Na przełomie 2006/2007 r. rozpoczęła się w mediach inwazja zmyślnie manipulujących zbiorową podświadomością reklam funduszy TFI operujących w segmencie małych i średnich spółek (MiŚ). Socjotechnika zadziałała z naddatkiem, gdyż kilkusetmilionowe subskrypcje MiŚ-ów zamykano wiosną i latem ubr. już po kilku dniach. Spoty reklamowe kuszące trzycyfrowymi zarobkami przyciągnęły tłumy ciułaczy, w większości legitymujących się niestety nikłą wiedzą na temat rynków kapitałowych. Czym się to wszystko skończyło – z krótkimi przerwami obserwujemy od wakacji.
Większość analityków podsycała ten niezdrowy szturm zamiast przestrzegać o zagrożeniach. Za późno wzięto z urzędu na celownik reklamy celowo przemilczające czynnik ryzyka. Ostrzegawcze głosy mniejszości ginęły pośród pędzącego tłumu. „Fool money” zgasiły światło hossy, tak jak to zawsze mają w zwyczaju. Teraz leje się przysłowiowa krew, a jej (bynajmniej nie honorowymi) dawcami są głównie posiadacze owych „fool money”.
Od początku roku trwa trzecia fala dramatycznej wyprzedaży akcji, inspirowanej w dużej mierze przez spóźnionych poszukiwaczy zysków dążących teraz na wyścigi do ucięcia strat z chybionych inwestycji. Mamy lustrzane odbicie sytuacji z I poł. 2007 r., kiedy to kupowano „wszystko co się rusza”. Masowe dyspozycje umorzeń jednostek TFI wymuszają pospieszną ewakuację z akcji niezależnie od ich kondycji finansowej.
Siłą rzeczy duża część indywidualnych inwestorów również redukuje swoje portfele akcji widząc, że nie zatrzyma spadającej gilotyny. Nikt nie śmie zaryzykować prognozy, do jakich poziomów przecena sprowadzi indeksy mWIG40 oraz sWIG80, gdyż jest to obarczone ryzykiem zbyt dużego błędu, tym samym bezcelowe. Choć pośród zbiorowego lamentu lokalny punkt zwrotny może być już całkiem blisko, to skala dalszych umorzeń jest główną niewiadomą uniemożliwiającą w miarę trafne typowania.
Po sesji 11 stycznia 2008 r. indeksy mWIG40 i sWIG80 znajdują się odpowiednio 40 i 35 proc. poniżej swoich księżycowych szczytów z połowy ubr. Pierwszy ze wskaźników (dawny MIDWIG) zniósł niniejszym niemal dokładnie połowę dorobku swojej pięcioletniej hossy. Nieco lepiej kształtuje się sytuacja na byłym indeksie WIRR, który wcześniej rósł bardziej dynamicznie, a dotychczas zniwelował jedną trzecią analogicznej fali.
Fatalnie połamane wykresy tych wskaźników zdają się sugerować dalszą przecenę, zwłaszcza w atmosferze obecnie niepodzielnie dominujących negatywnych emocji. Kondycja finansowa spółek z segmentu „MiŚ” odeszła w niebyt tak samo jak niemal rok temu, tylko że teraz wahadło ignorancji tego aspektu wychyliło się w drugą stronę.
Bessa na papierach małych i średnich spółek jest bezdyskusyjną prawdą w świetle analizy technicznej. Jednak zachowanie wspomnianych indeksów nie mówi całej prawdy o tej klasie spółek. Aby dokopać się do drugiej prawdy, pozytywnej dla inwestorów i bezkonfliktowo koegzystującej z prawdą o bessie w segmencie MiŚ-ów, należy zagłębić się w konstrukcję samych indeksów.
Otóż okazuje się, że wskaźniki te wciąż są relatywnie wysoko względem swoich wartości sprzed 2 czy więcej lat za sprawą dużej wagi niewielkiej liczby spółek. Zatem jeśli te „ciężkie” walory dynamicznie tracą, to są bardzo małe szanse na amortyzację spadku indeksów przez spółki z marginalną reprezentacją (poniżej 1 proc.).
