola testuje kilkaset smaków, aby nie dać się zaskoczyć konkurencji i nie przegapić potrzeb i szans rynkowych, mimo oczywistej siły klasycznej Coca Coli.

Zasada „a little bit more” jest bardzo ważna z jeszcze jednej przyczyny. Powinni ją sobie wziąć do serca wszyscy ci, którzy są naprawdę dobrzy. Bo bycie dobrym niestety usypia. „Dobre jest wrogiem wielkiego”. Gdy jesteśmy dobrzy i mamy wyniki, często osiadamy na laurach. Przestajemy się starać. Po co się wysilać? Przecież jesteśmy tak dobrzy! A wtedy nadchodzi czas mądrzejszej i bardziej wytrwałej konkurencji. Wtedy wygrają ci, którzy zrobią troszeczkę więcej. Gdy rynek jest stabilny i spokojny a karty wydają się być rozdane, wszystko niby jest w porządku i dobrzy pozornie nie mają się czego obawiać. Ale gdy nadchodzi czas przełomu , wielkiej rynkowej bitwy – jest to chwila prawdy. Jeden z dowódców regularnych jednostek desantowych lądujących w Normandii tak oto skomentował różnicę miedzy swoimi żołnierzami a Batalionem Rangersów – elitarnym oddziałem do zadań specjalnych: „Moi chłopcy zawsze uważali, że są w dobrej formie fizycznej, ale tamci robili wszystko dwa razy szybciej, zarówno z bronią i ekwipunkiem, jak i bez niego. Kiedy patrzyliśmy jak w przerwach miedzy zajęciami wykonują pompki i inne ćwiczenia, nie mogliśmy się nadziwić” (S.E. Ambrose „D-DAY”).

Źródło: Wymiatacze.pl