Wszystkie informacje pomagają dolarowi

We wtorek inwestorzy w USA wpatrywali się w publikowane dane makro, bo mogły one potwierdzić poniedziałkowe wybicie NASDAQ lub je zanegować. Okazało się, że raporty były mieszane. Bardzo słabe były dane o inflacji w cenach produkcji. PPI wzrosła o 1,8 proc. (oczekiwano 0,9 proc.), a bazowa o 0,5 proc. (oczekiwano 0,2 proc. m/m).

Te dane nie są podstawą decyzji FOMC i wątpliwe, żeby przyśpieszyły podwyżkę stóp, ale z pewnością mogły rynki zaniepokoić choćby dla tego, że rosną rynkowe stopy procentowe. Wzrosła rentowność obligacji (spadła cena) – powstał wstępny sygnał sprzedaży.

 

Pozostałe dane też nie były jednoznaczne. Indeks NY Empire State gwałtownie spadł (z 23,51 na 2,55 pkt.) – oczekiwano wzrostu. Jednak gracze od dłuższego już czasu na regionalne odczyty koniunktury zwracają niewielką uwagę. Z pewnością mógł zaniepokoić indeks rynku nieruchomości (NAHB). Po ostatnim, nieoczekiwanym, spadku oczekiwano wzrostu, ale okazało się, że indeks znowu spadł. Praktycznie tylko raport o produkcji był dobry. W listopadzie wzrosła o 0,8 proc. (oczekiwano 0,5 proc. m/m), a wykorzystanie potencjału przemysłowego wzrosło do 71,3 proc.

 

Gracze wpatrują się zazwyczaj przede wszystkim w dane o produkcji, ale ten zestaw był jednak nieco niepokojący. Interesujące było to, jak takie dane wpłyną na rynek walutowy i surowcowy. Kurs EUR/USD od rana spadał reagując na problemy Grecji, a po publikacji danych skala spadku wzrosła. Wyższa inflacja i produkcja działały na korzyść dolara (teoretycznie wzrost stóp jest bardziej prawdopodobny). Dolarowi pomagały też (paradoksalnie) złe dane, bo wzrost awersji do ryzyka nadal przecież dolara umacnia. W sumie powstał układ, o którym już pisałem w zeszłym tygodniu: zarówno dobre dane jak i złe informacje umacniają dolara.

 

Sesja cechowała się sporą zmiennością. Indeksy rozpoczęły sesję od spadku, który szybko odrobiły poczym znowu zaczęły się (bardzo powoli) osuwać. Jednak w końcówce tempo spadku wzrosło. Być może zaszkodził swoimi wypowiedziami szef General Electric. Twierdził, że spółka ma najgorsze za sobą i czeka ją szybko wzrost, ale … w dłuższym terminie. W 2010 roku zysk ma być zbliżony do tegorocznego. Nic dziwnego, że cena akcji zaczęła spadać. NASDAQ nie potwierdził poniedziałkowego wybicia, a indeks S&P 500 odbił się od górnego ograniczenia kanału trendu bocznego. Sesja nie ma nadal żadnej wartości prognostycznej.

 

GPW rozpoczęła wtorkową sesję od niewielkiego spadku indeksów. Reagowano w ten sposób na niepewność panującą na innych rynkach europejskich. Mały obrót i rolowanie kontraktów też nie sprzyjało bykom i szybko zaczął zwiększać skalę zmienności. Przez bardzo długi czas udawało się jednak utrzymać WIG20 w dosyć wąskim kanale trendu bocznego. Jednak po publikacji pierwszego zestawu danych w USA podaż przycisnęła i indeksy ruszyły na południe. Szczególnie mocno ważyła na indeksie KGHM. Po wyjściu dołem z kanału trendu wzrostowego pojawił się tam sygnał sprzedaży.

 

Spadek nie były jednak poważny (około jeden procent), a po publikacji danych o amerykańskiej produkcji WIG20 wrócił do poziomu poprzedniej stabilizacji. Widowiskowy był jednak przede wszystkim fixing, dzięki któremu WIG20 wrócił do poziomu poniedziałkowego zamknięcia, MWIG40 całkiem wyraźnie wzrósł, a KGHM zakończył sesję nad kreską. Oczywiście nikt o „fixingu cudów” mówił nie będzie. Zbliżanie się dnia wygasania grudniowej linii kontraktów widać było przede wszystkim we wzroście obrotu. Z każdym dniem zmienność może być większa, bo do dnia wygasania kontraktów jest już bardzo blisko.

 

 

Piotr Kuczyński

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi