Vivus chce wejść do pierwszej trójki firm pożyczkowych

Rośnie rynek szybkich pożyczek internetowych. Firma Vivus w ciągu 7 miesięcy od debiutu wypłaciła pożyczki o wartości 100 mln zł. Ma apetyt na trzecie miejsce w rynku pożyczek internetowych. Razem z innymi firmami zakłada stowarzyszenie, które będzie broniło interesów firm działających w branży.


Vivus pojawił się na naszym rynku w lipcu ubiegłego roku. Prowadzony przez Loukasa Notopoulosa, który przez ostatnie 7 lat odpowiadał za ofertę kredytową w Polbanku, zbliża się właśnie do wypłaty stutysięcznej pożyczki. Łącznie ich wartość wyniosła już 100 mln zł. Firma w ciągu roku od debiutu chce wejść do pierwszej trójki najaktywniejszych graczy na rynku. Ma za sobą silnego inwestora – łotewską spółkę 4finance. Polska to kolejny już rynek Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie firma rozpoczyna swoją ekspansję. Pod różnymi markami (SMScredit, Onnen, Vivus, Zaplo), działa już w 12 krajach i planuje kolejne wejścia.


Vivus postawił na pożyczki internetowe i jak się okazuje trafił w niezagospodarowaną jeszcze do końca niszę. Szybkie pożyczki sprzedają się jak świeże bułeczki. Zwłaszcza, że pierwszą do 1 tys. zł firma daje za darmo, bez haczyków. Klient składa wniosek na stronie internetowej, swoją tożsamość potwierdza przelewem na 1 grosz. Po pozytywnej weryfikacji, otrzymuje pieniądze na swój bankowy rachunek. Jeśli konto wnioskodawcy jest w tym samym banku, co Vivusa, pieniądze trafiają na rachunek klienta w 15 minut. Pierwsza pożyczka jest za darmo, kolejne kosztują. Co trzeci klient wraca po kolejną.


Czas na RMSO?


Klientom nie przeszkadza wysokie RRSO podawane na stronie. Firma podaje Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania (RRSO), bo ma taki obowiązek, choć w praktyce nie pożycza na rok. Udziela pożyczek krótkoterminowych – nie dłuższych niż miesiąc. Klient, który chce pożyczyć 1 tys. zł na 30 dni zapłaci 100 zł więcej. Czyli w praktyce 10 proc., choć RRSO podane w skali roku wyniesie 218 proc. Ten procent faktycznie może odstraszać, choć nijak się ma realiów. Na marginesie: być może to już czas wprowadzić nowy parametr – RMSO, czyli oprocentowanie podane w skali miesiąca – dla pożyczek krótkoterminowych.

Okazuje się, że całkiem dużą grupą klientów Vivusa są osoby o niezłych dochodach. Co trzeci klient to tzw. hedonista – potrzebuje pieniędzy szybko, na iPhonea czy inny gadżet elektroniczny. I z tej pożyczki nie chce się nikomu tłumaczyć. To trochę tak, jak w reklamie ING Banku Śląskiego z małym Zygusiem. Mógłby pożyczyć od znajomego, ale potem i tak poniósłby koszty takiej transakcji – wypada postawić butelkę, posiedzieć, pogadać, odpowiedzieć na niewygodne pytania, wrócić taksówką. Co ciekawe, aż jedna czwarta ogółu klientów Vivusa ma karty kredytowe. Woli jednak zaciągnąć pożyczkę niż wziąć kredyt w karcie. Dlaczego? Z badań przeprowadzonych przez Vivusa wynika, że ludzie boją się kart kredytowych – nie widzą ile dokładnie będą musieli zapłacić za kredyt w karcie. Tu koszt mają podany na tacy już w momencie wnioskowania.

Firma deklaruje, że robi mocny przesiew składanych wniosków. Z ogólnej puli, aż 55 proc. jest odrzucana. Każdy klient jest sprawdzany w bazie dłużników takich jak BIG Infomonitor, KRD i ERIF. W efekcie tylko 9,5 proc. pożyczek ma opóźnienie powyżej 90 dni, czyli jest zagrożona. Nie interesuje ich segment tzw. „kredytów bez BIK”. – Każdą złotówkę oglądamy dwa razy zanim pożyczymy – mówi Loukas Notopoulos, członek zarządu Vivusa.

Amber Gold wyszło branży na dobre


Jego zdaniem afera Amber Gold nie zaszkodziła aż tak mocno branży pożyczkowej. A być może wyszła nawet na dobre. Choć niektóre media wrzuciły do jednego worka z napisem „parabank”, zarówno firmy typu Amber Gold, jak i Provident, to inne mocno podkreśliły, by odróżniać firmy pożyczkowe od parabanków. Afera stała się także impulsem dla firm działających w branży, do wyjść z ukrycia. W planach jest założenie stowarzyszenia firm pożyczkowych, które będzie reprezentowało interesy branży. Zwłaszcza, że klienci firm pożyczkowych są zadowoleni z ich usług.

Kilka dni temu na łamach Bankier.pl pisałem o badaniu przeprowadzonym przez przez Instytut PBS na zlecenie pięciu firm: OK Money, Money NOW!, SMS Kredyt, Axcess Financial Poland oraz Ferratum Poland (Ekspres Kasa). Badanie pokazało, że zdecydowana większość respondentów jest zadowolona z usług firm pożyczkowych i poleciłaby skorzystanie z tej formy pozyskania środków pieniężnych swoim znajomym.Klienci chwalą sobie przejrzyste informacje na temat kosztów pożyczki: zaledwie 4 na 100 badanych wyraziło negatywną opinię.

Ankieta obaliła też bardzo ważny mit: chwilówki nie są zaciągane na spłatę innych kredytów. Zaledwie 7 proc. ankietowanych przyznaje, że pożyczkę przeznaczyło na spłatę długów. 65 proc. respondentów wydało pieniądze na bieżące potrzeby. Okazało się też, że blisko 80 proc. badanych ma alternatywę dla chwilówek. A czemu nie pożyczają od banku? Bo prywatne firmy są szybsze i nie trzeba się tłumaczyć.


Najbliższe miesiące mogą okazać się bardzo ciekawe dla sektora kredytów. Z jednej strony czeka nas poluzowanie rekomendacji T i możliwa ofensywa kredytowa banków, z drugiej rosnąca coraz bardziej w siłę branża firm pożyczkowych. Na rynku pojawiają się kolejni gracze o zagranicznych korzeniach. To nie tylko Vivus, ale także np. Wonga. Jeśli firmy pożyczkowe wzmocnią swój wizerunek, zaczną budować relacje i przekonają, że grają fair play (nie mówię tu o podejrzanych firmach typu garażowego), mogą stać się poważną alternatywą dla banków.

Napisz do autora: wboczon@prnews.pl

//