Na chwilę osłabienie złotego wyhamowała aukcja obligacji 10 – letnich. Okazało się, że popyt był wręcz podejrzanie duży (stosunek popyty do podaży wyniósł 6,13, a w kwietniu było to 2,20). Wydaje się, że po prostu podaż była bardzo mała (0,8 mld zł.), co musiało z założenia znacznie podnieść stosunek popytu do podaży. Obligacje po aukcji zdrożały, a złoty co prawda od tego momentu zaczął się wzmacniać, ale już po godzinie znowu zaczął tracić. Zamieszanie nastąpiło o 14.30, kiedy to w czasie publikacji danych o deficycie handlu zagranicznego w USA w obronie korony interweniował słowacki bank, ale było ono tylko chwilowe i dzień zakończyliśmy wyraźnym osłabieniem do dolara i euro. Dzisiaj dowiemy się, jaki w Polsce był w maju rachunek obrotów bieżących. Ten raport może wpłynąć na rynek walutowy – im niższy deficyt tym lepiej dla złotego. Dla rynku akcji nie będzie to miało żadnego znaczenia.
Sesja giełdowa rozpoczęła się w środę bardzo optymistycznie, co nie mogło dziwić. Rynek i tak był już rozgrzany do czerwoności, surowce drożały, a indeksy w Europie rosły. Nic dziwnego, że już otwarcie sesji było bardzo optymistyczne. Szczególnie mocno, wręcz euforycznie rósł kurs KGHM. WIG20 błyskawicznie wzrósł o ponad 3 procent, co było kompletnie nieuzasadnionym ruchem. Przed południem rozpoczęła się korekta, której liderem był PKN. Nie można wykluczyć, że to pogłoski o roszadach na stanowisku prezesa firmy tak zaszkodziły spółce. Indeks WIG20 z + 3 proc. spadł do +1 proc., ale od tego czasu znowu zaczął zwyżkować. Takie korekty w czasie sesji są całkowicie niegroźne i bardzo dla trendu wzrostowego korzystne.
Dzisiaj rynek będzie miał do wyboru – drożeć w następstwie wzrostu cen surowców (chociaż w środę wieczorem znacznie zredukowanych), czy ulec negatywnym nastrojom płynącym ze świata. Trudno stawiać prognozę w sytuacji, kiedy nadal widać działanie funduszy indeksowych, które wespół z zagranicznymi funduszami hedżingowymi robią na GPW to, co chcą, ale rynkowi należy się już jakaś korekta, więc zakładam, że będzie miała miejsce dzisiaj. Oczywiście pod warunkiem, że ceny surowców nie będą mocno rosły, a w USA nie dojdzie do publikacji dobrych informacji ze spółek.
Wzrasta napięcie geopolityczne i cena ropy
We środę niektóre rynki były bardzo kapryśne, a ich ruchy nie były proste do wytłumaczenia. Przede wszystkim od początku dnia zyskiwał dolar, co przed publikacją amerykańskiego bilansu handlu zagranicznego było zachowaniem nietypowym. Poza tym znacznie wzrosło napięcie geopolityczne, bo możemy mówić już nie tylko o wojnie w strefie Gazy, ale o regularnym konflikcie wojskowym Izraela z Libanem po tym jak Hesbollah porwał dwóch żołnierzy izraelskich. Na domiar złego Biały Dom oskarżył Iran i Syrię o udział w tym porwaniu.
Od czasu ataku na WTC dolar zawsze traci, jeśli rośnie napięcie geopolityczne, ale w ciągu ostatnich kliku dni reakcja była odwrotna. Można wstępnie założyć, że wracamy do starego układu, kiedy to napięcia geopolityczne wywoływały ucieczkę do dolara jako do bezpiecznej waluty. To jest jednak tylko bardzo wstępna teza, którą trzeba będzie w przyszłości weryfikować. Kropkę nad i postawiła publikacja danych makroekonomicznych. Okazało się, że majowy deficyt handlu zagranicznego w USA wzrósł, chociaż mniej niż oczekiwano. Nawiasem mówiąc, skoro w czerwcu Chiny miały olbrzymią nadwyżkę budżetową to należy oczekiwać, że w tym miesiącu deficyt znacznie wzrośnie. Te dane jednak dodatkowo dolara wzmocniły.
Nietypowo zachowywały się rynki surowców. Utraciły one normalną korelację z dolarem i drożały, mimo wzmocnienie amerykańskiej waluty. Można było zrozumieć wzrost cen złota (rosną napięcia geopolityczne) i ropy (również geopolityka i duży spadek zapasów ropy w USA), ale dlaczego drożała miedź? Prawdę mówiąc trudno to w sposób logiczny wytłumaczyć inaczej niż działalnością funduszy hedżingowych korzystających z tego, że do posiedzenia FOMC zostało jeszcze 4 tygodnie. Jednak pod koniec dnia wzrosty cen złota i miedzi zostały znacznie pod wpływem mocnego dolara zmniejszone.
Cena ropy jednak wzrosła w pobliże rekordu wszech czasów, co nie pomogło rynkowi akcji. Zresztą szkodziła również sytuacja geopolityczna, a informacje napływające ze spółek pomagały wyłącznie obozowi niedźwiedzi. Już we wtorek po sesji Genentech nie zachwycił raportem kwartalnym, a w środę było jeszcze gorzej. Spadał kurs Microsoftu po tym, jak Komisja Europejska ukarała spółkę grzywną w sypkości 357 mln dolarów w procesie antytrustowym. Tracił IBM po obniżeniu przez JP Morgan prognozy przychodów. Taniały również akcje Apple Computer, bo CSFB poinformowało, że spółka może niedługo ostrzec, iż będzie miała mniejsze od prognoz zyski i przychody. W końcu był jeszcze Dell, który zwołał konferencję prasową w celu przedyskutowania „istotnej inicjatywy cenowej”. na domiar złego UBS ostrzegł, że sprzedaż Della może spaść bardziej niż tego się oczekuje.
Czy można się dziwić, że w tej sytuacji indeksy giełdowe gwałtownie spadły? Nawet na indeksie S&P 500 niewiele już zostało po mocnej zwyżce z 29 czerwca (po decyzji FOMC). Byki są w poważnych opałach, bo jeśli S&P 500 zakończy tydzień poniżej 1240 pkt. to powstanie średnioterminowy sygnał sprzedaży.
Dzisiaj znowu kalendarium jest dosyć ubogie, ale dwa raporty makroekonomiczne mogą trochę rynkami poruszyć. Tygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy wpływały ostatnio na zachowanie rynków, więc większy od prognozowanego wzrost ilości noworejestrowanych bezrobotnych zaszkodziłby dolarowi i być może trochę pomógł akcjom. Być może, bo dużo ważniejszy, opublikowany w piątek, słaby raport miesięczny z rynku pracy jednak akcjom nie pomógł, mimo że oczekiwania na zastopowanie cyklu podwyżek stóp wzrosły. Drugim raportem jest publikacja czerwcowego deficytu budżetowego USA. Rynek zazwyczaj na nią nie reaguje, ale mówi się, że przychody z podatków były na bardzo wysokim poziomie, więc bardzo dobry raport może trochę dolara wzmocnić. Dla rynku akcji te dane nie mają znaczenia. Będzie mieć za to publikowany przed sesją w USA raport kwartalny Pepsico.