Systemy zaprojektowane dla banków pod koniec lat 80-tych lub we wczesnych 90-tych obecnie nie są w stanie dobrze spełniać swoich funkcji. Niechęć do modernizacji przestarzałych technologii może kosztować utratę najbardziej dochodowych klientów, którzy wymagają rozwiązań na miarę czasów cyfrowej rewolucji.
Banki, o ile doskonale zdają sobie sprawę z postępu technologicznego, same nie są zbyt chętne do wymiany systemów, które kształtowały się przez dziesięciolecia. Konstruowanie kolejnych patch’y i dołączanie kolejnych modułów do istniejącego już oprogramowania upodobniło systemy bankowe do spękanych ścian połatanych naprędce gipsem. Jeśli nawet kolejne poprawki spełniały swoje zadanie, to systemom bankowym brak dziś kompleksowego ujęcia problemów i analizowanych informacji, a przede wszystkim brak wewnętrznej spójności i zgodności pomiędzy podsystemami.
Specjaliści z „The Banker” przewidują, że jeśli podobny stan będzie się w bankach utrzymywał dłużej, to grozi to wkrótce powstaniem „wysypek zacofania”. Grozi to szczególnie tym instytucjom finansowym, w których podstawowymi procesami będą wciąż kierować systemy zaprojektowane w latach 80-tych. Powyższe słowa potwierdza fakt, że w niektórych bankach można jeszcze spotkać aplikacje napisane w języku FORTRAN czy COBOL.
Bankierzy, którzy starają się myśleć w „zdroworozsądkowy” sposób mówiąc: „Jeśli coś nie jest zepsute to po co to naprawiać?”, nie biorą pod uwagę faktu, że aplikacje, które obecnie funkcjonują w ich bankach zostały stworzone dla innego środowiska, innych potrzeb i funkcjonowały w innych technologiach. Jeśli dzisiejszy biznes potrzebuje elastycznych ludzi i organizacji zmieniających się po to, żeby odpowiadać potrzebom swoich klientów, to tym bardziej do ich dyspozycji powinny stać narzędzia, które taką elastyczność będą dostarczać.
Więcej w marcowym numerze „The Banker”.