Szukanie pretekstów do wyjaśnienia sytuacji

Można powiedzieć, że w poniedziałek wszystkie tłumaczenia zachowania rynków w Europie i w USA były jak wyjęte ze scenariusza komedii pomyłek. W komentarzach słabe zachowanie rynków europejskich i słaby początek sesji w USA tłumaczono rozczarowaniem z wyniku weekendowego szczytu ministrów finansów i szefów banków centralnych G20.

To oczywiście jest całkowite nieporozumienie. W zeszłym tygodniu wszędzie przeczytać można było, że do podjęcia konkretnych decyzji na szczycie nie dojdzie. Wynik szczytu był nawet lepszy od oczekiwań. Kraje pozaeuropejskie są gotowe do zasilenia MFW funduszami, ale chcą, żeby UE pierwsza zwiększyła swoją siłę ognia. Twierdzono, że Niemcy zmiękczają swoje stanowisko w tej sprawie. To z pewnością nie był minus dla byków. Szkodziło im (w Europie) piątkowe zachowanie rynków amerykańskich, prognozy dla aukcji LTRO oraz stosunkowo wysoka cena ropy.

Pomyłką było również tłumaczenie poprawy sytuacji w Stanach doskonałymi danymi makro, które zostały w poniedziałek opublikowane.  To prawda, że publikowany przez NAR (stowarzyszenie pośredników) styczniowy indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym wzrósł (2 proc.) mocniej niż oczekiwano (1 proc. m/m), a dane z grudnia zweryfikowano w górę (z – 3,5 proc. na -1,9 proc.). Indeks wylądował na dwurocznym szczycie, ale wszyscy przecież wiedzą, że podpisane umowy nie zawsze zamieniają się (zgodnie z prawem amerykańskim) w realne transakcje. Poza tym te dane rzadko doprowadzają do euforii.

Rynek akcji zachował się zaskakująco dobrze. Po załamaniu w piątek, kiedy indeks S&P 500 nie dał sobie rady z poważnym oporem na poziomie 1.370 pkt. wydawało się oczywiste, że niedźwiedzie skorzystają z byle pretekstu, żeby doprowadzić do korekty. Pretekst miały (spore spadki w Europie), ale z niego skorzystały tylko na początku sesji, kiedy to indeksy całkiem wyraźnie spadły. Praktycznie natychmiast popędziły jednak na północ i po 90 minutach już się zieleniły.

Indeks S&P 500 doszedł do oporu i tam rynek wszedł w marazm w oczekiwaniu na końcową rozgrywkę. Byki nawet próbowały, ale nic z tego nie wyszło. Indeksy kosmetycznie wzrosły, ale nie na tyle, żeby S&P 500 przełamał opór. Jednak po piątkowej sesji takie zachowanie należy uznać za „bycze”.

GPW od rana dopasowała się do nastroju na innych giełdach. Spekulacje odnośnie do wielkości LTRO i piątkowe cofnięcie się indeksów w USA z sesyjnych szczytów doprowadziły do spadku indeksów. Na WIG20 był bliski jednemu procentowi, ale dość szybko indeks wrócił na poziom nieco wyższy i tam rynek wszedł w marazm.

Po pobudce w USA indeks zaczął się osuwać i wydawało się, że zakończymy dzień sporym spadkiem, ale rycerz na białym koniu, czyli rynek amerykański na to nie pozwolił. Indeksy pięły się tam szybko na północ odrabiając straty i w końcu wychodząc na plusy, a to pozwoliło naszemu WIG20 na neutralne zakończenie dnia. Obrót był mały, co sygnalizuje, że panuje wyczekiwanie.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi