Wealth Solutions: Sprawdzamy zawartość najgrubszych portfeli

Według raportu Merrill Lynch i Capgemini na świecie w 2006 było już 9,5 miliona osób o aktywach wartych przynajmniej milion dolarów. To o ponad 8 proc. więcej niż w roku poprzednim. I trudno się dziwić – hossa na rynkach finansowych, szybki wzrost PKB w większości najważniejszych krajów pompowały wartość majątków. I to nie tylko w USA. Grono milionerów rosło najszybciej w… Afryce (+12,5 proc.) i na Bliskim Wschodzie (11,9 proc.). W obu przypadkach duże znacznie miał wzrost cen surowców energetycznych i metali szlachetnych. Łączny majątek światowych krezusów szacowany jest na 37,5 biliona dolarów. Dla porównania dochód narodowy Polski to ok. 450 mld dolarów, a więc prawie 85 razy mniej.

Jak inwestują najbogatsi? Oczywiście mają do dyspozycji wyspecjalizowane instytucje zajmujące się tzw. bankowością prywatną. Prym wiodą tutaj banki szwajcarskie – UBS, Credit Suisse, a także globalne giganty jak Citibank czy HSBC. Świadczone przez nie usługi daleko wykraczają poza to, co może uzyskać w banku przeciętny klient. Zamożni inwestorzy mogą na przykład liczyć na ochronę swojego majątku przed fiskusem dzięki takim formom prawnym jak fundacja, trust czy fundusz zamknięty. Fundację w Austrii ma na przykład jeden z najbogatszych Polaków – Jan Kulczyk. Standardem jest doradztwo w zakresie inwestowanie w sztukę (art banking) czy w wino (wine banking).

Dla finansowej elity przeznaczone są też niektóre fundusze hedgingowe. Działają w sposób niestandardowy – często zupełnie inny niż standardowe fundusze akcji czy obligacji, a rejestrowane są w rajach podatkowych (np. Bermudy czy Kajmany). Zarządzający takimi funduszami wolą zajmować się środkami np. kilkudziesięciu osób niż borykać się z rzeszą setek tysięcy inwestorów, którzy na przykład w panice będą wycofywać swoje oszczędności po większym spadku na giełdzie. Milionerzy są często skłonni podjąć znacznie większe ryzyko i są bardziej cierpliwi. Efektem są właśnie zamknięte fundusze hedge. Jednym z najbardziej znanych jest fundusz Medallion firmy Renaissance Technologies. Fundusz przynosi średnio 38 proc. rocznie od 1989 roku i z uwagi na swoją bardzo zaawansowaną i tajemniczą strategię inwestycyjną określany jest jako największa enigma na Wall Street. Minimalne wpłaty w tego typu funduszach sięgają 20-50 mln dolarów przy czym same fundusze po zebraniu odpowiednich aktywów zamykają się na nowych inwestorów.

Do tej samej kategorii co fundusze hedge należą też inne zaawansowane technologicznie wynalazki rynku finansowego – produkty strukturyzowane, instrumenty pochodne, fundusze private equity/venture capital. W przypadku tych ostatnich milionerzy mają szansą uczestniczyć we wzroście wartości firm, które dopiero za kilka lat wejdą na giełdę – finansują rozwój obiecujących przedsięwzięć, by potem zainkasować wysoką stopę zwrotu. Zamożni inwestorzy, którzy mają już doświadczenie w biznesie często też na własną rękę szukają raczkujących biznesów, którym są skłonni pomagać nie tylko kapitałem ale też własnych doświadczeniem. Osoby takie określa się jako aniołów biznesu (business angels).

Bardzo znaczącą część swoich aktywów milionerzy angażują poza rynkiem finansowym – inwestują w sztukę, kolekcjonują samochody, biżuterię, a także inwestują w sport – kupują drużyny piłkarskie (przykład: Roman Abramowicz), konie wyścigowe itp. Kolekcje dóbr luksusowych (auta, samochody, samoloty) pochłaniają 26 proc. środków wydawanych przez milionerów w ramach inwestycji w pasje. Sztuka to 20 proc., biżuteria – 18, a sport – 6 proc. Efektem aktywności inwestycyjnej milionerów jest znikanie wielu bardzo wybitnych dzieł sztuki w prywatnych kolekcjach. Taki „los” spotkał na przykład obrazy polskie artysty Wilhelma Sasnala – ich wartość w ciągu ostatnich kilku lat wzrosła kilkudziesięciokrotnie. Sztuka jest więc postrzegana jako świetna forma lokaty kapitału – alternatywna dla rynku finansowego.

Według szacunków Merrill Lynch światowi krezusi między 16 a 24 proc. swoich środków lokują na rynku nieruchomości. Ostatnie kilka lat to niezwykle szybki rozwój tzw. Real Estate investment Trusts (REIT). Jest rodzaj firmy, której jedynym celem jest zbiorowe inwestowanie w nieruchomości i oddawanie swoich przychodów z wynajmu udziałowcom. Takie formy prawne uruchamiane są w kolejnych krajach – Niemczech, Włoszech czy Wielkiej Brytanii. Ostatnio REIT pojawiły się nawet w Bułgarii. Niestety wciąż nie są dostępne w Polsce – mamy natomiast zamknięte fundusze nieruchomości, działające jednak na nieco innych zasadach. Co ciekawe, połowa ze środków jakie milionerze kierują na rynek nieruchomości przeznaczana jest na zakup letnich rezydencji. Podobnie jak w przypadku zakupu dzieł sztuki czy zabytkowych aut mamy więc tutaj do czynienia z połączeniem walorów użytkowych i estetycznych z inwestycją.

Wraz ze wzrostem zamożności rośnie też często poczucie odpowiedzialności za środowisko, lokalną społeczność, a poza zyskiem liczy się też to czy np. dana firma działa w sposób etyczny. Efektem jest powstanie społecznie odpowiedzialnych form lokowania kapitału. Pod tym pojęciem może być ukryte inwestowanie zgodne z normami etycznymi (np. nie może to być produkcja broni) lub też inwestowanie w ekologię i firmy stawiające ochronę środowiska na pierwszym planie. Cały ten segment rynku będzie rozwijał się niezwykle dynamicznie.

Na energii odnawialnej czy w społecznie odpowiedzialnych funduszach można zarabiać ze świadomością, że czynimy dobro. Jednak najbogatsi ludzie na ziemi skłonni są także oddawać swoje pieniądze bez perspektywy ich zwrotu z zyskiem. Ostatnie kilka lat to rozwój filantropii na skalę dotąd niespotykaną – Bill Gates czy Warren Buffet przekazali na cele charytatywne dziesiątki miliardów dolarów, a więc pokaźną część swoich majątków. Według szacunków Merrill Lynch przeciętnie 10 proc. aktywów najbogatszych przeznaczane jest na cele dobroczynne.