Stress testy to sztuka dla sztuki

Czy da się symulować kryzys? Teoretycznie tak, bo można podkładać dane finansowe do poszczególnych scenariuszy i dyskutować o konsekwencjach każdego modelu. Jak to ma się do realnego rynku? Nikt nie wie, bo testy robi się z reguły dopiero po kryzysach. Na te ostatnie rynek nawet nie zwrócił uwagi.

Tegoroczne wakacje to okres pełen niepewności na rynkach finansowych. Agencje ratingowe straszą inwestorów oceniając coraz niżej kraje ze strefy PIIGS. Nie pomaga sytuacja w USA, a inwestorów ogarnął owczy pęd po złoto i franka szwajcarskiego. Stress testy przeprowadzone na 91 europejskich bankach miały za zadanie poprawić nastroje, bo ich fatalne wyniki mogły być jedynie kolejnym gwoździem do trumny dla strefy euro. Testy się udały, jednak inwestorzy nie uwierzyli w metodę ich przeprowadzania. Trudno im się dziwić, kiedy od USA zależy czy zobaczymy kolejny światowy kryzys czy tylko odłożymy go w czasie.

Filozofia stress testu

Tzw. testy EBA zostały przeprowadzone na 91 grupach bankowych obejmujących ponad 65 proc. aktywów europejskiego sektora bankowego. Miały na celu oszacowanie odporności banków na negatywne scenariusze rynkowe w hipotetycznych warunkach skrajnych. Przyjęto 5 proc. współczynnik wypłacalności dla funduszy typu Core Tier 1 (funduszy podstawowych) jako poziom odniesienia dla określenia kondycji banków uczestniczących w testach. Tym razem banki miały jednak znacznie dokładniejsze ankiety do wypełnienia – musiały spowiadać się m.in. z posiadanych papierów takich krajów jak Grecja czy Portugalia. Nie zmienia to jednak faktu, ze hipotetyczny szok, jakiemu miały być poddane banki to nadal czysta teoria i nie w takich strasznych warunkach, jakie mogą nam grozić przy niewypłacalności krajów PIIGS lub USA.

Jedynie 8 banków nie zdało testu, z czego 5 jest z Hiszpanii, 2 z Grecji i jeden z Austrii. Błyskawicznie zareagowali Hiszpanie, ich bank centralny ogłosił, że wyżej wymienione banki nie potrzebują dodatkowego kapitału z uwagi na hiszpański mechanizm absorbowania strat.

Komisja Nadzoru Finansowego chciała pokazać kondycję całego sektora bankowego, a nie tylko jednego reprezentanta w europejskich testach – PKO Banku Polskiego. Sprawdzono zatem banki, których właściciele są spoza Polski. W dziesięciu bankach kapitał najwyższej jakości przekroczyłby 10 proc. Uspokaja to jedynie klientów, którzy w znaczącej większości nie mają pojęcia co to znaczy, ale chcą mieć świadomość, że ich pieniądze są bezpieczne.

Czyny, nie słowa

Dlaczego stress testy budzą tyle kontrowersji? Mają za zadanie uspokajać, jednak już poprzedni kryzys zweryfikował oceny, raitingi i szacowanie ryzyka. Do pewnego momentu łagodne testy i hipotetyczne kryzysy wystarczyły, aby system wyglądał na stabilny. 2008 rok zmienił oblicze bezpiecznego świata finansów i zweryfikował systemy poszczególnych krajów. Jedną z najwyższych ocen bez wątpienia otrzymałby polski sektor, który przeszedł największy z możliwych stress testów – kryzys, który przywędrował do Europy po upadku Lehman Brothers.

Polskie banki wciągnęły wnioski po kryzysie i to jest istotne w perspektywie kolejnych zawirowań. Zaczęła się dyskusja o kredytach walutowych, która kilka lat temu byłą jedynie symboliczna i banki wręcz rozdawały kredyty we frankach nie zważając na ryzyko kursowe. Skończyły się kredyty dla klientów „z ulicy”, a w cenie jest teraz stały klient, aktywnie korzystający z rachunku. Systematycznie spada chociażby ilość kart kredytowych, a prawie 11 mln wydanych plastików w 2009 roku to już odległy wynik dla polskiego sektora.

Jeden problem, który teoretycznie można przypomnieć polskim bankom w kwestii rozwiązań Bazylei III to nauczenie klientów do zakładania depozytów długoterminowych. W Polsce nadal najpopularniejsze są lokaty na kilka miesięcy, co najwyżej na rok. Nie umiemy jeszcze oszczędzać długoterminowo, ale większość prezesów zapewnia, że albo da się wyedukować klienta albo nie ma po co o tym teraz dyskutować, bo przed Bazyleą jeszcze wiele może się wydarzyć.

Trzeba w tym przypadku przyznać rację Wojciechowi Bolanowskiemu, który na blogu PKO BP podkreśla jak istotny jest wizerunek i siła marki w kwestii utrzymania pieniędzy klientów w banku w kryzysowych momentach. Polski lider sektora doświadczył tego na własnej skórze, bo w czasie kryzysu nie miał żadnego problemu z odpływającymi oszczędnościami. Polskie banki były dobre, bo były… polskie, a PKO Bank Polski przeszedł przez kryzys znacznie lepiej niż banki z zagranicznymi właścicielami.

Można długo dyskutować o metodzie samych testów i wartości jaką rzekomo wnoszą uspokajając rynki. Nie ma jednak wątpliwości, że wysoka pozycja PKO BP w Europie oraz testy zrobione przez KNF pokazały bardzo dobrą politykę polskiego sektora. Związek Banków Polskich, który nie tak dawno temu obchodził 20-lecie istnienia może śmiało pogratulować sobie sukcesu. Kondycję naszego sektora bankowego potwierdziły nie tylko teoretyczne testy, ale i prawdziwy kryzys, podczas którego ani jeden bank nie musiał być wspierany z pieniędzy Skarbu Państwa.

Tomasz Jaroszek

Źródło: PR News