Spokojny czas między Świętami a Nowym Rokiem pozwala nieco głębiej zastanowić się nad tym, co czeka światowe rynki w najbliższych miesiącach. Nie zaszkodzi, jeśli uda się przy tym znaleźć kilka ciekawych pomysłów inwestycyjnych na 2010 rok.
Nie ma wątpliwości, że giełdy kończą stary rok w znacznie lepszych nastrojach niż go zaczynały. Nie brakuje więc prognoz mówiących o kontynuacji wzrostów czy nawet rozpoczęciu nowej hossy. Wśród analityków pojawia się jednak również wiele głosów przeciwnych, mówiących o drugim dnie recesji i rychłym powrocie niepokojów na rynki finansowe w związku z wycofywaniem pakietów stymulacyjnych z gospodarek.
Pesymiści podkreślają, że bezrobocie w USA jest rekordowo wysokie, a kłopoty sektora bankowego przekładają się na trudności w kredytowaniu małych i średnich przedsiębiorstw. Wskazują ponadto, że ceny akcji i towarów bardzo już w mijającym roku wzrosły, a rychłe podwyżki stóp przez największe banki centralne i wywołana tym aprecjacja dolara zniechęci inwestorów do poszukiwania rentowności w bardziej ryzykownych instrumentach. Inni jeszcze wciąż mówią o groźbie inflacji związanej z rozrośniętym bilansem Fed oraz dramatycznie narastającym zadłużeniem publicznym w krajach rozwiniętych.
Przedstawione poniżej pomysły inwestycyjne w większości nie zostały przygotowane z myślą o najczarniejszych scenariuszach, dlatego najpierw warto spróbować rozwiać część z zarysowanych tu obaw. Przede wszystkim nic nie wskazuje, by 2010 rok przyniósł nawrót recesji. W USA z wariantem drugiego dna mieliśmy do czynienia jedynie w 1982 roku w wyniku szalejącej inflacji i koniecznych dla jej zdławienia drastycznych podwyżek stóp procentowych.
Siły, które uruchamia rozpoczynające się ożywienie (odbudowa zapasów, ruszenie z wstrzymywanymi projektami inwestycyjnymi, itd.) są bowiem na tyle potężne, że potrzeba by jakiś wyjątkowych wydarzeń, by je zatrzymać. Historycznie odbicie gospodarki amerykańskiej było średnio dwa razy silniejsze niż wcześniejszy spadek. Chociaż w związku z tym na 7% wzrost nie ma co liczyć, to połowa tej wartości wydaje się zupełnie realna.
Z drugiej strony zagrożenia inflacją w nadchodzącym roku praktycznie nie ma. Wolnych mocy w gospodarkach krajów rozwiniętych jest bardzo dużo (świadczy o tym między innymi wysokie bezrobocie), co będzie jeszcze przez dłuższy czas łagodzić presję cenową. Banki centralne zaś nie dopuszczą do gwałtownego wzrostu podaży pieniądza podnosząc stopniowo stopy procentowe oraz wykorzystując inne instrumenty służące do zatrzymania u siebie rozrośniętych rezerw banków.
Ponieważ konsensus odnośnie szkodliwości inflacji w świecie akademickim jest bardzo silny, nie należy się raczej obawiać, że szefowie czołowych światowych instytucji emisyjnych ulegną pokusie dostarczania łatwego pieniądza dłużej niż do końca nadchodzącego roku. Pierwsze podwyżki stóp pojawią się raczej szybciej niż później, choć będą stopniowe, a powrót do standardowych 3-4% zajmie zapewne około trzech lat.
Dlatego też nie należy się obawiać, że pierwsze podwyżki stóp przyniosą apokalipsę na rynku akcji – jeśli ruch oprocentowania jest spokojny i przewidywalny historia nie wskazuje, by szkodziło to giełdom. Również ewentualna aprecjacja dolara (szczególnie wobec jena i euro jest to całkiem prawdopodobny dla przyszłego roku wariant) niekoniecznie musi popsuć nastroje na rynkach akcji. Ujemna korelacja notowań amerykańskiej waluty z indeksami na całym świecie ma stosunkowo krótką historię – w latach 1996-2000 było można zaobserwować zależność w odwrotną stronę.
Nie należy wyciągać z tego wniosków, że kryzys nie pozostawił na gospodarkach, szczególnie tych wysoko rozwiniętych, żadnych trwałych śladów. Przeciwnie – wysokie bezrobocie, narastający dług publiczny oraz czekające nas niestety nasilenie fiskalizmu i regulacji sektora finansowego będą kulą u nogi dla wzrostu gospodarczego w kolejnych latach. Nie znaczy to jednak, że po tak ciężkiej recesji nie dojdzie do odbicia.
Jakie z tego w takim razie wnioski dla inwestorów na nadchodzący rok? Są powody do ostrożnego optymizmu i w tym duchu formułowana jest większość przedstawionych poniżej pięciu pomysłów inwestycyjnych, choć dwa z nich powinny trafić również do umiarkowanych pesymistów. Lista prezentuje się następująco:
Przewidywane wzrosty
Akcje amerykańskiego sektora finansowego. Choć po niedawnym kryzysie mało kto interesuje się inwestycjami w spółki finansowe, to (także właśnie dlatego) należy się nimi zainteresować. Znaczącą większość odpisów banki mają już za sobą, a wiele z nich uzupełniło niedawno kapitał i niedługo będą w pełni są gotowe do rozpoczęcia zyskownej akcji kredytowej znakomicie współgrającej z nadchodzącym ożywieniem. Akcje spółek finansowych są przy tym bardzo tanie – średnio ich cena ledwie przekracza wartość księgową. Branża ta w całym indeksie S&P500 jest najniżej wyceniana w stosunku do długookresowej historycznej średniej zysku na akcję.
Akcje polskich banków. Polski sektor bankowy relatywnie gładko poradził sobie z kryzysem, choć przecena dotknęła akcje banków w niemniejszym stopniu niż szeroki rynek. Przyszłoroczne ożywienie przyniesie wzrost popytu na kredyty ze strony przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Stabilizacja kursów zmniejszy zagrożenie związane z kredytami walutowymi, co zwiększy zaufanie do naszego regionu i obniży koszty zabezpieczenia i finansowania. Koniec wojny depozytowej przyniesie obniżenie kosztów odsetkowych – oprocentowanie lokat jest wyraźnie niższe niż przed rokiem. Wreszcie banki-matki, których sytuacja również będzie się poprawiać, poluzują limity kredytowe, które obowiązują na rynku międzybankowym, przez co zwiększy się jego płynność.
Polski złoty wobec japońskiego jena. Złotówka będzie umacniać się w stosunku do dolara i euro wraz z przyspieszeniem tempa wzrostu gospodarczego w naszym kraju i napływem portfelowych inwestycji zagranicznych. Ostrożne założenia budżetowe dają szansę na znaczne obniżenie faktycznego przyszłorocznego deficytu, co powinno zwiększyć zaufanie do naszej waluty. Jednocześnie należy spodziewać się osłabienia jena w stosunku do dolara i euro. Podwyżki stóp procentowych w USA i UE nastąpią szybciej niż w Japonii. Ponadto rząd tego kraju coraz częściej mówi o osłabieniu waluty, która obecnie kosztuje prawie tyle, co w szczycie kryzysu finansowego, co przyczynia się do spadku opłacalności japońskiego eksportu. Gra na parze JPY/PLN daje więc szansę jednoczesnego wykorzystania obu trendów.
