Wszyscy jesteśmy klientami Amber Gold

Długo czekaliśmy na finał tej historii. Kończy się klasycznie: zamkniętymi oddziałami, rozpaczą klientów i burzą w mediach z nutką afery politycznej. Zrobiliśmy z tego spektakl, jakiego w świecie finansów dawno nie było. Przekornie, ja twórcom pomysłu gratuluję – pokazali, jak dziurawy jest system, a naiwni klienci. W blasku reflektorów.

Hit sezonu ogórkowego: firma, która oferowała lokaty w złoto, chociaż nie były to lokaty. Inwestowała w złoto,  a nie miała zezwolenia nawet na kupowanie złota. Gwarantowali zysk, jakiego zagwarantować się nie da. Gwarantował go prezes, który po tylu wyrokach nie powinien być prezesem. Jedna KNF ostrzegała, tylko tyle mogła zrobić. Sprawę nagłośniły media – po tym, jak wcześniej reklamowały inwestycje w złoto jak tylko się dało. W samym pierwszym półroczu 2012 roku Amber Gold wydał na reklamy 20 mln zł, a OLT Express ponad 45 mln. Bierne sądy, naiwni klienci, bezradna prokuratura, skołowani politycy i brawurowy finisz – tegoroczne wakacje zdecydowanie można okrzyknąć mianem złotych.

Kto bez winy, niech pierwszy rzuci… sztabką!

11-letnia hossa na złocie działa na wyobraźnię inwestorów, w szczególności, że większość analityków widziała już 2 tys. dolarów za uncję, co była modelową „górką”, po której nastąpiła solidna korekta. Od 2009 roku, kiedy zaczął działalność Amber Gold, atmosfera do inwestycji w złoto była doskonała. Klienci, nawet jeśli nie widzieli na oczy wykresu ceny złota, byli pewni, że jest to inwestycja bezpieczna. W pewnym momencie złoto w sztabkach zaczęły sprzedawać banki, co tylko utwierdziło w przekonaniu, że ten surowiec to dobre rozwiązanie na kryzys.

Amber Gold pokazał doskonale przepaść dzielącą działy reklamy i redakcje. Jeśli zapytalibyśmy dziennikarza w dowolnej redakcji ogólnopolskiej, czy da się zarobić 14 proc. na lokacie w złoto, wyjaśniłby nam w 5 minut, dlaczego nie zainwestowałby w to pieniędzy. Dziennikarze tych samych tytułów często obok swoich tekstów widzieli reklamy „złotego biznesu” Marcina P. Na samą prasę w I połowie roku Amber Gold wydał 11,9 mln złotych. Ostatnie reklamy pojawiały się na krótko przed likwidacją, kiedy dziennikarze odliczali już dni do upadku i nie wiedzieli czy „piramida finansowa” jest już wyrażeniem poprawnym politycznie.

Poza Komisją Nadzoru Finansowego, która ostrzegała i powiadamiała prokuraturę, zawiniła sztafeta urzędów, sądów i instytucji. Prezes Amber Gold pomimo kilku wyroków prowadził działalność bez większych problemów. Nie zarejestrował działalności kantorowej w NBP, chociaż powinien. Nawet gdyby próbował to zrobić, NBP odmówiłby, bo Marcin P. był karany. Prokuratura powiadamiana kilkukrotnie przez KNF umarza śledztwa, nie dopatrując się znamion przestępstwa. Dzisiaj nad sprawą pracuje ABW, ale dopiero po interwencji politycznej. Bez medialnej burzy i zainteresowania Premiera, nikt nie zagłębiał się w działalność Amber Gold. Marcinowi P. zarzuty postawiono dopiero 17 sierpnia 2012 roku. 

Klienci w cieniu Tuska

Największym zaskoczeniem i zarazem PR-owym majstersztykiem jest obecność w całym zamieszaniu syna premiera Tuska. Dziennikarz Gazety Wyborczej oferujący jednocześnie usługi z zakresu PR – skandal, jakiego jeszcze Polska nie widziała, i to w OLT Express! Na tydzień przed ogłoszeniem likwidacji Amber Gold większość czołowych tytułów prasowych drukowała na okładkach syna Donalda Tuska, a kiedy „Ambergate” nabrało rozpędu premier zwołał konferencję prasową, tłumacząc się głównie z błędów syna, a nie instytucji i urzędów.

Finanse to trudny temat dla polityków. Znacznie łatwiej jest szukać winnego afery personalnie. Nie widać winnego w prokuraturze, w urzędach, ale „Tusk” – to nazwisko opozycji zapewne pasuje na winnego, nawet jeśli poprzedza je Michał, a nie Donald. Doraźnym działaniem było zwołanie Komitetu Stabilności Finansowej (zwoływany w wyjątkowych sytuacjach), które wydało rekomendacje w sprawie parabanków. Żeby ocenić działalność KSF trzeba jednak poczekać na rezultaty. Sukcesem może okazać się fakt, że ktoś za miesiąc będzie o tym spotkaniu jeszcze pamiętał.

Na ostatnim miejscu na liście winnych znaleźli się klienci, których dzisiaj prawie wszyscy biorą pod opiekę. Przy niskiej wiedzy finansowej w Polsce, Amber Gold miał doskonały model biznesowy – pozornie proste produkty, opiekunów klienta, profesjonalne placówki i oferowane odsetki powyżej 10 proc. – czyli tyle, ile skusi co dziesiątego Polaka. Tyle wystarczyło. Klienci piramid finansowych znajdą się zawsze. Utrata oszczędności życia jest tragedią dla jednostki, jednak w skali kraju ogłoszenie likwidacji Amber Gold to marginalny przypadek z oprawą medialną godna upadku banku.

„Dziękujemy Państwu za okazane zaufanie, na bieżąco będziemy Państwa informować o sytuacji Spółki w czasie jej likwidacji.” Tym zdaniem zespół Amber Gold zakończył przygodę na polskim rynku.

Krucjata przeciwko parabankom

Zaraz za Amber Gold jest Finroyal, który nie jest sprawą tak medialną, choć jego klienci również nie mogą dostać swoich pieniędzy. Lista parabanków, które udzielają kredytów i przyjmują pieniądze klientów w ramach inwestycji jest długa i nie da się jej zamknąć, bo wiele firm po prostu nie jest nigdzie zarejestrowanych. Trudno się dziwić, skoro przez 4 lata nikt nie zauważył, że Amber Gold nie miał pozwolenia na zakup złota.

Zwycięsko z całego zamieszania wychodzą banki, które przy Amber Gold stają się jedynym miejscem godnym zaufania dla pieniędzy klientów. Im sprawa nabiera większego rozpędu, tym więcej firm wpada do worka „podobnych do Amber Gold”. W mediach dokonano wyraźnego podziału na banki i „ciemną stronę finansów”, bez wnikania w szczegóły. Zostawiono również w spokoju produkty bankowe, które przynosiły klientom straty, skomplikowane inwestycje, fundusze i sprzedaż opartą na niewiedzy klientów.

Jedną z najbardziej spektakularnych piramid finansowych na świecie była działalność Bernarda Madoffa, który rocznie wypracowywał zysk mniejszy (!) niż Amber Gold oferowało na swoich „lokatach”. Bernard Madoff odsiaduje dzisiaj wyrok 150 lat więzienia, a książki opisujące jego przekręt biją rekordy popularności. Amber Gold to tylko mikroafera przy wielomiliardowym biznesie Madoffa. Podejrzewam, że nie doczekamy się po tej historii ani żadnej dobrej książki, ani prawomocnego wyroku.

Źródło: PR News