Sztuka dowodzenia i motywowania wg gen. Pattona

Generał Patton uważany jest za jednego z najwybitniejszych dowódców II wojny światowej. To jeden z najbarwniejszych i najbardziej kontrowersyjnych amerykańskich wojskowych.

To on pokonał w Afryce „lisa pustyni” Rommla w Maroku i Tunezji, w niesamowitym stylu zdobył Sycylię. Dowodząc Trzecią Armią amerykańską od 1 sierpnia 1944 r. z plaż Normandii w ciągu zaledwie półtora miesiąca dotarł do Mozeli. Patton miał w planach wdarcie się w słabo bronioną przez zszokowanych klęskami Niemców Linię Zygfryda, zajęcie terenów III Rzeszy pomiędzy Mozelą a Renem (Zagłębie Saary) i szybkie forsowanie rzeki. Gdyby takie uderzenie doszło do skutku, mogłoby kompletnie załamać morale i obronę niemiecką, co czyniło zakończenie wojny przed Bożym Narodzeniem 1944 całkiem realnym.

To on w Normandii pod Avranches dokonał rzeczy niemal niemożliwej. Prze zaledwie jedną drogę i most przez rzekę, pod ostrzałem wroga, przeprowadził dwie dywizje piechoty i dwie pancerne mniej niż przez dobę, dzięki czemu Trzecia Armia wyszła na tyły wojsk niemieckich.

Istnieje też nie sprawdzona anegdota, że czołgi jednej z jednostek Pattona zapędziły się tak daleko, że przez chwilę operowały w granicach obecnego polskiego Dolnego Śląska.

Takie sukcesy nie były dziełem przypadku.

Patton miał już za sobą doświadczenia dwóch wojen. W 1916 roku – konno – ścigał meksykańskich rewolucjonistów Francisco „Pancho” Villi. W latach 1917 – 1918 zdobył już pierwsze doświadczenia, służąc w oddziałach pancernych we Francji.

Był prawdziwym geniuszem wojennym, co wynikało z jego wielkiej wiedzy wojskowej, historycznej. W czasie kampanii 1943-45 cały czas studiował wspomnienia i podręczniki wojskowe.

Szczególną uwagę warto zwrócić na to, jak Patton motywował swoich ludzi.

W marcu 1943 roku po amerykańskiej porażce pod Kassarine w Tunezji Eisenhower powierzył mu dowództwo nad zdemoralizowanym 2. Korpusem. W zaledwie kilka dni Patton wlał nowego ducha bojowego w pobite dywizje i poprowadził je do zwycięskiego marszu na Tunis.

Wierzył w przykład osobisty, stąd jego wycieczki na pierwszą linię. Znane jest zdarzenie z pierwszego dnia dowodzenia Trzecią Armią. Gdy wpadł na dowódcę dywizji, studiującego mapę w celu znalezienia miejsca na przeprawę przez rzekę. On, generał strzelił mu wykład o tym, że „często w historii, przegrywano wojny, bo atakujący znajdowali się po złej stronie rzeki”. Po czym kazał poprowadzić dywizję w miejsce przeprawy. Pokazał je, mówiąc „W tym miejscu woda jest po kolana, a po drugiej stronie jest tylko jeden karabin maszynowy. Wiem, bo byłem tu wcześniej. Strzelali do mnie, ale pudłowali niemiłosiernie”.

W kluczowych momentach – podczas lądowania w Afryce (pod ostrzałem francuskich myśliwców) czy w Avranches – przez kilkanaście godzin stał i zagrzewał do boju żołnierzy. Dawał osobisty przykład zaangażowania. Wielu żołnierzy mówiło sobie, „Skoro stary może…”.

Jego przemowy z serii  „z krwią, i z jajami” (blood n‘guts) powodowały, że podlegli mu żołnierze dokonywali bojowych cudów. „Chłopcy od Pattona” to był synonim prawdziwych zwycięzców.
Poniżej przemówienie do żołnierzy Trzeciej Armii tuż przed lądowaniem w Normandii:
Chcę, żebyście wiedzieli, że żaden sukinsyn nigdy nie wygrał wojny umierając za swój kraj. Wygrał ją powodując, że to sukinkot z którym walczył, umarł za swoją ojczyznę. Wszystko, co Wam mówiono, że Ameryka nie chciała się angażować w tę wojnę, to kupa końskiego gnoju. Amerykanie kochają walczyć. Wszyscy prawdziwi Amerykanie wręcz kochają ukłucie bitwy. Kiedy byliście dzieciakami, wszyscy podziwialiście najlepszego strzelca, najszybszego biegacza, najlepszych graczy w bejsbola i najtwardszych bokserów. Amerykanie kochają zwycięzcę i nie tolerują tych, co przegrali. Amerykanie zawsze walczą o zwycięstwo. Nie dałbym złamanego grosza za kogoś, kto przegrał i jeszcze się uśmiecha. To dlatego Amerykanie nigdy nie przegrali i nie przegrają wojny. Już sama myśl o porażce napawa Amerykanów nienawiścią.
 