Według najnowszych danych GPW (11 stycznia 2008) zaledwie 10 spółek posiada aż 55 proc. udziału we wskaźniku mWIG40. Stawkę otwiera Getin z wagą aż 11 proc., następnie Bank Handlowy (6,8 proc.), Millenium (6,55 proc.) oraz ING (5,1 proc.). Pamiętajmy, że sektor bankowy ostatnio mocno ucierpiał w ramach globalnego odwrotu od akcji branży finansowej. Zatem słabość 4 powyższych banków z niemal 30-proc. udziałem w mWIG40 dodatkowo ciągnie ten indeks w dół, niezależnie od bieżącej fali umorzeń. Analogicznie, jedynie 15 spośród 80 spółek indeksu sWIG80 ma w nim udział bliski 45 proc. (przy czym główna czwórka: PGF, Puławy, Elbudowa oraz LC Corp stanowi 14 proc.).
Mamy więc 25 indeksotwórczych walorów, spośród których jedynie LC Corp i Noble Bank notowane są w okolicy swoich historycznych minimów (niska cena Echo to wynik niedawnego splitu 1:10). Akcje 23 „ciężkich” spółek wzrosły w ciągu ostatnich 2-3 lat kilkukrotnie i mimo ostatnich spadków przeważnie nie zniosły nawet połowy swoich wcześniejszych wzrostów. W tym tkwi sekret wysokiego „zaczepienia” indeksów mWIG40 i sWIG80 względem ich notowań sprzed boomu w sektorze MiŚ. Z punktu widzenia analizy technicznej mają one zatem jeszcze sporo do oddania, pomimo możliwych gwałtownych korekcyjnych zwyżek.
Tymczasem spadający nóż bessy stosuje odpowiedzialność zbiorową, uszczuplając kapitalizację spółek bez względu na ich wielkość i profil działalności. Razem z tuzami równie mocno, a nieraz nawet znacznie bardziej (niższa płynność też robi swoje) potaniały akcje spółek peryferyjnych z symbolicznym wpływem na indeksy. Co więcej, pokaźna grupa tych walorów systematycznie ustanawia nowe dołki cenowe. W wielu przypadkach bardzo niesłusznie, ponieważ w świetle swoich fundamentów są wręcz śmiesznie tanie. Podobnie rzecz się ma z dość dużą liczbą małych, zapomnianych spółek spoza mWIG40 i sWIG80 (szeroki indeks WIG obejmuje 324 walory).
Jak widać, pośród zbiorowej ewakuacji pojawiają się okazje do wielkiego zarobku. Nasuwa się analogia do sytuacji z 2002 i początku 2003 r., kiedy u progu hossy liczne spółki mogły się pochwalić jednocyfrową relacją cena/zysk, tudzież wskaźnikiem cena/wartość księgowa bliskim 1. Dość wspomnieć takie ówczesne „perełki” jak m. in. Mostostal Siedlce, Hydrotor czy Gant. Dziś można znaleźć spółki wyceniane równie tanio, skarcone wraz z całym rynkiem pomimo tego, że notują niebagatelny wzrost przychodów i pokaźne zyski. I to jest ta druga, ukryta i jaśniejsza prawda, dająca okazję znacznego pomnożenia kapitału.
Warto więc wytrwale poszukać w tych indeksowych peryferiach odpowiednich spółek, aby za kilka miesięcy lub kwartałów cieszyć się zyskami równie lub nawet jeszcze bardziej imponującymi, niż osiągane do połowy ubr. przez mWIG40 i sWIG80. I nie należy przejmować się ewentualnymi dalszymi spadkami tychże wskaźników, gdyż one i tak nie odzwierciedlą nieuchronnie nadchodzącego lepszego niż rynek zachowania tych spółek.
Mówi się, że małe jest piękne, ale w bieżącym kontekście można rzec: „mniejsze może być jeszcze piękniejsze”. Tak skonstruowany defensywny portfel nie dość, że się obroni, to ma wszelkie szanse pozostawić w tyle zarówno indeksy, jak i osiągnięcia TFI z segmentu MiŚ. Nie zmieni tego nawet obecna recesja w USA, gdyż na spadek dynamiki polskiego PKB poniżej 3-4 proc. w najbliższych kilku latach nie ma co liczyć. Wystarczy po prostu skorzystać z ukrytych promocji i zaangażować „smart money” do pracy, selektywnie odkupując za bezcen aktywa panicznie porzucane przez solidnie stratnych posiadaczy „fool money”.