Wybory już były, problemy wciąż są

Z powyborczej radości skorzystali jednak tylko Azjaci, ponieważ tylko tam giełdy wzrosły. Po otwarciu europejskich parkietów sytuacja stopniowo się pogarszała by ostatecznie zakończyć handel na 2 procentowych minusach.

Dużo gorzej wypadła sesja za oceanem. Amerykański rynek zaliczył w swojej historii największy spadek powyborczy. Główne indeksy obniżyły się aż o 5 procent. Indeksy spadały całą sesję, a popyt ani przez moment nie doszedł do głosu. Skąd mogła się znaleźć tak duża zmiana nastrojów? Główną przyczyną był rynek pracy, a raczej prognozy jego znacznego zmniejszenia. Wczorajsze Raporty ADP i Challengera pokazały jednoznaczne silne pogorszenie się sytuacji na rynku pracy. Jeszcze gorsze były dane o indeksie ISM dotyczącym rynku usług. Tu informacja była wręcz dramatyczna. Indeks ma wartość zaledwie 44,4 pkt., a już nieznaczne zejście poniżej 50 punktów uważa się za potwierdzenie recesji. Usługi stanowią w największej gospodarce świata niemal 80 procent, więc tak silne pogorszenie musiało znaleźć odzwierciedlenie w cenach i stąd duże spadki. Zdaje się, że gracze po potwierdzeniu wyborczego wyniku otrząsnęli się z optymizmu i wrócili do starej dobrze znanej strategii – sprzedawać.

Dzisiejszy poranek z pewnością będzie gorszy na rynkach niż wczorajszy i cały ubiegły tydzień, bo rozpocznie się do przeceny. Potwierdza to już sesja w Azji, gdzie spadki wyniosły 6 procent a więc dokładnie tyle ile wczorajsze wzrosty. Wydarzeniami dnia, które mogą decydować o krótkotrwałych ruchach są posiedzenia banków centralnych. ECB i Bank Anglii podejmą decyzję na cięciu stóp procentowych. Fakt cięcia jest przesądzony i całkowicie oczekiwany przez rynki. Zakłada się, że obniżka sięgnie 50 punktów, ale po cichu liczy się na hojniejsze obdarowanie inwestorów. W takim przypadku zapewnie dominującą rolę przejęłyby byki i możliwe byłby niewielkie wzrosty, ale domyślny scenariusz karze zakładać negatywne zakończenie.

Krzysztof Barembruch
A-Z Finanse