Xelion: Inwestorzy wyizolowali sektor surowcowy

GPW rozpoczęła środową sesję od spadku WIG20. Obciążeniem dla indeksu były nadal akcje spółek sektora surowcowego reagującego na ponownie taniejące surowce. Pozostałe sektory zachowywały się jednak bardzo dobrze, a MidWig nadal szalał – euforia nie ma tam końca. Po długim marazmie byki postanowiły zaryzykować i przed publikacją danych z USA WIG20 wyszedł nawet na plusy, ale słabe dane o amerykańskiej inflacji doprowadziły do szybkiego spadku tego indeksu. Nadal jednak bardzo mocne były TechWig i Midwig.

Widać wyraźnie, że sektor surowcowy został niejako odizolowany, dzięki czemu reszta rynku może spokojnie rosnąć. Tak najwyraźniej uważa większości graczy i dlatego też spadki zostały przed końcem sesji zredukowane, a WIG nawet wzrósł. Uważam, że jeśli kursy KGHM, PKN, Lotosu czy MOL spadają o ponad 2, a nawet i 3 procent, a indeksy praktycznie nie reagują to rynek sygnalizuje, że bardzo chce wzrostu. Można sobie wyobrazić, co będzie się działo wtedy, kiedy na rynku surowców rozpocznie się bardzo już potrzebna korekta.

Wczoraj pierwszy krok zrobiła ropa drożejąc o dwa procent. Miedź co prawda nadal taniała, ale dzisiaj jest nowy dzień. Trzeba pamiętać, że nawet drgnięcie cen surowców wywołuje teraz u nas niewspółmierne wzrosty cen akcji w sektorze surowcowym. Dzisiaj powinniśmy zacząć sesję reakcją na wyniki Apple, ale rynek powinien poczekać na godzinę 14.30, kiedy to zostaną opublikowane w USA dane o inflacji CPI. To one (jeśli nie będą neutralne) powinny pokazać również naszym indeksom kierunek. Warto jednak pamiętać, że oscylatory na TechWig i MidWig są już wykupione i zachęcają do korekty.

Inflacja CPI pokaże dzisiaj rynkom kierunek

W środę od początku sesji indeksy w Eurolandzie stabilizowały się. Inwestorzy nie przejęli się negatywną reakcją graczy amerykańskich na publikowany po wtorkowej sesji raport Intela. Być może pomagał trochę opublikowany rano raport ASML. Najwyraźniej czekano też na dane makroekonomiczne. Dlatego też kurs EUR/USD stabilizował się. Raporty o inflacji i bilansie handlu zagranicznego w strefie euro nie miały najmniejszego wpływu na zachowanie rynku – były bardzo zbliżone do prognoz. Po danych z USA indeksy osunęły się, ale nie było to nic poważnego.

W USA inwestorzy byli najwyraźniej zagubieni, bo ani dane makro ani raporty kwartalne spółek nie wygenerowały silnego impulsu zmuszającego do podejmowania istotnych decyzji inwestycyjnych. Popatrzmy najpierw na to, co pokazały dane makro.

Okazało się, że Inflacja w cenach producentów (PPI), mimo spadku cen ropy wzrosła, o 0,9 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.), a bazowa PPI (bez paliw i żywności) też była wyższa od oczekiwań. Ta miara inflacji jest mniej analizowana przez Fed niż konsumencka (CPI), więc gracze ją trochę lekceważą, a poza tym wzrost był jednak niezbyt duży. Reakcja rynków (akcji i walutowego) była trudna do uchwycenia. Raport o listopadowym przepływie kapitałów do USA od dawna nie ma wpływu na rynek, ale warto odnotować, że wpływ kapitału netto był mniejszy od oczekiwań. Jednak tak nieznacznie mniejszy, że trudno było poważnie ten raport analizować. Plusem było to, że dynamika produkcji przemysłowej wzrosła o 0,4 procenta, ale wykorzystanie potencjału produkcyjnego nie zmieniło się.

Pozytywne informacje dotarły z rynku nieruchomości, ale też w beczce miodu była łyżka dziegciu. NAHB (stowarzyszenie budowniczych domów) opublikował swój indeks rynku nieruchomości (HMI) – indeks wzrósł, a oczekiwano, że się nie zmieni. Jednak Fannie Mae, jedna z dwóch olbrzymich firm finansujących zakupy nieruchomości, przedstawiła prognozy, z których wynikało, że w tym roku sprzedaż nowych domów spadnie o 7,1 procent, a domów na rynku wtórnym o 8,1 procent.

