Świąteczna manna

U progu Bożego Narodzenia Polacy łakną szybkich kredytów niczym narciarze pierwszego śniegu. Nasze zadłużenie na cele konsumpcyjne sięga już 15 mld zł, a po Nowym Roku pewnie jeszcze wzrośnie. Największy polski bank detaliczny – PKO BP – chce pożyczyć nam przed świętami 1,3 mld zł, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej. Konkurenci nie pozostają w tyle. – Przed świętami liczba klientów na szybkie kredyty wzrośnie o połowę – mówi Grzegorz Adamski z BZ WBK

Jak podaje „Newsweek” kredytu w 15 minut – jak obiecują reklamy – jeszcze dostać nigdzie nie można, ale odbiór gotówki następnego dnia to już standard. Coraz więcej banków pozwala zgłaszać wnioski kredytowe nawet przez Internet lub telefon.

Szybka gotówka to jednak także wysokie odsetki. Wprawdzie banki na ulotkach i plakatach kuszą oprocentowaniem już od 7 proc. rocznie, ale do tego dochodzi zwykle drugie tyle prowizji za przyznanie kredytu, opłat przygotowawczych, składek ubezpieczeniowych, opłat administracyjnych itp. W reklamach podaje się poza tym najniższe oprocentowanie, oferowane tylko nielicznym. Na obiecywane przez BPH 9,9 proc. mogą liczyć stali klienci banku. W efekcie koszty kredytów gotówkowych są prawie dwa razy wyższe niż raty za przeciętny kredyt samochodowy i niemal trzy razy wyższe niż odsetki od kredytu hipotecznego; 5 tys. kredytu konsumpcyjnego zaciągniętego na rok będzie nas dodatkowo kosztowało od 700 do 1000 złotych. W ING Banku Śląskim miesięczna rata rocznego kredytu o wartości 5 tys. zł wyniesie ok. 460 zł. A np. w Eurobanku – 5l0 zł.

Konkurencja między bankami sprawiła, że stoiska pośredników kredytowych, takich jak Lukas, CitiFinancial czy Żagiel, są już w każdym większym markecie. Najczęściej oferują „kredyty zero procent”, bez żadnych odsetek ani prowizji. Tylko cena towaru podzielona na liczbę miesięcznych rat – od 6 nawet do 24. Ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Najczęstszym sposobem zamaskowania prowizji banku jest obowiązkowe ubezpieczenie kredytu. Spotyka się także ekstraopłaty za przesłanie każdego wyciągu, monitu czy wydanie zaświadczenia o spłacie pożyczki. Konia z rzędem temu, kto w sklepowym rozgardiaszu znajdzie te detale w umowie spisanej prawniczym językiem.

Bank podaje też tzw. RRSO, czyli rzeczywisty koszt kredytu. Trzeba tylko chcieć to wszystko znaleźć. I jeśli kwoty są wysokie – porównać je z konkurencją. Brokerzy kredytowi podkreślają, że różnice w cenie szybkich pożyczek w poszczególnych bankach są olbrzymie. – Każdą umowę kredytową, dotyczącą szybkiego kredytu, mamy prawo w ciąga 10 dni zerwać. To niestety nie oznacza, że zawsze odzyskamy wszystkie pieniądze – mówi Agata Marczyńska, arbiter bankowy rozstrzygająca spory między bankami a klientami. Ustawa mówi, że po rozwiązaniu umowy bank musi nam zwrócić wszystkie opłaty i prowizje. Ależ jednym wyjątkiem. Bank nie odda opłaty przygotowawczej i ewentualnych kosztów ustanowienia zabezpieczeń – pisze „Newsweek”.