Uchwalenie budżetu niewątpliwie poprawiło nastroje na rynku. Jednak pojawiające się w dzisiejszych komentarzach stwierdzenia, że w wyraźny sposób oddala to widmo przyśpieszonych wyborów, jest ze wszech miar błędne.
Rozwiąże czy nie?
Uchwalenie przez Sejm budżetu i toczące się rozmowy pomiędzy PiS-em a Samoobroną, LPR i PSL odnośnie do paktu stabilizacyjnego, czy też próby rozmów pomiędzy PiS-em a PO dotyczące koalicji rządowej, są jedynie zasłoną dymną przed tym, co wydaje się nieuniknione. Mianowicie przed rozwiązaniem parlamentu przez prezydenta.
Nie trzeba być wytrawnym obserwatorem sceny politycznej, żeby mieć świadomość, że porozumienie PiS-u z małymi partiami będzie możliwe tylko do czasu, aż nie zniknie straszak w postaci wcześniejszych wyborów. Poziom niechęci do PiS-u ze strony głównie Samoobrony i LPR, jak również walka o tego samego wyborcę, niemal wykluczają taką współpracę. Sukcesy rządu Kazimierza Marcinkiewicza i PiS-u automatycznie oznaczają spadek poparcia dla tych dwóch ugrupowań.
Współpracy z małymi ugrupowaniami nie chce też PiS. Świadczą o tym przedłużające się rozmowy w sprawie paktu stabilizacyjnego. Potwierdza to w dzisiejszym wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Jarosław Kaczyński. Wykluczył on koalicję rządowa z mniejszymi partiami, a przecież taki miał być finał obowiązywania paktu stabilizacyjnego. Mało realna jest również koalicja PiS z PO. We wspomnianym wywiadzie Prezes PiS-u stwierdza, że utworzenie koalicji rządowej z Platformą będzie możliwe jedynie pod warunkiem, że PO zaakceptuje założenia programowe PiS. Oczywiście mogą być to tylko słowa, które później nijak będą miały się do czynów. Jednak systematyczne ataki posłów PiS-u na działaczy Platformy, wczorajsza wypowiedź szefa klubu PiS Przemysława Gosiewskiego, który w pewnym stopniu zaprosił niezadowolonych posłów PO do przejścia do politycznej konkurencji, czy też ostatnia nagana Prezydenta dla lidera PO Jana Rokity za krytykę PiS-u, pokazują, że do porozumienia, wbrew pozorom, jest bardzo daleko.
Liderzy bez wyobraźni
Poziom antagonizmu pomiędzy PO a PiS-em jest na tyle wysoki, że trudno sobie wyobrazić w najbliższym czasie stworzenie koalicyjnego rządu. Zresztą podobnej wyobraźni nie mają również liderzy obu partii, o czym w ostatnim czasie kilkakrotnie wspominali.
Utworzenie koalicji czy też porozumienia nie jest również na rękę Prawu i Sprawiedliwości. Obecnie partia ta jest na fali, co pokazują sondaże preferencji wyborczych. Powtórzone wybory do Senatu w okręgu częstochowskim, gdzie kandydat PiS wyraźnie poprawił swój wynik wyborczy, też to potwierdzają. Oczywiście w tym miejscu może pojawić się zarzut, że wynik tych wyborów nie jest reprezentatywny z uwagi na frekwencję. Trzeba jednak mieć świadomość, że niska frekwencja również jest czynnikiem przemawiającym na korzyść PiS, z uwagi na dużą grupę stosunkowo zdyscyplinowanego elektoratu.
Na korzyść Prawa i Sprawiedliwości przemawia również bardzo popularny, medialny premier, osoba prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz uchwalenie przez rząd Kazimierza Marcinkiewicza prosocjalnych ustaw.
Liderzy PiS-u muszą sobie z tego wszystkiego zdawać sprawę. Muszą też mieć świadomość, że w miarę upływu czasu poparcie dla działań tej partii będzie maleć. Rząd bowiem nie uniknie podejmowania trudnych, czy też nieakceptowanych społecznie decyzji. Nie uniknie też potknięć czy wręcz wpadek. Zresztą już takowe się pojawiają. Sprawa ministra Mikosza, zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy medialnej, wytknięcie przez Rzecznika Praw Obywatelskich nieprawomocnych działać PiS-owskich władz stolicy, czy angażowanie się w ostry spór z Unią Europejską w sprawie fuzji banków Pekao i BPH, muszą odbić się czkawką.
Będą wybory?
Jarosław Kaczyński musi również zdawać sobie sprawę z tego, że być może obecnie jest jedyna szansa na wyraźne umocnienie pozycji PiS-u na polskiej scenie politycznej, przy równoczesnym osłabieniu pozycji bezpośredniej konkurencji. I właśnie dlatego wcześniejsze wybory to obecnie najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Sądząc po zachowaniu złotego, obligacji czy akcji w ostatnich dniach, rynek tego zagrożenia nie dostrzega. To duży błąd, bowiem zagrożenie jest poważne. I nie wynika ono tylko i wyłącznie z zagrożenia, jakie niesie kampania w Polsce. Ewentualne wybory nałożyłyby się z wyborami na Węgrzech (9 i 23 kwietnia). Podwójna kampania wyborcza musiałaby doprowadzić przynajmniej do częściowego odpływu zagranicznych inwestorów z naszego regionu. Dodatkowym stymulatorem takiego odpływu może być również fakt, że w maju, według rynkowych plotek, udział Gazpromu w indeksie Morgan Stanley Capital International Emerging Markets wzrośnie do 3,7 proc. z obecnych 0,4 proc. Taka zmiana musi wywołać przetasowania w portfelach międzynarodowych funduszy, a co za tym idzie może zakończyć się częściową redukcją zaangażowania w Polsce. Przy tak rozgrzanym rynku akcji oraz mocnej złotówce, każde większe ruchy kapitałów, mogą być brzemienne w skutkach. Gdyby więc taka korelacja powyższych terminów miała miejsce, to wzrosty kursów EUR/PLN i USD/PLN są bardzo prawdopodobne.
Komentarz Subiektywny
Marcin R. Kiepas
WGI Dom Maklerski