O swój los obawiają się pracownicy obu banków. Nic dziwnego, skoro połączenie Pekao i Banku BPH będzie wiązało się z koniecznością zwolnień na niespotykaną dotąd skalę. Pracę może stracić 6 tys. z około 27 tys. zatrudnionych. Powody do niepokoju mogą też mieć klienci. – Dla nich fuzja wcale nie musi oznaczać poprawy obsługi czy uatrakcyjnienia oferty – twierdzi Alfred Adamiec, doradca inwestycyjny Nationwide.
Jego zdaniem, z dwóch konkurujących ze sobą banków powstanie kolos, który może sporo zyskać przede wszystkim na obniżeniu kosztów działalności. Mariaż może więc zaowocować sukcesem – łącząc w sobie potencjał kredytowy BPH i silną bazę depozytową Pekao – pod warunkiem że zdezorientowanych klientów nie skuszą wcześniej inne banki. Do skoku szykuje się m.in. ING Bank Śląski, zęby ostrzy sobie BRE Bank. W zamieszaniu, które niewątpliwie nastąpi, każdy będzie chciał odkroić część tortu dla siebie.
Jak podaje „Gazeta Prawna” jest o co walczyć, gdyż polski rynek to żyła złota. Według Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, roczne tempo wzrostu kredytów konsumpcyjnych w najbliższych latach wyniesie 6 proc. (na koniec 2009 r. będzie to więc 69 mld zł), a w przypadku kredytów mieszkaniowych aż 20-30 proc. (wzrost do 96 mld zł). W ciągu czterech lat depozyty ludności zwiększą się ze 184,4 mld do 205,8 mld zł.