– Idea łączenia nadzorów jest dobra. Wiadomo, że nawet przy najlepiej współpracujących, ale oddzielnych urzędach, zawsze zdarzają się luki w komunikacji. Szanse na usprawnienia istnieją, choć rewolucji nie należy się spodziewać. Sens tworzenia jednolitego nadzoru byłby zasadny, gdyby był on całkowicie apolityczny, a z ustawy to nie wynika – mówi Zbigniew Mrowieć, były zastępca przewodniczącego KPWiG.
– Kilka kwestii należy na pewno gruntownie przemyśleć. Kontrolę nad sektorem finansowym sprawuje minister finansów. Nowa ustawa odbiera mu te kompetencje, ale nie wskazuje innej osoby. Projekt ustawy nie został też skonsultowany z Europejskim Bankiem Centralnym, co narzucają regulacje europejskie. Mimo że powstać ma jeden nadzór, nie pokuszono się o ujednolicenie procedur kontrolno-nadzorczych. Zupełnie poza nadzorem, według zakresu nowej ustawy, pozostają inwestorzy giełdowi i spółki publiczne – zauważa Zbigniew Mrowieć.
Sporo wątpliwości mają także uczestnicy rynków finansowych i kapitałowych.
– W przypadku nadzoru bankowego usytuowanie nowej instytucji zbyt daleko od NBP mogłoby wpłynąć na gorszą koordynację polityki monetarnej – twierdzi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Uważa, że kwestię koncentracji nadzorów można rozważyć. Jednak nie należy wprowadzać zmian bez zachowania szczególnej staranności, gdyż dotyczą one delikatnej i specyficznej materii, jaką są instytucje finansowe i spółki publiczne.