Nastroje jednak pogarszały się w miarę zbliżania się do otwarcia sesji w USA, ale, jak zwykle, dobry początek sesji w USA pozwolił na wzrost indeksów. W czwartek europejscy gracze znowu nie bardzo chcieli kupować akcje, ale również nie widzieli powodu, żeby je sprzedawać. Indeksy trzymały się przez całą sesję blisko poziomu środowego zamknięcia, ale na koniec sesji znowu nieznacznie wzrosły. Gołym okiem widać, że Europejczycy bardzo już chcą rozpocząć korektę, ale nie pozwalają im na to wzrosty indeksów w USA.
Po wtorkowej sesji w USA wydawało się, że poniedziałkowa korekta może się jeszcze przedłużyć, bo jedynie indeks DJIA zachowa się bardzo dobrze. Indeksy szerokiego rynku SP. 500 i NASDAQ we wtorek jedynie nieznacznie odbiły. Środa pokazała jednak, że obóz byków nadal jest niezwykle silny. Co prawda posiadacze akcji otrzymali kilka miłych prezentów, ale było też i kilka poważnych ostrzeżeń.
Spójrzmy na publikowane w środę raporty makroekonomiczne. Dane z rynku pracy były niezwykle słabe. Raport Challengera (o planowanych zwolnieniach w amerykańskich firmach) pokazał, że w kwietniu ilość planowanych zwolnień w dużych, amerykańskich firmach wzrosła o 44 procent. Raport ten jest jednak zazwyczaj lekceważony, więc i tym razem reakcji nie dało się zauważyć. Nie zlekceważono jednak raportu ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym. Ta prywatna firma poinformowała, że w kwietniu przybyło tylko 64 tysiące miejsc pracy (najmniej od prawie czterech lat). Oczekiwano wzrostu o 100 tysięcy.
Były i dobre informacje. Marcowe zamówienia fabryczne wzrosły o 3,1 procenta, czyli więcej od oczekiwań, z czego zrobiono wielki sukces gospodarki amerykańskiej wygodnie zapominając, że koniec marca był już przygotowaniem do świąt Wielkiej Nocy. Poza tym dane te są bardzo zmienne i często przez rynki lekceważone. Akcyjne byki wykorzystały jednak skrupulatnie nadarzająca się okazję. Prawdę o danych makro pokazał rynek walutowy. Wzmacniający się dolar po publikacji raportu Challengera stracił i nie odzyskał już swoich sił po publikacji dobrych danych o zamówieniach fabrycznych. Jak widać gracze na tym rynku ocenili (słusznie) cały komplet danych jako neutralny.
Taka niepewność na rynku walutowym wywołała jedynie nieznaczne ruchy cen miedzi (zdrożała) i złota (staniało). O jeden procent staniała ropa. Niewiele miało to wspólnego z publikacją danych o tygodniowej zmianie zapasów paliw. Zapasy benzyny spadły dwunasty rok z rzędu, zapasy ropy wzrosły, ale o tylko o 1,17 mln baryłek (oczekiwano 1,5 mln). Wystarczyło, że rafinerie zwiększyły wykorzystanie potencjału produkcyjnego, z 87,8 do 88,3 proc., żeby rynek dostał pretekst do przedłużenia korekty.
Rynek akcji nadal skupiał się na fuzjach i przejęciach w sektorze medialnym. Tym razem przejęta ma być Cablevision Systems. Kilka spółek opublikowało też lepsze od prognoz wyniki kwartalne (MasterCard, Time Warner). O nastrojach najlepiej świadczy reakcja na raport Sprint Nextela. Firma poinformowała, że poniosła w pierwszym kwartale stratę, ale obiecała poprawę w drugim i cena akcji dynamicznie wzrosła.
