„Unijni urzędnicy podejrzewają, że Visa mogła dopuścić się zmowy cenowej. Miałaby ona dotyczyć wysokości prowizji pobieranej od każdego sklepu lub punkty usługowego, w którym klient dokonuje transakcji kartą. Do ubiegłego roku Bruksela tolerowała tę prowizję. Specjalne pięcioletnie porozumienie wyłączyło ją spod unijnych regulacji zakazujących ustalania na sztywno cen sprzedaży produktu lub usługi. Gdy w 2007 r. umowa między Visą a Komisją wygasła, Bruksela postanowiła wykorzystać okazję do ostatecznej rozprawy z systemem prowizji, który od zawsze był jej solą w oku.”, pisze „Gazeta”.
„Mechanizm, który Bruksela kwestionuje, jest skomplikowany. Ale za każdym razem bije po kieszeni konsumentów i właścicieli sklepów i punktów usługowych. W dużym uproszczeniu wygląda to tak: przy każdej transakcji, bank, który wydał naszą kartę z logo Visa pobiera ustalony procent wartości transakcji od banku, w którym ma rachunek sprzedawca towaru lub usługi. Bank ‚sprzedawcy’ oczywiście rozlicza się z tej prowizji ze sklepem. A ten ostatecznie przerzuca opłatę na konsumenta. I tak koło się zamyka. Ze względu na sztywno ustaloną wysokość prowizji, ceny w sklepach są po prostu wyższe.”, informuje dziennik.
„Gazeta” przypomina, że takie same zarzuty Komisja stawia MasterCardowi. „W grudniu ub.r. Bruksela dała mu pół roku na zniesienie podobnego systemu prowizji pobieranych od sklepów. Jeśli MasterCard nie dostosuje się do polecenia, Komisja nałoży na niego karę – nawet 3,5 proc. rocznych obrotów firmy za każdy dzień nieprzestrzegania decyzji Komisji.”
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej”.