W USA giełdowi gracze od początku sesji mieli ochotę na realizację zysków. Nie pomogły bardzo dobre wyniki Alcoa. Cena tych akcji rosła, ale to przecież nie jest spółka reprezentatywna dla szerokiego rynku. Korekcyjne nastroje widać było po zachowaniu akcji Citigroup. We wtorek cena rosła po informacji o znacznej redukcji zatrudnienia, a w środę spadała podobno z tego samego powodu. Dla uzasadnienia spadku indeksów wymyślano różne wytłumaczenia, ale do momentu publikacji protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC jedynym realnym powodem wyprzedaży była chęć zgarnięcia części zysku ze stołu. Zajmijmy się jednak tymi pretekstami.
Mówiono na przykład, że duży spadek zapasów benzyny przed sezonem urlopowym wystraszył rynek. Tyle, że nie była to prawda, bo ropa po publikacji raportu o stanie zapasów rzeczywiście podrożała, ale bardzo szybko jej cena zaczęła spadać, a zakończenie dnia było całkowicie neutralne. Twierdzono też, że na rynek podziałała prognoza MFW, który obniżył prognozę wzrostu amerykańskiego PKB w tym roku do 2,2 proc. Tyle, że ja jeszcze chyba nigdy nie wiedziałem nawet drgnięcia indeksów po publikacji bardzo różnych prognoz MFW. Twierdziło się też, że dane o kolejnym, tygodniowym spadku ilości wniosków o kredyt hipoteczny wystraszyły rynek. Nie był on jednak tak bardzo strachliwy jeszcze kilka dni temu, kiedy to ostrzeżenia emitowały duże firmy deweloperskie. Faktem jest jednak, że te dane przyczyniły się do spadku cen akcji w sektorze budownictwa i finansowym.
Po godzinnym spadku indeksy zaczęły się podnosić i po wystąpieniu Bena Bernanke, szefa Fed, były już bliskie poziomów z wtorku. Nie była to jednak zasługa szefa Fed, który mówił o funduszach hedżingowych. Twierdził, że sektor ten jest wystarczająco uregulowany, z czym zupełnie nie mogę się zgodzić. W sesji pytań i odpowiedzi zbagatelizował również możliwość przewalutowania chińskich rezerw walutowych. Nie to jednak jest ostatnio największym zmartwieniem graczy. Boją się oni tylko inflacji i recesji i te właśnie obawy zostały wzmocnione po opublikowaniu protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC.
Marcowy komunikat po tym właśnie posiedzeniu był powodem dużego wzrostu indeksów giełdowych, bo gracze błędnie zrozumieli, że FOMC znacznie zmiękczył swoje stanowisko. Protokół jednak trochę posiadaczy akcji wystraszył. Znalazł się w nim następujący fragment: „Komitet zgodził się, że w celu doprowadzenia do niższej inflacji może być konieczne podniesienie stóp procentowych. Ponieważ rośnie niepewność odnośnie prognoz dotyczących zarówno wzrostu gospodarczego jak i inflacji Komitet zdecydował się jednak nie umieszczać w komunikacie zwrotu mówiącego o możliwym podniesieniu stóp”. Inaczej mówiąc FOMC boi się teraz zarówno inflacji jak i spowolnienia gospodarki. Boi się więc stagflacji.
Po tym komunikacie skala spadku indeksów się zwiększyła, ale pod koniec sesji byki straty trochę zredukowały. Warto też zauważyć, że rynek walutowy przyjął tę publikację z całkowitym spokojem. Kurs EUR/USD praktycznie się od wtorku nie zmienił. Ten rynek od dłuższego czasu reaguje bardziej logicznie niż giełdy akcji na dane makro. Podobnie zachowały się rynki ropy i złota i tylko miedź znowu zdrożała, ale chyba tylko dlatego, że handel kontraktami skończył się na godzinę przed publikację raportu FOMC.
W czwartek najważniejszym wydarzeniem będzie posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego. Rynek oczekuje, że stopy procentowe nie zmienią się i prawie na pewno taka właśnie będzie decyzja banku. Uwaga skoncentruje się na konferencji prasowej Jean-Claude Trichet, prezesa ECB. Gracze będą się starali oszacować, czy od ostatniego posiedzenia stał się on bardziej „jastrzębi”, czy „gołębi”. Jeśli dojdą do wniosku, że ECB wkrótce podniesie stopy to kurs EUR/USD będzie rósł, a dla akcji to będzie niemiła informacja. Bardziej stonowana wypowiedź podziała odwrotnie.
