Wejście Polski do strefy euro może się przesunąć na 2013–2014 rok

Jego zdaniem, jeśli wejście do mechanizmu ERM2 w połowie 2009 roku będzie wiązać się ze zbyt dużym ryzykiem, nie wyklucza, że zostanie odsunięte w czasie.

„Nie tylko ekonomiści Citi Handlowego wieszczą fiasko spełnienia kryterium budżetowego wymaganego dla przyjęcia euro, czyli utrzymania deficytu poniżej 3 proc. PKB. – Główne ryzyko to deficyt budżetowy. Dlatego niezbędne może okazać się przesunięcie daty przyjęcia euro na 2013 lub 2014 r. – mówi Witold Orłowski, główny ekonomista Pricewaterhouse Coopers. – Rok 2012 jest praktycznie niemożliwy. 2013 jest ciągle technicznie możliwy – wtóruje mu Rafał Benecki z ING Banku.” – czytamy w „Rzeczpospolitej”.

W opinii ekonomistów 10 mld złotych, które ma stanowić oszczędności, nie wystarczy do utrzymania deficytu na wymaganym dla przyjęcia euro poziomie. Co więcej, pozostałe 9,7 mld zł przeznaczone na finansowanie budowy infrastruktury drogowej przez Krajowy Fundusz Drogowy zwiększy dodatkowo deficyt całego sektora finansów publicznych. A przecież to właśnie ocenia Komisja Europejska, decydując o tym, czy dane państwo spełnia kryteria przyjęcia europejskiej waluty.

Na szczęście o wiele lepiej wygląda sprawa drugiego kryterium wejścia do strefy euro: długu publicznego. Ten z końcem obecnego roku powinien wynieść 47–48 proc. PKB wobec dopuszczalnego poziomu poniżej 60 proc. Jednak były minister finansów, Mirosław Gronicki, przestrzega, że istnieje ryzyko przekroczenia poziomu 50 proc. PKB, czyli tzw. pierwszego progu ostrożnościowego zapisanego w ustawie o finansach publicznych.

Zaciąganie nowych zobowiązań oraz osłabienie złotego powoduje, że w ostatnim czasie wartość polskiego długu publicznego rośnie. Tylko na różnicach kursowych zadłużenie zwiększyło się w ciągu kilku miesięcy o ponad 40 mld zł – nawet przy założeniu, że zagraniczna część długu nie wzrosła od końca września 2008 r.

„Na szczęście w środę złoty nie osłabiał się już tak dramatycznie jak na początku tygodnia. Wieczorem euro wyceniano na 4,66 zł wobec 4,62 zł we wtorek, choć wczoraj rano przez chwilę europejska waluta kosztowała już 4,70 zł. Za dolara płacono 3,63 zł, a za franka 3,13 zł. Ale ekonomiści ING oceniają, że w połowie marca euro może kosztować 4,93 zł.” – podaje „Rzeczpospolita”.

Dalej czytamy: „Wczoraj głos w sprawie złotego zabrał prezes NBP Sławomir Skrzypek, który wykluczył możliwość interwencji na rynku walutowym. – Konsultuję tę sprawę z członkami RPP, ale nie wydaje się, by w takich warunkach można podejmować interwencje walutowe. Przeciwko interwencjom na rynku opowiedzieli się także premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak. – Interwencja mogłaby dziś mieć skutki odwrotne do zamierzonych. To jest użycie publicznych pieniędzy, a efekt niegwarantowany – powiedział wczoraj w TVN24 Tusk.”

Źródło: Mirosław Kuk, „Oddala się przyjęcie euro”, „Rzeczpospolita” 5.02.2009 r.