Niesamowite było przede wszystkim jednak to, że rynek całkowicie zlekceważył specjalne ostrzeżenie Rezerwy Federalnej, w który Fed ostrzegał, że funduszom hedżingowymi zagraża kryzys porównywalny do tego z 1998 roku, kiedy to upadek funduszu LTCM (Long-Term Capital Management) zagroził całemu globalnemu systemowi finansowemu. Już od bardzo dawna nie widziałem takiego zaślepienia graczy, którzy nie zwracają uwagi nawet na bardzo groźnie brzmiące ostrzeżenia Fed. Indeksy gwałtownie wzrosły, DJIA ustanowił nowy rekord wszech czasów, a SP. 500 pokonał ważny opór. Najwyraźniej dla zatrzymania byków nie wystarczą ostrzeżenia – muszą się pojawić fakty.
W czwartek już przed sesją zapowiadało się, że kierunek indeksów i kursów na amerykańskich rynkach finansowych nie zmieni. Pierwszy zestaw danych makro był dla posiadaczy akcji i dolarów korzystny. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła w ostatnim tygodniu do poziomu najniższego od czterech miesięcy. Co prawda tygodniowa zmiana niewiele mówi o całym rynku pracy, ale nawet taki impuls był cenny. Opublikowane w tym samym czasie dane o wydajności pracy i jednostkowe koszty pracy (dane wstępne) też pokazywały, że sytuacja na polu walki z inflacją rozwija się po myśli Fed. Wydajność wzrosłą o 1,7 procenta (oczekiwano wzrostu o 1,1 proc.), a indeks kosztów pracy o 0,6 procenta, co po dużym wzroście w poprzednim miesiącu specjalnym zaskoczeniem nie było, ale z pewnością nie szkodziło obozowi byków.
Dane z rynku pracy były dla dolara korzystne, ale wzrost wydajności i mniejszy od oczekiwań wzrost kosztów pracy sygnalizował, że presja inflacyjna nie rośnie. A mniejsza inflacja to teoretycznie słabszy dolar. Na takie dictum rosnący do czasu opublikowania tego raportu kurs EUR/USD zaczął spadać, co zbyt logiczne nie było. Kolejny raport jednak ten kierunek utrwalił i to było już bardzo logiczne. Indeks instytutu ISM dla sektora usług oddalił się od granicy recesji (być może z powodu kwietniowych świąt) rosnąc do poziomu 56 z 52,4 pkt. w marcu. Wzrósł też subindeks cenowy. Jak widać instytut ISM nie prognozuje zagrożenia stagflacją, ale widzi możliwość wzrostu inflacji.
Mimo umocnienia dolara na rynkach światowych takie dane zaszkodziły jedynie cenie ropy. Nadal całkowicie aberracyjnie zachowuje się miedź, której cena już niedługo będzie zapewne atakowała poprzedni rekord. Nie ma najmniejszego sensu informować o tym, jakie są preteksty dla tego wzrostu. Chociaż nie mogę się oprzeć, żeby wspomnieć, że w czwartek takim pretekstem był wzrost indeksu ISM w sektorze usług. Co mają usługi do popytu na miedź to wiedzą chyba jedynie komentatorzy, którzy o tym powodzie wzrostu ceny tego surowca pisali. Zdrożało też złoto, tak przecież mocno skorelowane z dolarem. Tutaj wytłumaczenie można jednak znaleźć. Była to po prostu korekta po poprzednich spadkach, a bykom pomagało czekanie na miesięczny raport z rynku pracy w USA.
Rynek akcji zachował się standardowo. Co prawda przed sesją słaby raport kwartalny opublikował General Motors – zysk spadł o 62 mln USD z powodu strat GMAC wywołanych kryzysem na rynku kredytów wysokiego ryzyka – ale spadek ceny tego giganta jedynie osłabiał wzrosty indeksu DJIA, który i tak ustanowił nowy rekord wszech czasów. SP. 500 i NASDAQ też wzrosły, Do rekordu temu pierwszemu indeksowi zostało już tylko niecałe dwa procent.
