Z początkiem 2012 roku zmienią się zasady zaokrąglania przy naliczaniu podatku Belki. Skończą się lokaty jednodniowe i dzielenie swoich oszczędności na kilka banków. Likwidacja luki ma przynieść budżetowi 380 mln zł. O ile klienci nie wrócą do lokat w formie polis, które z podatku są nadal zwolnione.
Gospodarka staje się modnym tematem przed wyborami, zarówno gdy politycy mogą się czymś pochwalić, jak i gdy jest się czego obawiać. Tak jak powstał mit zielonej wyspy, tak i powracają na wyborczą mównicę tematy związane z finansami. Podatek Belki, czyli kara za oszczędzanie konsumentów, ma być likwidowany średnio co 4 lata – w okresie przedwyborczym. Później spogląda się na kwotę, jaka wpada do budżetu z tytułu podatku i na tym temat się urywa aż do kolejnych wyborów. Tym razem nie tylko nie ma koncepcji na zniesienie podatku, ale jest realny projekt uszczelnienia luk. Pomysł jest teoretycznie wart 380 mln zł. Tylko teoretycznie, bo klienci banków też mają swoją cierpliwość i znajdą lepszy sposób na oszczędzanie.
Podatek
O samej konstrukcji podatku od zysków z odsetek kapitałowych, czyli tzw. podatku Belki, napisano chyba już wszystko. Sam temat wraca w kilku przypadkach: gdy majstruje się przy ustawie, pojawia się luka lub w okresie przed wyborami parlamentarnymi. Od czasu kiedy banki zauważyły możliwość wykorzystania luki przy zaokrąglaniu, klasyczne depozyty i lokaty w formie polis ubezpieczeniowych ustąpiły miejsca produktowym hitom z jednodniowym naliczaniem odsetek.
To jak lokują swoje pieniądze polscy klienci zależy w dużym stopniu od tego, na co skierują ich bankowcy. Można doszukiwać się głębszych teorii dlaczego depozyt krótkoterminowy jest kluczowym produktem dla klienta. „Poparzyliśmy się na funduszach, giełdy jeszcze nie rozumiemy, programów oszczędnościowych nie lubimy, a lokata jest ok., bo formalności są minimalne i oczywiście można ją zerwać” – tak w dużym skrócie myślowym można ująć pokaźną grupę klientów. Jeśli banki siłą swoich działów sprzedaży i marketingu wykreują z powrotem modę na lokaty w formie polis to politycy mogą pożałować swojej decyzji. Uszczelnianie luk w ustawie nie tyle zniechęci Polaków do oszczędzania, co zniechęci jeszcze bardziej do produktów obarczonych podatkiem. Zacierają zatem ręce ubezpieczyciele.
Alternatyw nie brakuje
W związku z dyskusją o Bazylei III coraz częściej wspomina się o problemie z polskimi depozytami. Lubimy oszczędzać na lokatach, ale tylko tych krótkoterminowych. Klienci nie chcą słyszeć o depozytach dłuższych niż rok, a kilkuletnie programy oszczędnościowe to dla nas wciąż egzotyczny instrument finansowy. Upraszczając maksymalnie zasadę: nie można kredytować na kilkadziesiąt lat, skoro depozyty ma się na kilka miesięcy. Trudno prognozować czym skończy się likwidacja luki w naliczaniu podatku Belki. Jeśli zabraknie lokat jednodniowych, to klienci mogą szukać innych instrumentów, które są zwolnione z podatku. Zmiana nastawienia klientów do długoterminowego oszczędzania to lata pracy, edukacja i konieczność stworzenia nowych produktów. Można też zaryzykować stwierdzenie, że usunięcie luki w ustawie o podatku utrudni bankom pozyskiwanie depozytów. Dokładnie w tym momencie na scenę wchodzi zapomniany przez wielu produkt – polisolokata.
Polisa lokacyjna to nic innego jak lokata w formie ubezpieczenia na życie, a precyzyjniej polisa ubezpieczeniowa z odsetkami naliczonymi jak w lokacie. Oznacza to, że od gwarantowanego przez ubezpieczyciela zysku nie trzeba odprowadzać podatku Belki. Minimalna kwota takiego depozytu to w wielu bankach tylko 1 tys. zł. Obecnie polisy lokacyjne są gorzej oprocentowane od lokat z dzienną kapitalizacją, jednak po zmianach w ustawie ostatnie słowo będzie należało do banków. Wystarczy, że zaczną silną promocje polis zamiast klasycznych depozytów i kwota prognozowanych 380 mln zł w budżecie może ulec znaczącej zmianie. Wyliczenia w Sejmie można robić do woli, ale o gospodarce w ogromnym stopniu decyduje sektor bankowy. Tego już żadną ustawą zmienić się nie da.
Tomasz Jaroszek
Źródło: PR News