Przed południem Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) publikuje raport o globalnej sytuacji na rynku ropy. Teoretycznie powinien on mieć spory wpływ na rynek surowcowy, ale od dawna gracze bardziej przejmują się tygodniowymi, czy nawet dziennymi zmianami sytuacji niż tym właśnie raportem. Nie twierdzę, że jest on bez znaczenia, ale zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest to, że zostanie znowu zlekceważony.
Dowiemy się też o ile w pierwszym kwartale wzrósł PKB strefy euro, ale nie oczekuję większej reakcji rynków. Prognoza mówi o wzroście o 3,3 procenta, a prognozy europejskich ekonomistów zazwyczaj się sprawdzają. Tylko bardzo niemiła niespodzianka mogłaby zaszkodzić kursowi EUR/USD, ale wątpię, żeby wpłynęła na zachowanie giełd akcji.
Popołudniowe dane z USA też nie powinny mieć wielkiego znaczenia prognostycznego, ale gracze często wykorzystują je jako pretekst pomagający pchnąć rynek w pożądanym kierunku. Oczywiście tym pożądanym kierunkiem byłby wzrost indeksów. Raport o ilości noworejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych wpływa najczęściej przede wszystkim na rynek walutowy (im mniejsze bezrobocie tym silniejszy dolar). Również dane o cenach importu i eksportu mają największe znaczenie dla walut, ale gdyby ceny importu (bez ropy) szybko rosły to mogłoby nie tylko pomóc dolarowi, ale i zaszkodzić akcjom (presja inflacyjna byłaby większa).
Spokojny handel z rekordami w tle
W środę nasz rynek walutowy zachowywał się podobnie, jak inne rynki europejskie. Kursy walut stabilizowały się, z tendencją do spadku, czekając na nowe impulsy. Przetarg obligacji dziesięcioletnich zakończył się sprzedażą wszystkich papierów, ale popyt był nieco mniejszy niż w styczniu, To na chwilę osłabiło naszą walutę, ale potem podążała już za zmianami kursu EUR/USD. Dzień zakończył się nieznacznym osłabieniem do obu głównych walut. Dzisiaj rynek powinien czekać na konferencję prasową prezesa ECB i to ona powinna pokazać kierunek zarówno kursowi EUR/USD jak i złotemu.
Na GPW środa rozpoczęła się od niewielkiej i oczekiwanej korekty. Od początku widać było, że nie było to nic poważnego. Podaż była bardzo bierna. Już po 1,5 godziny WIG20 bił nowe rekordy. Nastąpiła potem chwila zwątpienia, ale wystarczyła poprawa nastrojów na rynkach europejskich, żeby WIG20 szybko ruszył na północ. Prowadził tam indeks sektor surowcowy wspierany przez TPSA. Nadal rosła cena miedzi, co pomagało wzrostowi KGHM. Rosła też (nieznacznie) cena ropy, co pomagało sektorowi paliwowemu, w którym liderem był PKN. Duży wzrost kursu tej spółki wynikał jednak przede wszystkim z zapowiedzi szybkiego remontu ropociągu „Przyjaźń”, którym dostarczana była (przed zamknięciem ropociągu) ropa do Możejek.
Wydawało się, że byki doprowadzą do dużego wzrostu indeksów, ale ta sztuka nie udała się, bo początek sesji w USA ochłodził nastroje. Główne indeksy jednak wzrosły ustanawiając nowe rekordy wszech czasów. Wczorajsza realizacja zysków w USA nie powinna mieć dzisiaj wielkiego znaczenia, chociaż może doprowadzić do rozpoczęciu sesji spadkiem indeksów.
Inwestorzy wiedzą jednak doskonale, że środowa realizacja zysków w USA nie jest niczym groźnym, jeśli nie nastąpi dzisiaj kontynuacja. Dlatego też dopiero godzina 15.30, czyli początek sesji w USA, da odpowiedź, czy u nas oczekiwana realizacja zysków nie będzie niczym nadzwyczajnym, czy zamieni się w wyprzedaż. Po takich wzrostach, jakie obserwowaliśmy na rynku małych spółek taka wyprzedaż może przyjąć bardzo gwałtowną postać.