Amerykańska waluta jednak zareagowała na dobre dane z tamtejszego przemysłu. Z opóźnieniem sprawiła, że euro i złoty straciły.
Do godz. 16 na rynku walutowym panowała Europa. Po dobrych informacjach z kontynentalnego przemysłu (indeksy PMI wzrosły więcej niż oczekiwano) zyskiwało euro, a wraz z nim także złoty. Po południu pojawiła się jednak kontrofensywa ze strony USA i tamtejszego indeksu ISM również dla przemysłu.
Wzrósł on ponad 55 pkt., najwyżej od kwietnia 2006 roku. To bardzo dobre dane wskazujące, że pomoc rządowa nie idzie na marne, a przemysł jest w miarę elastyczny i się rozwija. Po godz. 16 nastąpiła ciekawa reakcja rynku walutowego: dolar zaczął zyskiwać, zamiast – do czego nas ostatnio przyzwyczaił – tracić po pozytywnych informacjach makroekonomicznych.
Świadczy to o tym, że rynek rzeczywiście w pewnym stopniu odwrócił swoje pozycje inwestycyjne, grając obecnie pod krótkotrwałą zwyżkę dolara. No chyba, że inwestorów ruszyło sumienie po publikacjach Financial Times czy Nouriela Roubiniego mówiących o nadmuchiwaniu ogromnej bańki spekulacyjnej finansowanym tanim dolarem. To jednak mało prawdopodobne.
Poprzez wczorajszą zmienność przedpołudniem i wieczorem złoty niewiele zmienił swoje poziomy względem głównych par walut. Wciąż notowany jest w okolicach 2,9 zł za dolara i 4,27 zł za euro. Ostatnio nasza waluta nie jest zbyt wdzięcznym tematem do opisywania – złoty posuwa się mniej więcej w trendzie bocznym i nie może przełamać żadnego z kluczowych poziomów.
Przyglądając się notowaniom złota (ponad 1050 dol.) i ropy (78 dol.) można się utwierdzić w przekonaniu, że wzrosty dolara podyktowane są raczej czynnikami spekulacyjnymi. Wiele będzie zależeć od komunikatów banków centralnych w tym tygodniu i oczywiście danych z rynku pracy w USA w piątek, jednak dziś możliwe jest osłabienie się dolara i wzrosty euro oraz złotego – właśnie ze względu na towary, oraz pozytywną sesję na giełdach za oceanem.
Wzrostowe pozycje na tych walutach będzie można prawdopodobnie zamienić lub zamknąć w drugiej połowie sesji – w ostatnich dniach Amerykanie lubią zagrać trochę na przekór Europejczykom w pierwszych godzinach „ich” handlu.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo