Widmo interchange już straszy. Banki podnoszą opłaty za karty

Choć w kwestii opłat  interchange ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, to banki już dyskontują nadchodzące zmiany. Od kilku tygodni rosną opłaty za karty debetowe i warunki uprawniające do zniesienia opłaty. Niekorzystne zmiany wdrażają m.in. ING, Millennium, BZWBK i PKO BP.


Od 29 grudnia ING Bank Śląski podwyższy kwotę wymaganych transakcji bezgotówkowych uprawiających do zniesienia opłaty za kartę. Obecnie klient musi wydać 100 zł, po zmianach będzie to 200 zł. Bank Millennium z początkiem listopada zmienił cennik opłat za karty debetowe. Podniósł opłatę warunkową w Dobrym Koncie z 3 do 4 zł, a w kartach Visa Konto i Visa EuroPKO BP wprowadził z końcem października opłatę warunkową do karty debetowej wydawanej do Konta za Zero. Klient, który nie wyda za pomocą karty 250 zł, zapłaci za plastik 2,90 zł miesięcznie (wcześniej 0 zł).

Duże zmiany w cenniku kart wprowadził BZWBK. W kartach Visa Wydajesz & Zarabiasz wydanych przed 16 lutego 2010 pojawi się opłata 5 zł. W starych Visach Electron i Maestro (sprzed 2009) wzrośnie do 5 zł miesięcznie (będzie można obniżyć do 1 zł). Visa Classic będzie kosztować 5 zł miesięcznie (wcześniej 40 zł rocznie). Bank podniesie też do 5 zł warunkowe opłaty za karty Visa Elektron Aktywni+, Visa Electron, Prestiż i Maestro. Bank wprowadza także ograniczenie zwrotu MoneyBack dla kart: Visa Wydajesz & Zarabiasz oraz Visa na Obcasach. Naliczenie premii w postaci 1 proc. wartości transakcji bezgotówkowych będzie dotyczyło tylko transakcji dokonanych na stacjach paliw, w sklepach spożywczych i supermarketach. Wysokość moneybacku ograniczył także już wcześniej Bank BPH w swoich Autokartach kredytowych.

Można oczekiwać, że dla klientów to dopiero początek negatywnego scenariusza, który może się ziścić w momencie zbyt drastycznego obcięcia stawek interchange. Dziś do kasy banków wpływa z tego tytułu nawet 2 mld zł rocznie. Mimo że obie organizacje płatnicze już zapowiedziały obniżki z początkiem przyszłego roku, to jednak politycy uważają, że to nadal za mało. Zwłaszcza, że nie ma gwarancji na to, iż za deklaracjami o obniżkach nie pójdą podwyżki. Taki ruch wykonał ostatnio MasterCard. Najbardziej radykalne projekty ustaw mówią o ścięciu stawki interchange z dzisiejszego 1,6 proc. do 0,5 proc. Choć to 1,6 proc. to tylko uśredniona stawka, bo na naszym rynku są też znacznie wyższe. W kartach prestiżowych przekraczają grubo 2 proc., przy czym nie jest to jedyna opłata pobierana od akceptanta. Dla niego liczy się całkowity poziom opłaty MSC (Merchant Service Charge). Tu doliczana jest też marża agenta, opłata assessment przekazywana do organizacji płatniczych. Sklep płaci także za dzierżawę terminala, utrzymanie łącza itp. NBP wyliczył, że w niektórych przypadkach jest to nawet kilkanaście dodatkowych opłat. Szerzej o opłatach interchange pisałem TUTAJ.

Choć banki deklarują, że klienci nie stracą na ścięciu stawek interchange, to jednak trudno w to wierzyć. Klienci stracą, bo banki zaczną podnosić opłaty, by przynajmniej częściowo zrekompensować sobie straty z tytułu interchange. Wątpliwe jest, by lekką ręką odpuściły sobie 2 mld zł zysku. To, co stracą na klientach biznesowych (akceptantach), odbiją sobie na detalu. Podobną sytuację mieliśmy w pierwszej połowie roku, gdy rynek kredytów zaczął ostro hamować. Większość banków wprowadziła niekorzystne dla klientów zmiany w cennikach i zaczęła strzyc owieczki na innych opłatach. W tezę tę wpisują się też zresztą aktualne działania banków, które mając w perspektywie pierwsze styczniowe obniżki interchange, już podnoszą wybrane opłaty okołokartowe. W dalszej przyszłości można oczekiwać, że banki będą jeszcze mocniej naciskały na zwiększenie transakcyjności klientów. Prawdopodobnie ograniczone zostaną programy typu moneyback lub rabaty. Niewykluczone, że wzrosną opłaty za korzystanie z obcych bankomatów, zwłaszcza w tych bankach, które nie mają rozbudowanej własnej sieci. Będą także dalej rosły opłaty za konta.

Odrębną kwestią są też oczywiście sprawy związane z surcharge czy możliwością akceptowania wybranych kart. Surcharge, mimo że nie jest dozwolona, i tak od dawna już funkcjonuje na naszym rynku. Jest jednak przedstawiana w inny sposób jako rabat przy płatności gotówką lub przelewem (wystarczy wpisać w Google odpowiednie zapytanie, by znaleźć listę sklepów, które udzielają takiego rabatu). Jeśli dojdzie do tego, że klient za płatność kartą będzie dodatkowo musiał płacić, to nastąpi gwałtowny odwrót od plastiku. A to z kolei sprowokuje banki do mocniejszego skubania po kieszeniach mało aktywnych klientów opłatami na nieużywanie karty.

Czy obniżka stawek interchange zahamuje rozwój sieci akceptacji kart? Moim zdaniem nie. Czy wpłynie na bardziej dynamiczny rozwój sieci? Też nie. Można oczekiwać, że rynek będzie rozwijał się w podobnym tempie, jak obecnie. Przykłady z zachodnich rynków pokazują, że nawet ustawowe ścięcie stawek interchange nie doprowadziło do tragedii. Choć osobiście jestem zdania, że nie powinno się stawiać zachodnich rynków na równi z Polską, to jednak warto zerknąć na to, co stało się w Hiszpanii i Australii.

NBP w swojej analizie nt. interchange podaje, powołując się na badanie Regulating two-sided markets, an empirical investigation wydane pod auspicjami Europejskiego Banku Centralnego, że obniżenie stawek interchange w Hiszpanii spowodowało znaczący wzrost akceptacji i wykorzystania kart płatniczych w tym kraju. Zdaniem autorów badania, efekt taki może być szczególnie silny w krajach, w których akceptacja kart pozostaje na bardzo niskim poziomie. Na takich rynkach obniżenie poziomu opłaty interchange wpływa na wzrost wykorzystania kart, co w rezultacie powoduje, że przychody banków nie ulegają obniżeniu. Z kolei w Australiiw latach 2006-2010 wzrastała dynamicznie liczba transakcji dokonywanych poszczególnymi typami kart, wartość transakcji i liczba terminali POS. Według NBP, regulacja poziomu opłat interchange wpłynęła na ten rynek raczej pozytywnie niż negatywnie.

Napisz do mnie: wboczon@prnews.pl

// //

//