Xelion: Decyzja UEFA wywołała krótkotrwałą euforię

Na GPW początek środowej sesji był zadziwiająco dobry. Inwestorzy nie zwracali uwagi na spadające indeksy w Eurolandzie, a indeksy rosły. Co prawda wzrost wyglądał na nieco wymuszony, ale jednak szerokość rynku była duża. Liderami były KGHM (wzrost ceny miedzi) i banki oraz szeroko rozumiany rynek małych i średnich spółek reprezentowany przez indeks MWIG40. Problemem była jednak aktywność inwestorów, co w pierwszej godzinie doprowadziło do marazmu i osuwania się WIG20. Jednak właśnie po tej godzinie aktywność znacznie wzrosła, a indeksy szybciej ruszyły na północ. Warto zauważyć, że podobnie zachowywał się rynek na Węgrzech. Niewykluczone, że część inwestorów zagranicznych doszła do wniosku, że słaby dolar sprzyja emerging markets.

Prawdziwa eksplozja popytu nastąpiła po informacji o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji EURO 2012. Niewątpliwie oznacza to olbrzymi wzrost inwestycji i ożywienie gospodarcze w latach poprzedzających mistrzostwa świata w piłce nożne, ale jednak taki entuzjazm na 5 lat przed wydarzeniem był zdecydowaną przesadą. Za dwa – trzy dni żaden inwestor nie będzie już brał tego czynnika pod uwagę. Każdy pretekst jest jednak dobry, żeby podnieść indeksy. W tej fazie gry absolutną gwiazdą był Orbis, który z pewnością bardzo zyska na tej decyzji. Tyle, że dopiero w 2012 roku… Euforia zapanowała szczególnie na rynku mniejszych spółek (szczególnie w sektorze budowlanym), bardziej podatnych na spekulacyjne impulsy. Warto też zauważyć, że węgierski indeks BUX po decyzji (Węgry były konkurentem Polski) rósł, co potwierdzało, że kapitał zagraniczny znowu zainteresował się naszym regionem Europy.

Po 14.00 nastroje jednak znacznie się pogorszyły, bo publikowane w USA raporty kwartalne spółek nie zachwycały, a indeksy w Eurolandzie podjęły ruch na południe. Na godzinę przed końcem sesji realizacja zysków doprowadziła do spadku WIG20, ale zakończenie było całkowicie neutralne. Bardziej wierzę jednak w to, co widziałem przez większą część sesji, kiedy to WIG20 rósł, mimo że indeksy w Eurolandzie spadały. To sygnalizuje, że rynek był gotowy do dalszego wzrostu. Dzisiaj jednak obawy o to, że wzmocnienie jena zahamuje proces carry trade (tak istotny dla podtrzymania wzrostów w krajach rozwijających się) powinny i u nas od początku sesji indeksy obniżać. Będziemy się wpatrywali w kurs jena i to on będzie dyktował kierunek, ale nałożą się jeszcze do tego raporty makro z USA i wyniki kwartalne amerykańskich spółek. Sytuacja jest bardzo nieklarowna, a jeśli tak jest to najlepiej stanąć z boku i przeczekać.

Nic nie jest w stanie popsuć nastrojów w USA

W środę indeksy w Eurolandzie od rana osuwały się. Obawiano się sesji w USA, gdzie kilka dużych spółek (przede wszystkim Yahoo) opublikowało niezbyt satysfakcjonujące raporty kwartalne. Szkodził też wzrost kursu EUR/USD – atakował poziom 1,36 USD za euro. Sytuacji w niczym nie zmieniła publikacja protokołu z posiedzenia Banku Anglii. Nie było w nim nic, co mogłoby graczy zaskoczyć. Rynki akcji były jednak nadal bardzo odporne na wzrost kursu EUR/USD. Nawet przełamanie poziomu 1,36 USD nie zwiększyło w sposób istotny podaży. Zresztą przed otwarciem sesji w USA na rynku walutowym rozpoczęła się korekta.

O środowej sesji w USA nie da się wiele powiedzieć oprócz tego, że po nudnej sesji indeks DJIA pobił rekord wszech czasów, a nastroje inwestorów były znakomite. Jedyną publikacją poza raportami spółek był raport o zmianie zapasów paliw. Spadły zarówno zapasy ropy jak i benzyny oraz destylatów. Jednak cena tego surowca zmieniła się nieznacznie, bo podobno amerykańskie rafinerie zwiększyły produkcję. Taka niewielka zmiana ceny była jednak według mnie wynikiem niepewności panującej na rynku walutowym, gdzie kursowi EUR/USD nie udało się utrzymać nad poziomem 1,36 USD. Trudno zresztą było oczekiwać, że właśnie w środę, kiedy to rynek walutowy nie dostał żadnych impulsów, padnie rekord wszech czasów. Niewielkie zmiany kursu dolara były powodem kosmetycznego wzrostu ceny złota. Kontrakty na miedź staniały o 1,5 procenta, ale to była tylko korekta wtorkowego, czteroprocentowego wzrostu.

