Szef ECB usiłuje słownie interweniować

W piątek kalendarium było praktycznie puste, więc amerykańscy inwestorzy szukali innych, poza danymi makro, pretekstów, których mogliby użyć w kreowaniu ruchów cen aktywów. Najważniejsze jednak były chyba nastroje, które po powrocie indeksu S&P 500 pod pokonany w poniedziałek opór 1.100 pkt. były nienajlepsze. Dodatkowo pogarszały je Dell, który po czwartkowej sesji opublikował słabszy o prognoz raport i Intuit, który wyemitował ostrzeżenie o niewypełnieniu prognoz. Przed sesją raport dewelopera D.R.Horton też popsuł nastroje. 

Nie poprawiało ich też kolejne wystąpienie Jean-Claude Trichet, szefa ECB. Powiedział on, że ECB panuje wycofywanie lub hamowanie niektórych posunięć wycelowanych w pomaganie gospodarce strefy euro. Gracze jakoś nie zauważyli, że taka zapowiedź stoi w jaskrawej sprzeczności z niedawnym stanowiskiem (jednogłośnym) ministrów finansów grupy G-20. Oni przecież twierdzili, że bodźce nie zostaną wycofane dopóki gospodarka globalna nie wejdzie na ścieżkę trwałego rozwoju. Jean-Claude Trichet nie powiedział, o jakie bodźce chodzi i jaki jest kalendarz ich wycofywania. Prawdę mówiąc była to według mnie ukryta interwencja słowna mająca na celu osłabienie euro (co obniżyło cenę ropy).  

Akcjom mogła też nieco szkodzić informacja agencji Bloomberg, która twierdzi, że Fed zaczyna badać największe amerykańskie banki pod kątem ich odporności na zmianę trendu na rynkach. Inaczej mówiąc: bada, czy wystarczy im kapitałów, jeśli pęknie budowana na surowcach i akcjach bańka. Nic dziwnego, że indeksy spadały, ale w połowie sesji, po wyrysowaniu podwójnego dna na poziomie wsparcia (1.087 pkt.) zaczęły redukować skalę spadków. To się udało, ale niewielkiego spadku nie uniknięto. Sesja nie ma najmniejszego znaczenia prognostycznego.  

GPW poszła w piątek rano śladem wytyczonym przez inne giełdy europejskie. Tam widać było chęć do wykreowania odbicia, więc nic dziwnego, że pojawiła się ona również i u nas. Po dwóch, dużych spadkach każdy pretekst musiał pobudzić popyt do działania. Po ponad półtoraprocentowym wzroście indeks zaczął się powoli osuwać naśladując podobny proces widoczny na innych giełdach. Takie osuwanie musiało w końcu doprowadzić do silniejszego uderzenia podaży. Tak samo zresztą wyglądała sytuacja na innych giełdach europejskich. WIG20 tracił około pół procent, a najbardziej szkodziły mu nadal banki.  

Przed pobudką w USA indeks wróci do poziomu neutralnego. Nieźle cały czas zachowywały się spółki sektora surowcowego. Spokojne zachowanie giełd w USA na samym początku ich sesji pomogło naszym bykom, dzięki czemu udało się wypracować zwyżkę (praktycznie dzięki fixingowi), ale taką, która w niczym nie zmienia obrazu rynku. Jednak czekanie na amerykański „czarny piątek”, od którego zazwyczaj rozpoczyna się tzw. raj św. Mikołaja (raczej nie w tym roku) powinny rynkom na początku tygodnia pomagać.  

Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi