Xelion: Kolejne rekordy na GPW

GPW rozpoczęła piątkowa sesję mocnym akcentem. Indeksy już na otwarciu gwałtownie wzrosły otwierając tzw. okno hossy. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo w ten sposób reagowano na dwudniowe zwyżki indeksów w USA. Nadal bardzo mocny był sektor bankowy i KGHM. Dziwić mogły tylko duże wzrosty ceny akcji TPSA, która przecież coraz bardziej traci na rzecz konkurencji oraz kolejny bardzo duży wzrost ceny akcji PGNiG. Zapowiedź (tylko zapowiedź) budowy rurociągu łączącego Polskę i Danię nie niesie szybkich zysków dla tej spółki. Jeśli nawet ta inwestycja zostanie zrealizowana to czekają ją w kolejnych latach olbrzymie koszty, co powinno wywołać spadek, a nie wzrost ceny akcji. Taka reakcja najlepiej pokazuje, w jak spekulacyjnej fazie hossy jest nasz rynek.

Po publikacji słabych danych z rynku pracy w USA nastąpiło chwilowe osłabienie. Gdy tylko gracze zauważyli, że giełdy zagraniczne nic sobie z tego raportu nie robią to indeksy znowu ruszyły na północ. Fixing dodał jeszcze 20 punktów do WIG20, który (razem z MWIG40 i WIG) pobiły rekordy wszech czasów.

Nie wierzę w to, żeby wynik niedzielnych wyborów prezydenckich we Francji będzie miał dla rynków jakieś znaczenie dla rynków europejskich. Co prawda biznes oczywiście wolał, żeby wygrał właśnie Nicolas Sarkozy, ale od dawna wszystkie sondaże dawały mu tę wygraną, więc powinna ona być już zawarta w cenach akcji. Brak nowych impulsów powinien doprowadzić do marazmu, a nawet do niegroźnej realizacji zysków. Może się okazać, że będzie ona mocniejsza, jeśli nadal będzie spadała cena ropy. Jeśli jednak gracze na innych rynkach europejskich pójdą śladem swoich japońskich kolegów to również i nasze indeksy się temu optymizmowi nie oprą. Innymi słowy mówiąc – nie oczekuję zmiany byczego charakteru rynku.

Dane z rynku pracy osłabiły dolara

W piątek handel na giełdach europejskich rozpoczął się znowu od marazmu. Czekano na dane makro. Pierwszy zestaw nie był optymistyczny, bo oczekiwano, że sytuacja w sektorze usług poszczególnych krajów UE i całej strefy euro poprawi się, a okazało się, że była nieco gorsza. Indeksy PMI osunęły się, ale był to ruch nieznaczny, a ich wartość nadal była wyraźnie wyższa od 50 pkt. oddzielających recesję od rozwoju. Dlatego też osłabienie euro było nieznaczne i chwilowe. Wszyscy wiedzieli, że kluczowe będą dane amerykańskie. Gracze na giełdach akcji niespecjalnie się jednak tymi danymi przejmowali, bo przecież rynki od dawna reagują jedynie na pozytywne informacje. Nic dziwnego, że już przed południem indeksy ruszyły na północ. Głównym powodem zwyżki była jednak informacja The New York Post według którego Microsoft nosi się z zamiarem przejęcia Yahoo. Kurs Yahoo eksplodował a to musiało doprowadzić do wzrostu europejskich indeksów.

W USA też ekscytowano się możliwością (tylko możliwością, a nie pewnością) przejęcia Yahoo przez Microsoft. Kurs akcji Yahoo rósł o 16 procenta, a Microsoftu spadał o ponad 1,5 procenta. Jeszcze lepiej zachowywały się ADR-y Reutersa (wzrost o ponad 25 procent), który poinformował, że tajemniczy inwestor (Reuters nie odtajnił tożsamości oferenta) złożył ofertę przejęcia spółki. Jak widać rynek jest w takie fazie, że wystarczy puścić pogłoskę o możliwej fuzji lub przejęciu, żeby skasować dwadzieścia procent zysku w jeden dzień.

Tradycyjnie już rynek akcji niespecjalnie przejął się danymi z rynku pracy. Nie były optymistyczne, bo przybyło tylko 88 tysięcy miejsc pracy (najmniej od listopada 2004 roku). Wzrosła też (do 4,5 procenta) stopa bezrobocia. Rynek już od środy (wtedy ADP opublikował swój raport) był na to przygotowany, co jednak nie zmniejszyło presji na wzrost kursu EUR/USD.

Tracący dolar powinien był wzmocnić surowce i rzeczywiście złoto i miedź zdrożały. Zadziwiająco nadal zachowywała się jednak ropa tracąc 2 procent. W tym samym czasie, kiedy ropa szybko tanieje drożeje benzyna. Cena galonu przekroczyła w piątek 3 dolary i była już tylko o 1,5 procenta niższa od rekordowego poziomu z czasów, kiedy huragany uderzyły w USA w końcu 2005 roku. Mówi się, że powodem spadku cen ropy są spore zapasy i kończący się już sezon remontów rafinerii, ale to nie ma zbyt wielkiego sensu. Przecież rafinerie będą teraz potrzebowały więcej ropy, a zapasy mogą być na to za małe.

Indeksy giełdowe od początku sesji ruszyły szybko na północ, ale po półtorej godzinie rozpoczęła się realizacja zysków, która sprowadziła je do poziomu czwartkowego zamknięcia. Po dłuższym postoju cen akcji ruszyły znowu do góry, ale ten ruch się nie udał i sesja zakończyła się neutralnie (niewielkim wzrostem), co oczywiście w niczym nie zmieniło pozytywnego obrazu rynku.

W czasie weekendu nic istotnego się nie wydarzyło, ale rynki azjatyckie kontynuowały hossę. Prawdziwym powodem zwyżki jest to, że w Japonii w czwartek i piątek było święto, więc indeksy nadrabiają stracony czas, a to prowadzi na północ również inne indeksy. Za pretekst posłużyły piątkowe, złe dane z amerykańskiego rynku pracy, które zwiększają prawdopodobieństwo cięcia stóp w tym roku. Dzisiaj kalendarium jest praktycznie puste, bo raport o kredycie konsumenckim nigdy nie wpływa na zachowanie rynków. Nie dojdzie też do publikacji raportów kwartalnych dużych spółek. W tej sytuacji na rynku powinna zapanować konsolidacja.