Sytuacja w Estonii przestrogą dla Polski?

Estońska gospodarka jeszcze trzy lata temu, z tempem wzrostu gospodarczego sięgającym rocznie ponad 10 proc. PKB, była przedstawiana jako uosobienie cudu gospodarczego z którego przykład powinny brać wszystkie kraje Unii. Jej osiągnięcia i wyniki były na tyle imponujące, że w pewnym momencie okrzyknięto ją nawet „europejskim tygrysem” – co zresztą nie było wówczas przesadne.

Dziś jednak sytuacja w Estonii diametralnie różni się od tej wcześniej opisanej. Tempo wzrostu gospodarczego spadło bowiem niemal do zera, szaleje inflacja, a liczba miejsc pracy ulega zmniejszeniu niemal z miesiąca na miesiąc. Co zatem sprawiło, że „estoński tygrys” tak szybko stracił kły?

Wystarczyło 3 lata

Gospodarka, tego niespełna półtoramilionowego kraju, zaledwie po roku od wejścia do UE zaczęła wykazywać pierwsze – zresztą dość wyraźne – oznaki przegrzania gospodarczego. Bardzo wysokiemu tempu wzrostu gospodarczego, które w latach 2005 – 2007 sięgało średnio 10,5 proc. PKB rocznie, zaczął towarzyszyć szybko rosnący wskaźnik inflacji (CPI). W roku 2005 osiągnął on poziom 4.1 proc., a w roku 2007 zbliżył się do wartości prawie 7.0 proc.

Pomimo znaczącego wzrostu inflacji polityka pieniężna nie uległa jednak zaostrzeniu. Sytuacja ta doprowadziła więc do boomu na rynku kredytowym, co jednocześnie skutkowało zwyżkami na rynku nieruchomości. Większość dokonywanych tam inwestycji była finansowana przez banki zagraniczne działające na terytorium Estonii. W tym samym czasie optymistyczne oczekiwania, co do poziomu przyszłych płac i dochodów, dodatkowo napędzały poziom popytu krajowego. To oczywiście musiało działać proinflacyjnie i stopniowo przyczyniać się do „konsumowania” wypracowywanego poziomu wzrostu PKB.

Koniec z kryzysem w 2009 roku?

Ostatnie dane o stanie gospodarki, opublikowane przez estoński urząd statystyczny wskazują, że po raz kolejny mieliśmy do czynienia w tym kraju z ujemnym wzrostem PKB. Sytuacja ta jest w głównej mierze podyktowana trzema czynnikami: wciąż obniżającym się poziomem popytu krajowego, niskim poziomem eksportu oraz szybko rosnącymi cenami. Władze estońskiego rządu oczekują jednak poprawy sytuacji gospodarczej kraju, ale ich zdaniem może to nastąpić nie wcześniej niż na początku przyszłego roku. Ożywienie wzrostu gospodarczego będzie uzależnione – zdaniem estońskich polityków – przede wszystkim od poprawy sytuacji w obszarze eksportu estońskich towarów oraz poziomu krajowych inwestycji.

Wzrostowi PKB w Estonii nie pomaga również poziom prywatnej konsumpcji, który z kwartału na kwartał ulega obniżeniu. Również pesymistycznie nastawione społeczeństwo, coraz bardziej niepewne swojej przyszłości, wykazuje znacznie mniejszą skłonność do pożyczania, konsumpcji, a w końcu i inwestycji – co jest zjawiskiem wysoce nieporządnym z punktu widzenia wzrostu gospodarczego. Jednakże dziś problemem najpoważniejszym dla estońskiej gospodarki wydaj się być inflacja. W czerwcu jej roczny wskaźnik sięgnął aż 11.4 proc.

Czy Polska może podzielić los Estonii?

Oczywiście wystąpienia podobnej sytuacji makroekonomicznej nie można wykluczyć i w naszej gospodarce, pomimo że Polska i Estonia to dwa – pod wieloma względami – różne kraje. Niemniej jednak kryzysy i recesje dotykają wszystkie państwa na świecie i to bez względu na położenie, liczbę mieszkańców, tempo wzrostu PKB, czy też sam ustrój polityczny. Gospodarka Estonii jak dotąd odnotowała znacznie więcej sukcesów ekonomicznych, aniżeli nasz kraj i jej „struktura” jest bardziej stabilna. Polska nigdy jeszcze po roku 1989 nie wypracowała tempa wzrostu gospodarczego, które osiągnęłoby w skali roku poziomu wyższego niż 7.5 proc. PKB.

Nigdy też nie potrafiliśmy utrzymać – jak na polskie realia – wysokiego tempa wzrostu gospodarczego przez okres przynajmniej 4-5 lat. Zazwyczaj było tak, że po dwu-, trzy- letnim okresie wzrostu nadchodził okres dekoniunktury. Nigdy też budżet naszego państwa (z wyjątkiem roku 1991) nie wykazał na koniec roku nadwyżki. Polska ma szansę uniknięcia w przyszłości sytuacji, jaka dziś panuje w Estonii. Ale to wymaga konkretnych działań, które winny koncentrować się na poprawie – ważnych z punktu widzenia rozwoju gospodarczego kraju – wskaźników makroekonomicznych, w tym: wskaźnika inflacji i poziomu deficytu budżetowego.

W przeciwnym razie w momencie nastania kryzysu wyjście z niego może potrwać nawet kilka lat. Dziś przewaga estońskiej gospodarki polega na tym, że gotowa jest ona na „odparcie” sytuacji kryzysowych, m.in. dzięki zachowanym nadwyżką pieniędzy w budżecie państwa, które to środki w okresie dekoniunktury mogą być uruchomione do pobudzenia popytu krajowego, i tym samym wzrostu PKB. Polska niestety nie posiada takiego atutu i chyba nic się w tej sprawie nie zmieni aż do momentu kiedy „odważny” rząd podejmie się kompleksowej naprawy systemu finansów publicznych państwa.

Bartosz Niedzielski, Bankier.pl
Źródło: PR News