Szalejąca drożyzna, czyli wakacje pod znakiem kryzysów i inflacji

Polacy wydadzą w tym roku na wakacjach znacznie więcej pieniędzy niż w ostatnich latach. I wcale nie wynika to z nagłego wzbogacenia się polskiego społeczeństwa, czy wybierania przez Polaków droższych wczasów w egzotycznych krajach. Nasze portfele zostaną wystawione na ciężką próbę głównie dzięki wysokiej inflacji, kryzysom w „ciepłych krajach”, a także decyzjom polityków, którzy na początku roku zafundowali nam przecież podwyżkę podatków.

Polski wczasowicz nie ma łatwego życia. I w tym roku może być tylko gorzej. Ceny rosną najszybciej od dekady. Kryzys w strefie euro, a także w wielu południowych krajach, które często są celem wakacyjnych wojaży Polaków, wpływa również na niestabilność polskiej waluty, co znajduje odzwierciedlenie choćby w cenach zagranicznych wycieczek. Czy Polakom uda się w czasie wakacji wyprzedzić wzrost cen? Niestety, perspektywy są w tej kwestii nie najciekawsze, a fakt polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej może jeszcze dolać oliwy do ognia.

Podatki w górę, ceny w dół? Wolne żarty

Choć podwyżkę podatków mieliśmy przeszło pół roku temu, to w nadmorskich i górskich kurortach jej efekt możemy na własnej skórze odczuć dopiero teraz. Właściciele pensjonatów, sklepów i restauracji nigdy nie żałowali wakacyjnych klientów. Ale rząd podwyższając podatki, dał im zielone światło do wywindowania i tak już wysokich cen. Wyższy VAT to przecież wyższe koszty utrzymania lokali, hoteli, transportu, a także wyżywienia.

Wyższy VAT to również rosnące koszty transportu i to niezależnie od środka lokomocji. Bo przecież urlopowicz jakoś do kurortu dostać się musi. A fanów wycieczek rowerowych przez cały kraj zbyt wielu w Polsce nie mamy. Koszt litra benzyny (E95) wahał się w zeszłe wakacje między 4,50 a 4,70 złotego. Dziś tylko szczęśliwcy korzystający z rozmaitych promocji i ofert specjalnych mogą zatankować poniżej 5 złotych. Najgorzej jest oczywiście na stacjach przy autostradach i w miejscowościach wypoczynkowych, gdzie litr benzyny E95 potrafi kosztować nawet 5,20 zł.

Czy możemy coś na to poradzić? Raczej nie. Ceny paliw pewnie spadną dopiero po wakacjach, ale przecena nie będzie z pewnością spektakularna. Koszty wakacyjnego wypoczynku również w końcu będą nieco niższe, ale wiązać się to będzie nie ze spadkiem inflacji czy wyrzutami sumienia właścicieli pensjonatów, a końcem sezonu. Tak czy inaczej, na wzrost wakacyjnych nie mamy praktycznie żadnego wpływu. Pozostaje nam racjonalnie planować wakacyjne urlopy i kontrolować przepływ (a raczej odpływ) gotówki w tym gorącym okresie.

Czy dzięki kryzysowi w krajach afrykańskich ceny spadły? Oczywiście, że … nie

Wszyscy liczyliśmy, że kryzys w Egipcie, Tunezji czy Libii wpłynie znacząco na ceny wczasów w tych krajach. Można było spodziewać się, że wobec zaostrzającej się sytuacji politycznej, Europejczycy masowo zaprzestaną odwiedzania tych krajów w celach wypoczynkowych. To oznaczałoby walkę biur podróży o klienta i niższe ceny.

Jak sytuacja wygląda 4 lipca, kiedy wydaje się, że najgorsze w tych krajach minęło? Ceny wycieczek owszem drgnęły. I to mocno. Ale w górę.

Według raportu Internetowego Centrum Podróży eSky.pl podwyżkę cen wycieczek zagranicznych zawdzięczamy przede wszystkim wysokim cenom paliw, co bezpośrednio przełożyło się na ceny biletów lotniczych. Jeszcze w zeszłym roku za bilet wykupiony o taniego przewoźnika płaciliśmy średnio 441 złotych. Dziś to już ponad 637 złotych – czyli znaczący, bo 30 procentowy wzrost.

