Wiedźmy nie tłumaczą dalszej słabości

Wygasanie wrześniowej serii kontraktów terminowych nie służyło posiadaczom akcji. Nasz rynek ponownie został w tyle ze resztą świata, ale problem wydaje się bardziej złożony.

Za nami kolejny słaby tydzień na warszawskiej giełdzie. Co prawda z oficjalnych indeksów spadł tylko WIG20 i to w minimalnym stopniu 0,07 proc., ale na tle innych rynków Warszawa znów wyróżniała się negatywnie. Nie była to ponadto słabość wyłącznie w odniesieniu do rynków rozwiniętych. Zostaliśmy daleko w tyle także do Budapesztu, który tylko w ostatnim tygodniu wzrósł o 7,4 proc.

Trzeci tydzień  września miał swoją specyfikę z racji wygasania wrześniowej serii kontraktów terminowych na indeks WIG20. To mogło mieć pewien wpływ na przebieg notowań w całym tygodniu, zwłaszcza że na pięć sesji przed datą rozliczenia ponad 1/3 otwartych pozycji pozostawała w portfelu jednego gracza. Analiza koncentracji oraz dynamiki LOP w poprzednich tygodniach pozwalała przypuszczać, że duży gracz stał po długiej stronie rynku, a w związku z tym inwestorzy mogli zakładać większą presję ze strony podaży, co z kolei skłaniało do bardziej ostrożnych zakupów. Takie obawy potwierdziły się już w poniedziałek, kiedy „grubas” z ponad 35 proc. zszedł poniżej 25 proc. w liczbie otwartych pozycji, a kontrakty straciły wyraźnie więcej niż indeks. Początek sesji wtorkowej ze wzrostem LOP przy spadku kursu mógł nawet sugerować, iż na rynku znaleźli się chętni do otwierania nowych krótkich pozycji pod dalsze skracanie się największego gracza. Mimo wszystko wydaje się, że wpływ „trzech wiedźm” na relatywną słabość naszego rynku był ograniczony, a źródeł tej słabości trzeba poszukiwać głębiej.

Dość powszechny jest pogląd, że jednym z czynników najbardziej szkodzących obecnie koniunkturze na rynku wtórnym są bardzo ambitne plany prywatyzacyjne rządu na ostatni kwartał. Tylko dwie oferty przeprowadzane w podobnych terminach jesienią (PKO Bank Polski oraz Polska Grupa Energetyczna) będą oznaczały drenaż z rynku ok. 11 mld zł. Biorąc pod uwagę, że według stanu na koniec sierpnia jedno z głównych potencjalnych źródeł popytu – OFE, posiadały 3,68 mld zł wolnych środków (depozyty bankowe i bankowe papiery wartościowe), tak duża wartość ofert na rynku pierwotnym będzie dla inwestorów sporym wyzwaniem. Z pewnością część kapitału powstrzymuje się obecnie z zakupami lub też sprzedaje akcje gromadząc w ten sposób środki właśnie z przeznaczeniem na rynek pierwotny. To oczywiście wpływa w krótkim terminie negatywnie na koniunkturę rynku wtórnego.

Odrębną kwestią  jest również poziom wycen naszych spółek po okresie silnego ponad półrocznego wzrostu. Pomimo iż indeks WIG20 znajduję  się 7,3 proc. poniżej szczytu z ostatniej dekady sierpnia, wskaźnik P/BV dla tego indeksu wynosi 1,68 (P/E na poziomie 20,28), zaś dla indeksu WIG-PL tylko nieznacznie mniej 1,47 (P/E na poziomie 43,68). Po siedmiu miesiącach od giełdowego dna na GPW nie jest więc już tak tanio, a z każdym tygodniem przedłużających się wzrostów na rynku globalnym, prawdopodobieństwo głębszej korekty systematycznie rośnie. Strach GPW przed taką globalną korektą w bieżącym tygodniu był wyraźnie widoczny. Już w poniedziałek po minimalnym cofnięciu giełdy amerykańskiej z końcówki poprzedniego tygodnia, nasz rynek zaliczył ponad 2 proc. przecenę naruszając poziom 2100 pkt. Ponieważ kolejne sesje za oceanem przebiegały według podobnego schematu, czyli niskie poziomy na starcie i niepewność co do kontynuacji wzrostów w momencie kończenia sesji na GPW, a potem jednak wzrosty prowadzące indeks S&P500 do nowych tegorocznych rekordów, u nas rynek nazajutrz  otwierał się wysoko w pogoni za uciekającymi w górę indeksami światowymi, ale później brakowało paliwa i ponownie dominował strach. W konsekwencji licząc od 25 sierpnia indeks giełdy amerykańskiej S&P500 uciekł naszemu WIG20 już o 12,1 proc.

Taka rozbieżność kierunku naszego rynku z rynkami bazowymi jest oczywiście nie do utrzymania w dłuższym czasie. Na rynkach światowych, przede wszystkim w USA, po długiej serii wzrostowych sesji najprawdopodobniej w najbliższych dniach dojdzie w końcu do korekty, chociażby dlatego, że rynek jest wykupiony. Ponieważ jednak trend wzrostowy na tych rynkach jest ciągle bardzo silny, taka ewentualna korekta nie powinna jeszcze zakończyć całej fali wzrostowej, lecz po kilku słabszych sesjach wcześniejsze rekordy powinny być ponownie testowane. Przy takim założeniu nasz rynek powinien jeszcze spróbować odrobić zaległości narosłe w ostatnim czasie, co wiązałoby się być może z ostatnia już w próbą atakowania sierpniowego szczytu. Z punktu widzenia analizy technicznej wciąż bowiem nie można jeszcze mówić o sygnałach zakończenia tendencji wzrostowej zapoczątkowanej w drugiej połowie lutego.
 
Jacek Rzeźniczek
Źródło: Secus Asset Management SA