Jeśli chodzi o rynek akcji to należałoby po kolei omawiać wyniki kwartalne spółek, co nie ma zbyt wiele sensu. Jednak trochę trzeba o tym napisać, bo to pokazuje, czym kieruje się teraz rynek. Muszę przypomnieć, że we wtorek po sesji raporty opublikowały Intel, IBM i Yahoo, a rynek je w środę dyskontował. Poza dyskusją było Yahoo, bo słaby zysk i takie same prognozy doprowadziły do dziesięcioprocentowego spadku ceny akcji. Tracił też IBM i to mimo podania zgodnych z oczekiwaniami wyników i prognoz, bo obniżył mu rekomendację Goldman Sachs. Pomogła jednak Wachovia podnosząc rekomendację dla Caterpillara.

Ciekawie zachował się Intel. Akcje drożały, mimo tego, że po odjęciu jednorazowych zysków wynik był gorszy od prognoz, a prognozy zysku drugiego kwartału były słabe. Pocieszono się jednak tym, że marże w całym roku mają wzrosnąć (to wysoce niepewna prognoza). Inaczej gracze reagowali na raport Motoroli. Tutaj firma podała, że poniosła kwartalną stratę, a przychody spadły. Jednak, ponieważ po odjęciu jednorazowych wydarzeń pokazał się zysk, który był wyższy od prognoz to kurs rósł. Jak widać gracze robią wszystko, co możliwe, żeby interpretować raporty na korzyść obozu byków. To najlepiej sygnalizuje, jakie nastroje panują na rynku.

Po sesji raport kwartalny opublikowała Ebay (lepszy od prognoz – kurs wzrósł), ale to teraz nie ma najmniejszego znaczenia. Wydawało się, że trudno będzie o impuls, z powodu którego indeksy miałyby zacząć spadać, ale on się już w nocy pojawił. I był to powrót do niedawnych obaw o wzmocnienie japońskiego jena. Wystarczyło, że japoński indeks odzwierciedlający sytuację w usługach wzrósł o jeden punkt procentowy (oczekiwano spadku) i jen zaczął się wzmacniać, bo gracze doszli do wniosku, że Bank Japonii niedługo podniesie stopy. Poza tym okazało się, że Chiny o 5 godzin przesunęły godzinę publikacji raportu o PKB za pierwszy kwartał. Rynki obawiają się, że PKB wzrósł mocniej niż oczekiwano, co nadal zwiększało inflację, a to zmusi również Chiny do kolejnej podwyżki stóp. Rano, kiedy pisałem ten komentarz, indeksy w Azji solidarnie spadały o ponad dwa procent. Spadały również kontrakty na amerykańskie indeksy. W sytuacji, kiedy rynki w Europie i USA są technicznie wykupione, spadki są dzisiaj prawie pewne.

Dodatkowym elementem będą raporty kwartalne spółek i dane makro. Przed południem najważniejsze powinny być wyniki Bank Of America, Mercka i Nokii, a po sesji w USA Altrii i American Express. Oprócz tego rynek dostanie porcję danych makro, które jednak niekoniecznie muszą wpłynąć na decyzje graczy wpatrzonych tylko w raporty spółek.

Najmniejsze znaczenie będzie miał raport o tygodniowej zmianie bezrobocia. Nie tylko dlatego, że jest to właśnie raport dotyczący zmiany bardzo krótkoterminowej, ale i dlatego, że był to tydzień poświąteczny. Równie małe znaczenie rynek przywiązuje do indeksu wskaźników wyprzedających (LEI), bo raport ten już od dawna nie ma znaczenia prognostycznego. Nie można jednak wykluczyć, że będzie wspierał jeden z obozów w dominującym już trendzie. Największe znaczenie powinna mieć publikacja kwietniowego indeksu Fed z Filadelfii. Ten indeks ma dla graczy większe znaczenie niż podobny wskaźnik dotyczący gospodarki okolic Nowego Jorku. Prognozy mówią o wyraźnym wzroście aktywności gospodarczej. Podobnie było w przypadku indeksu z Nowego Jorku. Gdyby również w regionie Filadelfii aktywność gospodarki rozczarowała to wynikiem mogłoby być osłabienie dolara i zmniejszenie popytu na akcje.