Trudna sytuacja krajów afrykańskich również wpłynęła na ceny wycieczek, jednak nie spowodowała ich spadku, ale wzrost. Mniejsze biura podróży, które nie poradziły sobie z nagłym odpływem klientów, upadły. Te, które na rynku przetrwały, wcale cen nie obniżyły. Z jednej strony był to efekt ograniczenia na rynku konkurencji, której mniejsi gracze nie wytrzymali. Z drugiej, największe na świecie biura podróży musiały dostosować ceny do rosnących kosztów transportu, a także zawirowań na rynku walutowym. Za to wszystko zapłacili oczywiście klienci, bo nie mieli tak naprawdę innego wyjścia.

Co ciekawe, Egipt i Tunezja w stosunku do zeszłego roku nie straciły klientów prawie wcale. W maju 2011 roku sprzedaż wycieczek do tego kraju w porównaniu z rokiem ubiegłym, spadła jedynie o 6 proc., a do Tunezji o 7 proc. Biorąc pod uwagę coraz większą popularność krajów egzotycznych czy dalekiego wschodu, można by pomyśleć, że zamieszki w Egipcie i Tunezji wcale nie wpłynęły na popularność wycieczek do tych krajów.

To może jednak Grecja?

Wielu urlopowiczów liczyło pewnie na spadek cen wypoczynku również w Grecji. Strajki i zamieszki z pewnością odstraszyły wielu klientów biur podróży, a Grecja to przecież kraj utrzymujący się w dużej mierze właśnie z turystyki. Wiele wskazuje jednak na to, że również w tym przypadku ceny zamiast spaść, wzrosną. I znów do głosu dochodzą wysokie ceny ropy w całej Europie, przede wszystkim jednak fakt, że Greków na obniżki cen nie stać. I trudno spodziewać się, że w najbliższej przyszłości to się zmieni.

Plan radykalnych i drastycznych cięć budżetowych wymusi na przedsiębiorcach podniesienie cen. I to praktycznie wszystkich artykułów i usług. Choć patrząc realnie na sytuację Grecji, to jest ona tak zła, że bankructwo tego kraju jest wyłącznie kwestią czasu.

Paradoksalnie może to być jednak dobra wiadomość dla wszystkich chcących spędzić urlop w tym kraju w przyszłości. Wyjście ze strefy euro i przywrócenie drachmy może spowodować, że kraj ten stanie się konkurencyjny, a może nawet bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o wypoczynek. Walorów turystycznych Grecy z dnia na dzień nie stracą. W momencie gdy poradzą już sobie z kryzysem, mogą stać się wręcz idealnym krajem na wakacje.

Inna sprawa, że w opiniach wielu analityków właśnie bankructwo Grecji i jak najszybsze wyjście tego kraju ze strefy euro jest dla niego jedyną szansą. Miliardy pompowane w grecką gospodarkę działają wyłącznie doraźnie, a Grecja wydaje się być „workiem bez dna”.

Wakacje od zawsze nie należały do rzeczy tanich. Choć w dużej mierze zależy to od prywatnych preferencji urlopowiczów. Jednym wystarczy przecież prywatna kwatera czy schronisko w Bieszczadach, inni nie rozpatrują ofert hoteli, które mają mniej niż cztery gwiazdki.

Niezależnie od tego gdzie na w rezultacie wybierzemy się na wakacje, wniosek jest niestety jeden i to niewesoły. Wpływ na wzrost cen moglibyśmy mieć wyłącznie wtedy, gdy przestalibyśmy konsumować. Ale czy w wakacje o to chodzi? Raczej nie. Poza tym drastyczny spadek konsumpcji, która od lat napędza polską gospodarkę, oznaczałby niższe wpływy do budżetu państwa. Państwo, chcąc uniknąć pogłębienia się budżetowego deficytu zafundowałoby nam to, co z pewnością przełożyłoby się na wzrost cen, czyli….podwyżkę podatków.

Źródło: Bankier.pl