Ropa w dosyć krótkim czasie przestała być przede wszystkim surowcem – sprzedawanym przed firmy wydobywcze a kupowanym np. przez rafinerie. Stała się aktywem finansowym. Jej wielka kariera zaczęła się nieprzypadkowo wtedy, kiedy rynek akcji zaczął się kurczyć. Globalne fundusze, banki inwestycyjne szybko przestawiły się m.in. na ropę. W dużym stopniu dotyczy to funduszy hedge, których zadaniem jest pokazywanie zysków w każdych warunkach – ropa była jak znalazł. W efekcie spadki na giełdach trwają dłużej i są głębsze niż można było oczekiwać. Szczególnie widać to na rynku polskim, opuszczonym przez zagranicznych inwestorów.
Oczywiście gry sił popytu i podaży mają na rynku ropy znaczenie. Podkreśla się tutaj rosnącą konsumpcję tego surowca w Chinach i Indiach. Warto jednak znać proporcję. Kraje OECD nadal zyżywają 56 proc. światowej ropy. Popyt z ich strony jest stabilny. W roku 2008 według prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej świat będzie zużywał 86,8 mln baryłek dziennie wobec 86 mln w roku 2007. Co ciekawe, prognoza na ten rok była w ostatnich kilku miesiącach silnie redukowana z poziomu ponad 88 mln baryłek. Na Chiny przypada 7,9 mln baryłek, a popyt ze strony tego kraju ma w tym roku wzrosnąć o nieco ponad 5 proc. Nie ma katastrofy z zapasami ropy – utrzymują się na przyzwoitym poziomie. Z drugiej strony – pojawiają się sygnały ze strony OPEC o możliwości zwiększania podaży – Arabia Saudyjska zwiększyła ostatnio wydobycie o 200 tys. baryłek dziennie, deklarując jednocześnie, że w kilka lat może podnieść je o kolejne 2,5 baryłek.
Słowem: nie ma dramatycznej luki między podażą a popytem. Na pewno sytuacja nie jest na tyle trudna, by uzasadniała wzrost ceny ropy o 60 proc. w ciągu roku. Przyczyną jest oczywiście ogromna aktywność inwestorów finansowych – aż 71 proc. obrotu kontraktami terminowymi na ropę ma spekulacyjny charakter. Kontrakty te są kupowane przez inwestorów, których nie interesuje fizyczna dostawa surowca, ale sprzedaż kontraktu z zyskiem przed terminem wygaśnięcia – ewentualnie rolowanie kontraktów przez kilka lat. Ogromny udział w obrocie mają największe banki inwestycyjne -jak Goldmann Sachs – które tworzą indeksy surowcowe, będące następnie ważnym składnikiem portfeli wielkich funduszy inwestycyjnych czy emerytalnych.
Ropa stała się instrumentem finansowym ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przede wszystkim należy oczekiwać większych wahań cen tego surowca . Na rynku akcji normalnym zjawiskiem są okresy hossy kończącej się silnym przewartościowaniem spółek – i bessy , w efekcie której spółki wyceniane są bardzo nisko – tak jak teraz na warszawskiej giełdzie. Ropę, która jeszcze kilkanaście lat temu potrafiła przez bardzo długi czas utrzymywać się na podobnym poziomie, teraz czeka to samo. Taki jest skutek otwarcia rynku kontraktów terminowych na surowce – nie tylko ropę ale także np. surowce rolne. W ich przypadku problem jest jeszcze większy – rynki są mniejsze i bardziej podatne na spekulację, a skutki społeczne wzrostu cen żywności zdecydowanie większe.
Z pewnością obrót kontraktami na surowce wymaga regulacji. Prawdopodobnie amerykański kongres spróbuje nieco utrudnić dostęp do rynku inwestorom finansowym. Nie mogą to być działania zbyt radykalne, bo amerykańskie giełdy nie mają monopolu na handel ropą – konkurencja nie śpi. Jednocześnie nie należy demonizować spekulacji, a raczej „spekulacji”. Jakoś nikt nie podnosi lamentu nad tym, że największe przedsiębiorstwa na świecie nie są kupowane wyłącznie przez fundusze private equity czy przez inwestorów podobnych do Warrena Buffeta – długoterminowo i na podstawie fundamentalnych wycen. Na ich akcjach trwa w najlepsze spekulacja, której efektem są cykle koniunkturalne.
Inwestorzy indywidualni z reguły mają krótki (1-2 lata) horyzont inwestycyjny i zamiast korzystać na długoterminowym wzroście indeksów tracą w wyniku zmian portfela w najmniej odpowiednich momentach. Z badań przeprowadzonych w USA wynika, że przeciętna stopa zwrotu osiągana przez inwestorów w funduszach inwestycyjnych jest kilka razy niższa niż średnioroczne wyniki tych funduszy liczone za okresu 15 czy 20 lat – to efekt błędnych, panicznych decyzji. Jednocześnie wciąż na dłuższą metę znaczenie ma fakt, czy dana spółka jest w stanie zwiększać zyski, czy zarząd ma pomysł na rozwój biznesu. Z ropą będzie, a raczej już jest, podobnie. Gdy opadną emocje pierwszej spekulacyjnej bańki, zaczną się liczyć fundamenty. Wygrają ci, którzy będą w stanie zainwestować środki na dłużej i nie ulegną przejściowym modom.
Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru Przeglądu Finansowego Bankier.pl. Chcesz otrzymywać aktualne informacje, nowe wywiady oraz podsumowanie najważniejszych wydarzeń mijającego tygodnia ze świata finansów?
Zapisz się na bezpłatną subskrypcję Przeglądu Finansowego Bankier.pl, by w każdy poniedziałek otrzymywać najnowszy numer naszego tygodnika.
Zapraszamy na http://www.bankier.pl/przeglad/! |