Xelion: Doskonały koniec miesiąca na GPW

Dzisiaj nikt już nie będzie o podniesieniu ratingu pamiętał. Zostanie opublikowany bilans płatniczy za 4 kw., ale nie wierzę, żeby te dane spowodowały jakieś ruchy na rynkach finansowych. A jeśli nawet to wywołają najwyżej małe zmiany kursów walut. Rynek będzie czekał na raporty makroekonomiczne publikowane w USA i to reakcje kursu EUR/USD i USD/JPY zadecydują o tym, jak zachowa się nasza waluta. Nie liczyłbym jednak na duże zmiany kursów.

GPW w czwartek rozpoczęła sesję małym wzrostem indeksów. Było to proste naśladownictwo tego, co widzieliśmy na giełdach europejskich. Wszyscy liczyli na to, że ostatnie dni kwartału będą dla giełd amerykańskich dobre, co sprzyjało obozowi byków. Jednak atak popytu był bardzo nieprzekonujący, a to przed południem doprowadziło do powrotu do poziomu środowego zamknięcia. Obóz byków wziął się jednak do pracy, nie pozwolił na wejście WIG20 w strefę negatywną i poprowadził go na północ.

Zdecydowanie pomogło posiadaczom akcji podniesienie ratingu przez agencję Standard & Poor. Obóz byków skorzystał skwapliwie z tej informacji, żeby szybko podnieść indeksy. Najsilniejsze były oczywiście banki. Kropkę nad i postawiły lepsze od prognoz amerykańskie dane makro. Nikt przecież nie dzielił włosa na czworo i nie zastanawiał się nad tym, że PKB wzrósł dzięki zwiększeniu zapasów przez firmy, a same dane są bardzo historyczne i w żaden sposób nie zmniejszają zagrożeń czyhających na gospodarkę USA. Indeksy mocno wzrosły, a WIG i MWIG40 pobiły rekordy wszech czasów. Jedyne, co mogło martwić, to mały obrót spółkami z WIG20.

Wczorajsze, mikre odbicie w USA, nie powinno mieć dzisiaj przełożenia na nasz rynek, ale kolejny, duży wzrost ceny ropy może nadal pomagać sektorowi paliwowemu. WIG20 jest w doskonałej sytuacji, bo wszędzie widać sygnały kupna, więc może dzisiaj zaatakować i pobić rekord wszech czasów. Do szczęścia bykom potrzebne są tylko dobre dane makro z USA.

Kolejne „dobre” dane z USA

W czwartek od rana inwestorzy na giełdach europejskich poszli śladem swoich azjatyckich kolegów. Indeksy rosły lekceważąc słabe zamknięcie sesji w USA. Pomagała stabilizacja na rynku EUR/USD i tracący na wartości jen. Mimo spadku ceny ropy nadal liderami były spółki sektora paliwowego. Dziwić mogło tylko to, że kiedy przed południem kurs EUR/USD ruszył na północ to indeksy giełdowe nie tylko nie zaczęły spadać, a nawet zwiększyły skalę wzrostu. Po publikacji danych amerykańskich skala tych wzrostów wzrosła.

W USA widać było duża chęć podniesienie indeksów na koniec kwartału. Jednak te zapędy powstrzymywała drożejąca o 3 procent ropa (do 66 USD za baryłkę). Za tak dużą zwyżkę winiono wzrost napięcia geopolitycznego. Iran wycofał się z wcześniej zapowiadanego uwolnienia jednego z zatrzymanych brytyjskich marynarzy (kobiety). Poza tym irańska ambasada w Londynie ujawniła list zatrzymanej kobiety, w którym wezwała Wielką Brytanię do wycofania wojsk z Iraku. Sytuacja rzeczywiście staje się bardzo napięta.

Początek sesji był jednak bardzo dobry, bo gracze za dobrą monetę usiłowali wziąć, opublikowane na godzinę przed rozpoczęciem sesji, ostateczne dane (po dwóch weryfikacjach) o wzroście PKB w czwartym kwartale i skojarzonych z nim miarach inflacji. Wzrost PKB w czwartym kwartale wyniósł 2,5 procenta, a indeks bazowy wydatków konsumpcyjnych PCE i deflator zostały obniżone o 0,1 pkt. procentowego. To nic wielkiego, a poza tym dane były bardzo historyczne, ale wystarczały, żeby posłużyć jako pretekst do wzmocnienia dolara (pomogła też mniejsza od prognoz ilość noworejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych). Fundusze też miały pretekst do podnoszenia indeksów dzień przed końcem kwartału. Wystarczyło jednak zagłębić się w ten raport, żeby spostrzec, że dane były bardzo słabe. Weryfikacja w górę wzrostu PKB wynikała jedynie ze wzrostu zapasów w firmach. A jeśli zapasy mocno rosły to w jasne jest, że w pierwszym kwartale firmy ograniczą produkcję. Poza tym okazało się też, że inwestycje w czwartym kwartale spadły nie o 2,5 procenta, a o 3,1 procenta. To też źle rokuje wzrostowi gospodarki w pierwszym kwartale. Nic dziwnego, że kurs EUR/USD jednak wzrósł sygnalizując, że gracze na tym rynku właściwie zrozumieli wymowę tego raportu. Jednak osłabienie dolara przeniosło się tylko na rynek ropy (to było dodatkowe wsparcie) i miedzi. Złoto staniało. Mówi się, że po prostu fundusze bilansowały portfele przed końcem kwartału. To rzeczywiście znacznie utrudnia ocenę sytuacji.

Rynek akcji nie bardzo wiedział, co robić. Z jednej strony „window dressing” było korzystne dla posiadaczy akcji, z drugiej szeroki rynek ucierpiał z powodu dużego wzrostu ceny ropy. Jednak ten sam czynnik podnosił ceny akcji w sektorze paliwowym, który ma duży wpływ na indeksy. Najgorzej zachowywał się sektor producentów półprzewodników, szkodząc najbardziej indeksowi NASDAQ. Dwie firmy (ATMI, która produkuje specjalne materiały dla producentów chipów i RF Micro Devices, który dostarcza specjalizowane układy scalone producentom, telefonów komórkowych) obniżyły prognozy zysków w pierwszym kwartale. Po bardzo dobrym otwarciu indeksy do 21.00 osuwały się, ale dzięki ostatniej godzinie udało się wypracować małe odbicie. Nie był to jednak sukces byków.

W piątek kalendarium jest zapełnione wieloma publikacjami raportów makroekonomicznych. Wypowiada się też znowu Ben Bernanke, szef Fed, ale nie można oczekiwać, że powie coś nowego i zaskakującego skoro dwa dni wcześniej w Kongresie USA przedstawił bardzo dokładnie swoje poglądy. To wystąpienie powinno zostać zlekceważone.

Przedpołudniowe dane z Eurolandu jak zwykle wywołają jedynie nieznaczne ruchy i to przede wszystkim na rynku walutowym. Nie można jednak tych raportów lekceważyć. Dowiemy się, jaka w marcu była inflacja, stopa bezrobocia i nastroje w strefie euro. Gdyby takie dane publikowano w USA to gracze bardzo by się w nie wpatrywali. Europejskie raporty nie mają wielkiego wpływu na zachowanie rynków, ale chyba przede wszystkim dlatego, że prognozy europejskich ekonomistów zazwyczaj się sprawdzają, czego nie można powiedzieć o prognozach ich amerykańskich kolegów. Poza tym wszyscy od zawsze wpatrują się w to, co dzieje się w największej gospodarce światowej. Teoretycznie im lepsze nastroje tym lepiej dla euro i akcji. Najważniejsza jednak jest inflacja. Zapowiadany jest wzrost z 1,8 do 1,9 procenta i gdyby tak rzeczywiście było to rynek nie zareaguje. Nieoczekiwany wzrost inflacji ponad prognozę wzmocniłby euro i osłabiłby rynek akcji. Spadek oczywiście podziałaby odwrotnie.

W USA dojdzie do wielu, istotnych dla rynków danych. Bardzo dokładnie będzie analizowany raport o przychodach i wydatkach Amerykanów. Im większe przychody tym większe zagrożenie dla inflacji (i dla akcji). Wzrost wydatków pomógłby dolarowi (podobnie jak wzrost przychodów), ale dla akcji nie byłby to impuls jednoznaczny, bo odwlekałby obniżkę stóp procentowych. Najważniejszy będzie jednak bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE). Im większy wzrost tym lepiej dla dolara, ale zdecydowanie gorzej dla akcji.

W kolejnym zestawie danych (godzina 16.00) też znajdą się ważne raporty. Najmniej istotny będzie najprawdopodobniej indeks nastroju Uniwersytetu Michigan. Będzie to bowiem weryfikacja danych z połowy miesiąca, a poza tym rynek już wie, jaki był indeks Conference Board, który mocniej wpływa na wyobraźnię inwestorów. Wydaje się też, że dane o wydatkach na konstrukcje budowlane mogą jedynie pomóc graczom, bo rynek spodziewa się znacznego spadku (problemy rynku nieruchomości), więc każde pozytywne zaskoczenie poprawi nastroje. Chyba najbardziej może wpłynąć na zachowanie rynku (w tej serii danych) publikacja indeksu Chicago PMI. Prognoza mówi o wzroście aktywności w okolicach Chicago i to zostałoby przyjęte z zadowoleniem. Spadek powinien osłabić akcje i dolara.