Przewidywane spadki (krótka pozycja)
Amerykańskie obligacje skarbowe. Ogromny deficyt w przyszłym roku (ponownie ok. 10% PKB) oznacza podaż obligacji na poziomie zbliżonym do tegorocznego. Nie będzie jednak na nie już takiego popytu jak w roku 2009. Emisje rządowe pozbawione już będą od marca wsparcia Fed, czy to bezpośredniego przez ich zakup czy też poprzez interwencje na rynku obligacji hipotecznych, co obniżało ich rentowności, czyniąc obligacje rządowe względnie bardziej atrakcyjnymi. W obliczu ożywienia banki chętniej będą udzielały kredytów niż kupowały niskooprocentowane papiery dłużne. Gra na wzrost rentowności amerykańskich papierów rządowych jest również propozycją dla zwolenników scenariusza inflacyjnego – gdyby bankom centralnym nie udało się powstrzymać presji cenowej (którą same wcześniej wywołały ekspansywną polityką) wpłynie to na wzrost długoterminowych stóp procentowych.
Ceny miedzi. Niektóre towary od dołków z grudnia zeszłego roku zdrożały o ponad 100%. Najbardziej spektakularny wzrost odnotowały między innymi ceny miedzi. Za takie wzrosty odpowiada ogromny popyt z Chin, związany ze sponsorowaną przez władze budową zapasów oraz z nadziejami na nadchodzące ożywienie. Obydwa te czynniki powinny stracić na znaczeniu. Wielki chińskie zakupy już są na ukończeniu – Państwo Środka nie będzie dalej powiększać rezerw po tak wygórowanych cenach. Zaś ożywienie w budownictwie, gdzie przede wszystkim wykorzystuje się miedź tak prędko jeszcze nie nadejdzie. Rynkowi miedzi należy się więc bardzo poważna korekta.
Ceny złota. Złoto, choć okazało się czarnym koniem w 2009 roku, raczej nie powtórzy swojego sukcesu. Długoterminowe fundamenty są wprawdzie nadal dobre – mało elastyczna podaż i rosnące zainteresowanie inwestorów (w tym banków centralnych z Azji). Jednak cena złota dwukrotnie przekracza już liczoną w ujęciu realnym czterdziestoletnią średnią. Z tego punktu widzenia złoto jest najdroższym towarem spośród wszystkich notowanych na rynkach. Aż tak wysokich cen nic nie uzasadnia – w szczególności błędne są obawy o rychłą inflację, którymi z pewnością kierowało się wielu inwestorów w 2009 roku. Obecny poziom cen jest też na dłuższą metę nie do zaakceptowania dla producentów biżuterii i odbiorców przemysłowych, którzy rozglądają się za tańszymi alternatywami. Pierwsze podwyżki stóp w USA lub ich wyraźna zapowiedź bądź bardziej zdecydowane umocnienie dolara powinny przynieść korektę, która sprowadzi cenę żółtego metalu z powrotem poniżej 1000$ za uncję.
Jak można zainwestować?
Część z przedstawionych tu pomysłów wygląda egzotycznie i przeciętny inwestor mógłby zgłosić wątpliwości co do technicznych możliwości ich realizacji. Dzisiaj jednak (nawet w Polsce) wszystkie wymienione aktywa są w miarę łatwo dostępne za pośrednictwem różnych instrumentów oferowanych przez krajowe domy maklerskie. W amerykańskie spółki finansowe można zainwestować poprzez proste kontrakty CFD (oferowane min. przez City Index) zaś w polski sektor bankowy poprzez zakup akcji na giełdzie lub jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych (co najmniej dwa fundusze dostępne na naszym rynku inwestują wyłącznie w sektor finansowy w Europie Środkowej).
Gra na parze JPY/PLN wymaga otwarcia rachunku forex, a na spadkach cen miedzi i obligacji skarbowych można zarobić poprzez inwestycje w kontrakty terminowe dostępne za pośrednictwem wspomnianego rachunku CFD lub bezpośrednio w działach zagranicznych polskich domów maklerskich (min. DM BOŚ). Spadek cen złota można obstawić także poprzez kontrakty, ale ze względu na ich duży wolumen i wysokie ryzyko takiej transakcji polecić można raczej opcje put dostępne między innymi na platformie IDM Trader. Warto też przyglądać się produktom strukturyzowanym pojawiającym się na rynku. Niektóre z nich mogą realizować interesującą nas strategię.
Źródło: Wealth Solutions