W USA rynki akcji rozpoczęły sesję wzrostami indeksów, ale bardzo szybko nastąpił powrót w okolice piątkowego zamknięcia, a potem ceny akcji zaczęły się osuwać. Od początku handlowego dnia w USA gwałtownie i bez powodu wzmacniał się dolar. Było to trochę dziwne, szczególnie przed wtorkowymi danymi o inflacji, ale najwidoczniej były to tylko takie gry spekulantów, bo dosyć szybko nastąpił odwrót, a kropkę nad i postawiły słabe dane makro.
Okazało się, że publikowany przez NAHB (stowarzyszenie handlarzy nieruchomości) indeks HMI (zaufania do rynku) spadł w listopadzie z 33 do 32 pkt. (oczekiwano wzrostu). Odczyt poniżej 50 pkt. sygnalizuje, że większość respondentów źle ocenia sytuację. Stowarzyszenie jednak twierdzi, że najgorsze już minęło. Wyciąga wnioski z tego, że subindeks oczekiwań przyszłej sprzedaży wzrósł do poziomu najwyższego od czerwca (ale nadal był mniejszy od 50 pkt.). Tyle tylko, że subindeks oceniający aktywność klientów spadł z 26 do 23 pkt., czyli do poziomu niewiele wyższego od tego, który odnotowano w sierpniu i we wrześniu. Jak widać realia są fatalne, a nadzieje spore, co wcale nie musi sygnalizować końca problemów.
Po tym raporcie kurs EUR/USD wrócił do poziomu piątkowego zamknięcia i tam ugrzązł, co wyhamowało zmiany na rynku surowców. Spadająca cena złota zaczęła rosnąć i zakończyła sesję bez zmian. Na rynku miedzi mówiło się o strajku pracowników chilijskiej huty Altonorte. Cena kosmetycznie wzrosła, ale uważam, że to nie informacje z huty ją podnosiły. Układ techniczny jest taki, że większy spadek ceny dałby mocny sygnał sprzedaży, więc obóz byków, korzystając ze spokoju na rynku walutowym, ratował rynek. Tylko cena ropy wyraźnie spadła. Podobno z powodu ciepłej zimy, ale to według mnie był tylko pretekst. To była po prostu korekta ostatniego, ponad pięcioprocentowego wzrostu.
Rynkowi akcji pomagała podniesiona rekomendacja Merrill Lynch dla Citigroup oraz liczne informacje o fuzjach i przejęciach. Szkodził spadek ceny ropy, bo traciły akcje w sektorze paliwowym. Spadał też kurs Google po tym jak Wall Street Journal napisał, że dynamika wzrostu zysku firmy wyhamuje. Najbardziej chyba jednak szkodziło rynkowi to, że ceny akcji tak długo już rosną. Wydaje się, że gracze po prostu postanowili zrealizować trochę zysku, co niczym nadal nie zmienia pozytywnego obrazu rynku.
Po sesji raport kwartalny opublikowała Oracle. Były zgodne z prognozami, ale graczom się to nie podobało i cena akcji w handlu posesyjnym spadła. Nie wydaje mi się jednak prawdopodobne, żeby miało to wpływ na dzisiejszą sesję. Kontrakty rano jednak nieznacznie spadały z powodu spadku indeksów w Azji, która reagowała na przecenę akcji w Tajlandii (o tym w części polskiej)
Dzisiaj rano decyzję po poziomie stóp procentowych podejmie Bank Japonii. Prawie na pewno ich nie zmieni (0,25 proc.), ale ciekawe może być wystąpienie Toshihiko Fukui, szefa BoJ tuż po publikacji komunikatu banku. Gdyby gracze wyłowili z niego zapowiedź wzrostu stóp w niedalekiej przyszłości to wzmocniłoby jena, szkodząc dolarowi również w stosunku do euro. Wpływ tego wydarzenia będzie jednak bardzo krótkotrwały.
Dowiemy się też dzisiaj, jaki jest grudniowy indeks klimatu gospodarczego niemieckiego instytutu Ifo. Badanie przez instytut przedsiębiorcy byli w ciągu roku wielkimi optymistami, a skoro analitykom i menadżerom badanym przez instytut ZEW też poprawił się humor to trudno oczekiwać złych danych. A skoro tak to ta publikacja nie pomoże na długo euro. Może jedynie zaszkodzić, gdyby odczyt był gorszy od prognoz. Dla akcji im wyższy będzie indeks tym lepiej.
