Wymiatacze z „pokolenia Y” – jak wykorzystać ich potencjał? – cz. I

O zjawisku „pokolenia Y” w kontekście rynku pracy i problemów z zarządzaniem napisano już wiele. Głównie mówi się o „pokoleniu Y” jako o wyzwaniu dla firm i menedżerów.

Przyjrzyjmy się  tej grupie pracowników przede wszystkim jako grupie bardzo potencjałowej, jeśli chodzi o budowanie kultury innowacyjności i poszukiwanie innowacji w organizacji.

Aby zobaczyć  szanse, jakie niesie za sobą posiadanie takich osób w zespole, a jednocześnie kluczowe niuanse z nimi związane, przypomnijmy najważniejsze wyróżniki typowego przedstawiciela „pokolenia Y”:

Wydaje się, że wszystkie te punkty mają pejoratywny wydźwięk i są przede wszystkim drażniące dla działu HR czy kierownika. Chyba, że… zmienimy optykę, podejdziemy do sprawy bardziej twórczo i zastosujemy szereg rad, które postuluje Robert Sutton w swojej książce: „Zwariowane pomysły, które się sprawdzają. Jak zbudować kreatywną firmę?” Wtedy zobaczymy, że takie nonkonformistyczne, niepokorne, nastawione na fun oraz efekt „tu i teraz” podejście bardzo współgra z tym, co warto zrobić, by budować w firmie faktyczny klimat dla innowacji.

A oto garść porad, które szczególnie warto rozważyć, bez względu na to, jak karkołomnie brzmią na początku:

Po pierwsze – zatrudniajmy ludzi,  z którymi nie czujemy się dobrze i którzy są inni niż my:

Takie podejście od początku charakteryzowało np. Apple. Steve Jobs od początku nie pałał  sympatią i nie mógł znaleźć wspólnej płaszczyzny ze swoimi głównymi menedżerami ds marketingu i finansów – z Markullą i Scottem. Tarcia, napięcie, ciągłe różnice zdań i mało przyjazna atmosfera były na porządku dziennym. Jednak do dziś Jobs przyznaje, że bez ich wiedzy marketingowej i rynkowej nie byłby w stanie spieniężyć swoich innowacji technologicznych.

Także teraz w Apple, w Yahoo, a wcześniej też np. w Netscape regułą było łączenie w zespołach młodych technologów ze starszymi menedżerami doskonale obeznanymi w biznesie, mimo różnic w podejściu, wartościach, kulturze biznesowej. Praktyka pokazała, że korzyści dla wszystkich stron znacznie przewyższają koszty związane z pojawiającym się dyskomfortem.

Po drugie – jeśli naprawdę stawiamy na budowanie klimatu sprzyjającego innowacyjności, świadomie nie socjalizujmy „świeżej krwi”:

Motorola University zatrudnia mnóstwo trenerów wewnętrznych z Citigroup, mimo oczywistych różnic branżowych. Amerykańskie instytucje rządowe uczą się od Disney Institute z Disney World na Florydzie. Nikt też nie ukrywa, że największą wartością konsultantów firm doradczych nie są nawet unikalne metodologie tych firm, ale doświadczenia z różnych sektorów i różnych przedsiębiorstw, jakie zgromadzili ich konsultanci pracując w bardzo różnych projektach.

Źródło: Wymiatacze.pl