Dwie godziny przed końcem sesji Fed opublikował Beżową Księgę (raport o stanie gospodarki), ale i on był słodko-gorzki. Gospodarka rozwija się, ale pojawiają się problemy ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników (skąd my to znamy), chociaż na razie wzrost płac jest stosunkowo umiarkowany. Gracze zrozumieli, że perspektywa obniżki stóp oddala się. Ten raport dodatkowo podniósł i tak już rosnącą rentowność obligacji i zaczął wzmacniać dolara, który przedtem tracił do euro nieco ponad 0,2 procenta, czyli prawie nic.

Jednak nawet tak niewielkie osłabienie dolara natychmiast wpłynęło na rynek ropy, której i tak się należała korekta. Zdrożała o ponad 2 procent. Zdrożało również złoto, które od dawna czekało tylko na niewielkie choćby osłabienie dolara. Miedź znowu pokazała swoją słabość i kontrakty staniały. Powodem był kolejny wzrost zapasów monitorowanych przez Londyn, Szanghaj i Nowy Jork. Przez ostatnie 3 miesiące wzrosły one już o 58 procent do poziomu najwyższego od lipca 2004.

Rynek akcji nie bardzo wiedział, w którym kierunku pójść. Dane niejednoznaczne, Intel rozczarował we wtorek swoim raportem kwartalnym, akcje Apple taniały przed publikacją wyników. To wszystko szkodziło indeksowi NASDAQ. Jednak sektorowi surowcowemu pomagał wzrost cen ropy. Poza tym JP Morgan opublikował dobry raport kwartalny, a McDonald’s zapowiedział, że też pochwali się wysokimi zyskami. Rósł również kurs Procter & Gamble po tym jak Goldman Sachs podniósł firmie rating. W tej sytuacji szeroki rynek znowu zamknął sesję neutralnie, a NASDAQ spadł, ale obraz techniczny w niczym się przez to nie pogorszył.

Dzisiaj przed południem IEA (Międzynarodowa Agencja Energii) publikuje raport o globalnej sytuacji na rynku ropy, ale zazwyczaj jego wpływ jest niezbyt duży, a jeśli nawet pojawia się to dużo później. Wydaje się, że większe znaczenie będą miały (publikowane po południu) dane o zapasach ropy, paliw i destylatów w USA. W sytuacji, kiedy OPEC zastanawia się nad działaniem, a zima wreszcie atakuje to nawet umiarkowany spadek zapasów powinien być powodem do wzrostu ceny ropy. Nie jest wcale pewne, jaki wpływ będzie to miało na rynek akcji. Wydaje się jednak, że na razie im wyższa cena ropy tym lepiej dla akcji. Jest ona i tak o 40 procent niższa niż w szczycie zeszłego roku, a każdy wzrost ceny ropy pomoże sektorowi paliwowemu.

Najbardziej istotne będą jednak pozostałe publikacje amerykańskie. Najważniejsza rzecz jasna jest inflacja CPI, a szczególnie jej składnik bazowy, któremu tak pilnie przypatruje się FOMC. Reakcja rynków na ten raport wydaje się być oczywista – im bardziej w górę odbiegać będzie inflacja tym lepiej dla dolara i gorzej dla akcji. Dane niższe od prognoz podziałają odwrotnie. W przypadku, gdyby dane były neutralne to większego znaczenia nabiorą kolejne raporty. Rynek będzie się szczególnie przypatrywał danym z rynku nieruchomości. Co prawda to sprzedaż i ceny są na tym rynku najważniejsze, ale również ilość rozpoczętych budów daje przesłanki do prognoz, więc im lepsza będzie sytuacja tym bardziej będą zadowoleni właściciele dolarów. Dla byków na rynku akcji też byłoby lepiej, gdyby dane pokazywały stabilizację lub nawet poprawę sytuacji.

To jednak nie wszystko, bo dowiemy się jeszcze jak zachował się w grudniu indeks wskaźników wyprzedających (LEI) oraz w styczniu indeks Fed z Filadelfii. Ten pierwszy raport będzie co najwyżej uzupełnieniem dla już wcześniej opublikowanych. Może umocnić już panujący trend. Poza tym w tym samym czasie wypowiada się Ben Bernanke, szef Fed, więc rynek mniejszą uwagę zwróci na LEI. Ten drugi raport jest o tyle istotny, że region Filadelfii wszedł w recesję, a rynek prognozuje wyraźną poprawę. Gdyby jej nie było to ucierpieć powinien i dolar i akcje.