Dzisiaj rano dowiemy się jak wyglądała w kwietniu sytuacja w sektorze usług poszczególnych krajów UE i całej strefy euro (pokażą to indeksy PMI), ale (podobnie jak w przypadku sektora przemysłowego) dane te mogą tylko przez chwilę i do tego nieznacznie wpłynąć na zachowanie rynków. Warto jednak spojrzeć na te raporty, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście, zgodnie z prognozami, utrzymuje się umiarkowanie intensywny rozwój tego sektora gospodarki. Teoretycznie im wyższe indeksy tym lepiej dla akcji i euro, ale oczekiwanie na dane makro z USA stłumi wszelką możliwą, nawet niewielką reakcję.
Tydzień kończy się miesięcznym raportem z amerykańskiego rynku pracy, który jak zawsze przypominam, uważany jest za kluczowy, ale najczęściej nie wpływa w sposób istotny na zachowanie rynku akcji. Dla graczy na rynku walutowym może mieć jednak duże znaczenie. Nie bardzo wiadomo, co bardziej obecnie posiadaczy akcji niepokoi (wydaje się nawet, że nic) – czy ważniejsza jest inflacja, czy stagnacja? Zbyt dobre dane z rynku pracy (kolejne lepsze od oczekiwań) zdecydowanie zmniejszyłyby możliwość obniżki stóp. Możliwe, że rynek zacząłby się obawiać podwyżki, a to szkodziłoby akcjom (dla dolara to oczywiście lepiej). Słabe dane zwiększałyby możliwość spowolnienia gospodarki, ale szansa na obniżkę stóp by wzrosła. Wzięty w dwa ognie rynek akcji może po prostu stabilizować się.
Koniec „dziurawego” tygodnia
W środę nasz rynek walutowy wrócił do dominującego trendu. Złoty wzmacniał się mimo spadku kursu EUR/USD, bo uspokoiła się sytuacja w Turcji, gdzie Trybunał Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich. Turecki indeks ISE 100 wzrósł o 2 procent, a w czwartek nadal rósł. Ten problem nie jest już dla nas istotny.
Nic nie zmieniło się na rynku walutowym również w czwartek i trudno oczekiwać, żeby coś istotnego wydarzyło się w piątek. Jednak jasne jest, że kierunek zostanie ustalony po publikacji raportu z amerykańskiego rynku pracy. Jeśli dane będą słabe, tak jak zapowiadał raport ADP, to euro zyska, a za nim pójdzie nasz złoty. Gdyby dolar tracił (co jest bardziej prawdopodobne) to dojdzie do długo oczekiwanej (chociaż zapewne krótkiej) korekty i złoty trochę osłabnie.
Trudno jest pisać o rynku akcji, skoro obroty były w środę nadal niewielkie, a aktywność graczy znikoma. Parę słów trzeba jednak powiedzieć. GPW rozpoczęła w środę sesję od wzrostu idąc za innymi giełdami europejskimi. Nadal bardzo mocne były banki, ale najlepiej zachowywały się akcje KGHM (dzięki wzrostowi ceny miedzi). Nie przeszkadzało rynkowi nawet to, że nadal taniała ropa. W drugiej części sesji liderem dużych spółek był PGNiG (zapewne pomagała informacja o podpisaniu umowy o budowie gazociągu z Danii). Nastroje z czasem się jednak psuły i zanosiło się, że indeksy skończą sesję bez zmian. Dobry początek sesji w USA pomógł jednak w zakończeniu sesji wzrostem.
Dzisiaj kończymy podziurawiony przez dni wolne tydzień i powinniśmy rozpocząć go w dobrym nastroju. Dwudniowe zwyżki indeksów w USA i ciągły wzrost ceny miedzi w połączeniu z ciągle bardzo silnym zachowaniem naszego sektora bankowego dają szansę na bardzo pozytywne zakończenie tygodnia, ale trzeba pamiętać, że rynki europejskie tęsknią już za korektą, a pretekstu do niej może im dostarczyć dzisiejszy raport z amerykańskiego rynku pracy. Z tego wynika, że sesja rozstrzygnie się dopiero po 14.30.