Armia to zespół, który żyje, je, śpi i walczy jako zespół. To całe gadanie o indywidualnych wyczynach to kupa łajna. Sukinsyny, które piszą o tym do „Saturday Evening Post” nie wiedzą więcej o prawdziwej walce niż o ciupcianiu. Mamy najwspanialsze wyposażenie, jedzenie, najlepszych ludzi i najlepszego ducha bojowego na świecie. Żal mi tych biednych dupków, którym przyjdzie z nami walczyć. My nie tylko będziemy strzelać do tych skurwieli, ale wyrwiemy im ich trzewia aby nasmarować sobie nimi gąsienice naszych czołgów. Będziemy mordować tych brudnych Hunów, sukinsynów na kopy.
 
Niektórzy z Was zastanawiają się czy nie stchórzą pod ostrzałem. Nie martwcie się o to. Mogę was zapewnić, że wykonacie swoje zadania. Naziści to wasz wróg. Wpadnijcie na nich z impetem. Przelejcie ich krew. Strzelajcie im w brzuchy. Kiedy włożycie rękę w krwawą miazgę, która przed chwilą była twarzą Waszego przyjaciela, od razu będziecie wiedzieli, co robić.
 
Chcę żebyście pamiętali o innej sprawie. Nie chcę żadnych raportów o tym, że udało nam się utrzymać dotychczasowe pozycje. Cały czas idziemy naprzód, nie interesuje nas trzymanie się niczego, z wyjątkiem wroga. Będziemy go cały czas trzymać za jaja, jednocześnie kopiąc w zadek ile wlezie. Przejdziemy przez niego jak żarcie przez gęś.
 
Obiecuję wam jedną rzecz. Jak wrócicie już do domu i za trzydzieści lat, siedząc przy kominku z waszym wnukiem na kolanach, gdy tylko zapyta Was  „Co robiłeś w czasie wielkiej Drugiej Wojny?”, nie będziecie musieli przełożyć go na drugie kolano, zachrząknąć i odpowiedzieć „No cóż, przewalałem gnój w Luizjanie!”
 
Właściwie to nie miałem wcale dowodzić tą armią. Nie miało mnie nawet być w Anglii. Niech jako pierwsi dowiedzą się o mnie przeklęte Szkopy. Chcę, żeby zobaczyli i zaczęli jęczeć: „O nie, to ta przeklęta Trzecia Armia, to znów ten sukinsyn Patton!”
 
No dobra, sukinkoty, wiecie co czuję. Z dumą poprowadzę Was w bój, moi wspaniali chłopcy, wszędzie, o każdej porze. To tyle.
 
Ta przemowa miała kilka w wersji. Jedna z nich kończyła się wezwaniem żołnierzy, aby poprowadzili Pattona do Berlina, gdzie on własnoręcznie zastrzeli Hitlera jakpsa. Nikt już tak nie przemawia do amerykańskich żołnierzy, więc może dlatego przegrywają?
 
Dlaczego tak klął? Jak tłumaczył bratankowi: Gdy chcę, by moi ludzie coś naprawdę zapamiętali – mówię to im z podwójną wulgarnością. Być może nie brzmi to miło jakimś starszym paniom siedzącym na popołudniowej herbatce, ale pomaga moim żołnierzom zapamiętać. Nie poprowadzisz armii bez bluźnierstw, co więcej muszą to być elokwentne bluźnierstwa. Armia bez przekleństw nie wywalczyłaby sobie drogi z obsikanej papierowej torby. Co do moich komentarzy – na Boga, po prostu czasem daję się ponieść swojej własnej elokwencji.
 
Przy całej swojej oryginalności, był Patton wytrawnym znawcą ludzkiej psychiki, wiedząc że pozbawieni strachu bohaterowie tak naprawdę… nie istnieją. Jak mówił: Każdy człowiek boi się na swojej pierwszej bitwie. Jeśli zaprzecza, jest kłamcą. Niektórzy tchórze walczą równie dobrze jak odważni lub przestają się bać oglądając ludzi, którzy walczą, choć boją się tak jak oni. Prawdziwym bohaterem jest ten, kto walczy pomimo strachu. Jedni pozbywają się strachu po minucie pod ostrzałem, inni po godzinie, a jeszcze innym zajmuje to dni. Jednak prawdziwy mężczyzna nigdy nie pozwoli, żeby strach przed śmiercią wziął górę nad jego honorem, poczuciem obowiązku wobec ojczyzny i człowieczeństwem. Bitwa to najwspanialsza konkurencja, w której człowiek uwalnia swój instynkt. Wybiera ona wszystko to, co najlepsze i usuwa to, co złe.

Źródło: Wymiatacze.pl