Świąteczne humory wciąż dominują

Takie rozpoczęcie spowodowało, że cała sesja została rozegrana już w pierwszych taktach. WIG20 przykleił się do poziomu 1800 punktów i nie wykazywał chęci do ruchu w żadną ze stron. Akcjom spółek wydobywczych pomagały drożejące surowce. Dodatkowo wzrosty największych banków po 7 procent skutecznie trzymało w ryzach całą podaż.

Zaistniała sytuacja spowodowała, że końcówka sesji była już tylko formalnością. WIG20 wzrósł „jedynie” o 4,7 procenta, a zachodnie parkiety aż o 7-9 procent. Cały obraz psuje tylko mizerny obrót. Wciąż obserwujemy raczej wyraz nadziei na wzrosty, a nie faktycznego przekonania, że akcje są dobrą inwestycją. O zmianie podejścia będzie można mówić kiedy rynek zdobędzie jakiś istotny punkt oporu, a do niego pozostaje jeszcze 6 procent miejsca. Dziś wszystko wskazuje na to, że ten dystans się zmniejszy. Głównie za sprawą amerykańskich indeksów, które bez wahania ruszyły do góry i wzrost sięgał tam już niemal 5 procent. Dopiero wtedy było widać chwilową reakcję podaży, która zmniejszyła wzrosty o jeden procent. Bardziej nerwowi gracze po prostu doszli do wniosku, że wzrosty nie będą kontynuowane we wtorek, czyli trzeci dzień z rzędu. Technika wskazuje wręcz na kontynuację ruchu. Miejsce na wzrosty jest, ale wystarczy jeden większy spadek by zanegować całą strukturę.

W nocy dobre nastroje udzieliły się nawet w Japonii, gdzie ostatni kwartał okazał niezwykle słaby. Spadek PKB sięgnął w ciągu roku 1,8 procenta, ale przecież nikt już nie reaguje na fatalne odczyty. Nastroje poprawiają się z każdym dniem, a wraz z nimi coraz szerzej pojawiają się komentarze o dobrym zakończeniu fatalnego roku. Na razie żadnych krótkoterminowych obaw nie widać, ale nie znaczy to że nie kryją się za rogiem.

Paweł Cymcyk
Analityk