Wall Street rozpoczęła „window dressing”

We wtorek Amerykanie wrócili po trzydniowym weekendzie wypoczęci i zdecydowanie w dobrych humorach. Byki od początku dnia rządziły na parkiecie, a kto chce niech wierzy, że ten wybuch entuzjazmu wywołany był naprawdę (tak można przeczytać we wszystkich komentarzach) doskonałą jakością danych makro.

Owszem, były doskonałym pretekstem (i to nie wszystkie), ale tak naprawdę najważniejsze było przygotowanie do kończącego miesiąc „window dressing”. Fundusze chcą po prostu zakończyć trzeci, kolejny miesiąc zwyżką.

Tym cudownym raportem był indeks zaufania konsumentów podawany przez Conference Board. Rzeczywiście wzrósł on najmocniej od 2003 roku z 40,8 pkt. do 54,9 pkt. (oczekiwano wzrostu do 42 pkt.). Wzrosty indeksów giełdowych i plany pomocowe rządu wreszcie poprawiają nastroje konsumentów. Przypominam jednak po pierwsze, że konsumenci bardzo często co innego mówią, a co innego czynią. Po drugie poziom, na którym w maju wylądowały indeksy jest nadal bardzo niski. W 2007 roku sięgał 110 pkt., a na przełomie stuleci przekroczył 140 pkt. Dzisiaj przekracza 50 pkt… Poza tym bardzo słaby był drugi zestaw danych. Raport Case-Shiller (o cenach domów) pokazał, że w marcu spadły one o 18,7 proc. rok do roku, a w pierwszym kwartale o 19,1 proc. w stosunku do pierwszego kwartału 2008 roku. To największy spadek w 21 letniej historii tego indeksu.

Dla rynkowych byków pretekst w postaci indeksu nastroju przyszedł w samą porę. Indeks S&P 500 stał już przecież na dolnym ograniczeniu kanału trendu wzrostowego i tuż nad poziomem 875 pkt. Żeby nie dopuścić do mocnej korekty byki musiały doprowadzić do mocnego odbicia, co się im w stu procentach udało. Rosły akcje we wszystkich sektorach, ale najbardziej w tych mocno zależących od wydatków konsumentów. Indeksowi NASDAQ dodatkowo pomagało podniesienie przez Morgan Stanley rekomendacji dla Apple. Sesja bardzo przypominała mi identyczną rozpoczynającą poprzedni tydzień. Wtedy to po weekendzie indeks S&P 500 wzrósł o ponad trzy procent. Potem przyszły cztery dni korekty. Różnica jest jednak taka, że ten tydzień kończy miesiąc, a to jest duży plus dla byków.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję bardzo nerwowo. WIG20 krążył wokół poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Byki starały się obronić wsparcie na wysokości 1.800 pkt. Było to trudne zadanie w sytuacji, którą obserwowaliśmy na innych giełdach, gdzie indeksy spadały. Nic więc dziwnego, że przed południem WIG20 szybko ruszył na południe, ale równie szybko zaczął się podnosić, bo poprawiały się nastroje na giełdach. Po godzinie 14.00 niedźwiedzie jeszcze raz zaatakowały, ale bez specjalnych rezultatów. Ostatnie minuty sesji podniosły WIG20 o blisko 20 punktów, dzięki czemu indeks wzrósł. Te dzikie ruchy bardzo ułatwiał obrót – większy niż w poniedziałek, ale jednak ciągle mały.

WIG20 nadal przebywa w trendzie bocznym 1.800 – 1.900 pkt. i nadal obowiązują sygnały sprzedaży. Jednak wszystko zależy teraz od tego, co będzie się działo w USA. Rozpoczniemy dzień wzrostem indeksów, ale zakładam, że gracze będą się obawiali tego, co stało się tydzień temu (duży wzrost indeksów w USA w poniedziałek i potem 4 sesje spadków). Dlatego też zakończyć sesję wyraźnym wzrostem będziemy mogli tylko wtedy, jeśli będzie się zanosiło na kontynuację zwyżki w USA. 
 
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi