Styczeń na zagranicznych rynkach akcji nie przebiegał według scenariusza, którego można było oczekiwać na początku roku.
Miesiąc wcześniej wydawało się niemal oczywistym, że kontynuowane będą tendencje z drugiej połowy 2010 roku, czyli dalsze wzrosty kursów spółek związanych z rynkami wschodzącymi oraz eskalowanie kryzysu fiskalnego strefy euro, które z kolei nie sprzyjałoby notowaniom na europejskich parkietach. Dodatkowo inwestorzy liczyli na ogólnie dobrą koniunkturę na giełdach akcji związaną z efektem stycznia. Ubiegły miesiąc nie tylko nie przyniósł jednak przypisywanego mu efektu (większość globalnych rynków zanotowała ujemne stopy zwrotu), ale dodatkowo upodobania inwestorów odwróciły się o 180 stopni.
Silna korekta dotknęła giełdy państw zaliczanych do grupy emerging markets. W górę pofrunęły natomiast akcje notowane w Grecji, Hiszpanii czy we Włoszech – krajach, których w ubiegłym roku inwestorzy unikali jak ognia. Zawiedli się też Ci, którzy liczyli w styczniu na kontynuację wzrostów cen spółek związanych z wydobyciem metali szlachetnych. W styczniu, w stosunku do większości ważnych walut, umocnił się złoty. To, z punktu widzenia krajowych inwestorów, dodatkowo przyczyniło się do pogorszenia wyników z inwestycji w zagraniczne aktywa.
Te tendencje zostały odzwierciedlone w wynikach funduszy inwestujących w akcje na zagranicznych giełdach. Pierwsze miejsca styczniowego zestawienia sporządzonego dla rynków rozwiniętych zajmują podmioty inwestujące w Europie. Relatywnie nieźle prezentują się fundusze skoncentrowane na akcjach amerykańskich. Co prawda ich stopy zwrotu są na lekkim minusie, ale był to głównie wpływ spadku kursu pary walutowej USDPLN. Bardzo słabo w styczniu wypadły rynki wschodzące. Zdecydowana większość funduszy w tej części zestawienia znalazła się „pod kreską”. Szukając przyczyn takiego zachowania należy zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, coraz wyraźniejsza presja inflacyjna w tych krajach zmusza banki centralne do zacieśniania polityki pieniężnej. Inwestorzy obawiają się, że może to schłodzić aktywność tych gospodarek w niedalekiej przyszłości. Po drugie, zamieszki w Egipcie, które rzuciły się cieniem na całej grupie państw zaliczanych do rynków wschodzących. Na niepewności inwestorów związanej z sytuacją w Egipcie skorzystała właściwie tylko Rosja. W przypadku tego kraju wzrastająca cena ropy i innych surowców ma raczej korzystny wpływ i na gospodarkę i na wyniki największych przedsiębiorstw notowanych na tamtejszych giełdach.
Za odpływ kapitału z emerging markets w pewnej części odpowiadał też wzrost atrakcyjności największego rynku akcji na świecie, czyli giełd w Stanach Zjednoczonych. USA są jednym z niewielu krajów rozwiniętych, który zanotuje w bieżącym roku wyższą dynamikę wzrostu PKB niż w 2010. Analitycy oczekują średniego wzrostu zysków amerykańskich spółek co najmniej o kilkanaście procent. Poprawa koniunktury w USA, będzie, przynajmniej do połowy roku wspierana przez drugą rundę ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Ożywienie gospodarcze w USA podtrzymywać będą także zatwierdzone niedawno ulgi podatkowe. Te czynniki kuszą globalnych inwestorów i przyczyniają się do przeważania w portfelach akcji amerykańskich kosztem papierów spółek notowanych na rynkach wschodzących. Jednak, jak na razie, można założyć, że te spadkowe tendencje na rynkach wschodzących noszą znamiona jedynie korekty technicznej. Gospodarki tych krajów, mimo wzrostu presji inflacyjnej, nadal przecież będą dynamicznie się rozwijać.
Źródło: Expander