Po południu dowiemy się, jaka w listopadzie była w USA inflacja w cenach przemysłu (PPI). Co prawda wiemy już jaka była, istotniejsza dla Fed, inflacja CPI, ale i tak emocje publikacja tego raportu może wywołać. Oczywiście im wyższa będzie inflacja tym lepiej dla dolara i tym gorzej dla akcji. Bardzo ciekawe będą zapewne dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Co prawda nie będzie mowy o sprzedaży, ale ilość rozpoczętych budów domów i wydanych zezwoleń też coś o rynku powie. Prognozy mówią o znacznym wzroście nowych budów i lepiej byłoby dla gospodarki, żeby taka była również rzeczywistość. Gdyby okazało się, że dane są słabe to ucierpiałby dolar, ale akcje niekoniecznie (znowu nadzieje na obniżkę stóp pomagałyby bykom).
Tajska przecena ograniczy inwestycje na emerging markets
W poniedziałek od rana na rynku walutowym złoty tracił do obu walut. Było to nieco dziwne zachowanie, bo na przykład węgierski forint zyskiwał, a kurs EUR/USD stabilizował się. Być może rynek przymierza się już do styczniowej korekty. Od południa zapanował jednak kompletny marazm. Najwyraźniej dla wielu inwestorów rok się już praktycznie zakończył. Dopiero upadek kursu EUR/USD po rozpoczęciu handlu w USA doprowadził u nas do osłabienia złotego do dolara. W stosunku do euro zmiany przez długi czas były jednak niewielkie. Dopiero po 16.00, kiedy płynność rynku była niewielka złoty stracił do obu walut.
Dzisiejsze dane o produkcji przemysłowej i jej cenach zapewne nie będą miały wpływu na WGPW, ale im będą lepsze (wyższa dynamika produkcji i niższa inflacja) tym w dłuższym terminie lepiej dla akcji. Złoty też skorzystałby na dobrych danych. Rozpoczyna się też posiedzenie RPP, ale nie będzie to miało żadnego znaczenia dla rynku. Jeśli złoty jest nadal silny to powinien dzisiaj odreagować poniedziałkową korektę. Gdyby tak się nie stało to należałoby przyjąć, że korekta rozpoczęła się przed styczniem.
WGPW w poniedziałek zaczęła sesję wzrostem indeksów, ale właściwie od początku indeksy osuwały się korygując sztuczne zamknięcie z piątkowego fixingu. Nie widać było żadnych emocji. Po 13.00 indeksy powoli ruszyły na północ, ale niewiele z tego wynikało. Gdyby nie wymiany między funduszami to obrót na spółkach z WIG20 byłby niewielki. Z pewnością niewielka była aktywność graczy. Niespecjalnie dała się nawet zauważyć aktywność arbitrażystów, mimo że baza była dodatnia – ponad 40 – punktowa. Generalnie można powiedzieć, że zyskiwał (w większości) sektor bankowy, a tracił surowcowy pod wodzą KGHM. Jednak indeksy TechWig i MidWig rosły, co nie mogło dziwić po ostatnich spadkach. Ta, bardzo nudna sesja zakończyła się dodaniem na fixingu kilkunastu punktów i w ten cudowny sposób WIG20 pobił rekord wszech czasów. Może by do końca roku zrezygnować z handlu i robić tylko fixingi?
Warto spojrzeć na to, co wydarzyło się w nocy w Tajlandii. Tajski indeks SET spadł dzisiaj o blisko 12 procent. Ta przecena wywołana była decyzją banku centralnego, który postanowił walczyć z umacniających tajską walutę (bahta) zagranicznymi spekulantami. Banki muszą teraz blokować przez rok 30 procent nowych wpływów zagranicznych. Jeśli tego nie zrobią to zapłacą 10 procentową karę. Piszę o tym dlatego, że takie wydarzenie zwiększa ryzyko inwestowania w krajach rozwijających się w tym i w Polsce. Bardzo często przecena na emerging markets zaczynała się od jednego kraju. Polska jest bardziej odporna, bo jesteśmy w Unii Europejskiej, ale przez pewien czas trzeba zachować szczególną ostrożność. Przez pewien czas, bo natychmiastowej reakcji zapewne nie zobaczymy.
Dzisiaj początek sesji powinien być negatywny (pokłosie słabej sesji w USA i w Azji), ale to wcale nie znaczy, że sesję zakończymy spadkiem. Przy takim marazmie, kiedy to już większość Polaków myślami jest w tygodniu świątecznym, większość graczy zakłada, że niewiele się już wydarzy i prawdę mówiąc rzeczywiście to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz. Jednak niewielka aktywność i nuda może zachęcać do chwilowego podgrzania rynku. Czy tak się stanie tego oczywiście nie da się sprawdzić, ale należy zachować czujność. Krytyczny moment sesji będzie miał miejsce o 14.30, kiedy to w USA zostanie opublikowany raport od inflacji w cenach produkcji (PPI). Wtedy to nasz rynek powinien ruszyć za indeksami w Eurolandzie i kontraktami na amerykańskie indeksy.