GPW środowy handel rozpoczęła wzrostem indeksów. Zdecydowanym liderem były akcje KGHM reagujące dużą zwyżką na wzrost ceny miedzi. Jednak nie widać było wielkiej chęci do kupna akcji, więc WIG20 znowu bardzo szybko odbił się od oporu. Spowodowało to osuwanie się indeksów, ale już po godzinie indeks, prowadzony przez wzrost kontraktów, zaczął systematycznie piąć się do góry. Widać było wyraźnie, że zanosi się na ustanowienie nowego rekordy wszech czasów.
Dziwić mogło tylko to, że inwestorzy nie czekali z tym atakiem na dane makro z USA. Wyglądało to tak, jakby byli pewnie, że będą dobre albo starali się podnieść wysoko poprzeczkę, żeby w razie pomyłki spadek nastąpił z wyższego poziomu. Tak czy inaczej sygnalizowało to, że rynek jest bardzo silny. Po przekroczeniu szczytu indeks się zawahał i zawrócił czekając na otwarcie sesji i kolejne raporty makro w USA. Wydaje się, że w końcówce sesji bardzo złe dane z USA wprowadziły nasz rynek trochę w błąd (dlatego zawsze trzeba zwracać uwagę na reakcję na dane, a nie tylko na ich jakość). Poza tym w tym czasie mocno spadała cena ropy szkodząc naszemu sektorowi paliwowemu. To wszystko osłabiło indeks WIG20 i tym samym znowu nie udało się pokonać szczytu wszech czasów.
Kolejny raz przypominam, że w piątek giełdy nie pracują, ale dojdzie do publikacji raportu z rynku pracy w USA, a w poniedziałek amerykańskie rynki finansowe pracują. To wszystko może, a nawet powinno sprowadzić na GPW niepewność. Dziwiłbym się bardzo, gdyby nasz rynek w ostatnim handlowym dniu przed świąteczną przerwą zdobył się na ułańską szarżę z przełamaniem szczytu. Nie mogę do końca tego wykluczyć, bo nasza giełda lubi robić niespodzianki, ale uważam, że najbardziej prawdopodobne jest neutralne zamknięcie sesji.
Dane coraz gorsze – nastroje szampańskie
W środę na giełdach od rana zapanował spokój. Inwestorzy czekali na publikację danych makroekonomicznych, Z tego też powodu rósł kurs EUR/USD. Najwyraźniej gracze spodziewali się złych danych z amerykańskiego rynku pracy. Niczego nie zmieniła publikacja indeksów PMI (sektor usług) dla poszczególnych krajów UE i dla całej strefy euro. Dane były bardzo zbliżone do prognoz i pokazywały, że ten segment gospodarki nadal bardzo szybko się rozwija. Pomogły też trochę we wzroście kursu EUR/USD dane o zamówieniach przemysłowych w Niemczech – wzrosły aż o 3,9 proc. Tuż przed otwarciem sesji w USA przemawiał Mahmud Ahmadineżad, prezydent Iranu. Poinformował, że Iran, w geście dobrej woli, uwolni brytyjskich marynarzy. To była pozytywna informacja, ale reakcji rynku nie dało się zauważyć. Dopiero spokojne zachowanie graczy w USA doprowadziło do wzrostu europejskich indeksów.
W USA też cieszono się zmniejszeniem napięcia geopolitycznego, co doprowadziło do kolejnego spadku ceny ropy (wzrosły też jej zapasy). Wydawało się jednak, że spory wpływ na rynki finansowe mogą mieć raporty makroekonomiczne. Okazało się, że przejął się nimi i to niezbyt mocno tylko rynek obligacji i walutowy. Popatrzmy jednak na te dane.
Przed otwarciem sesji swój raport o planowanych zwolnieniach opublikował Challenger. Raport ten od dawna nie ma prawie żadnego wpływu na rynek i tak też się stało i tym razem. Odnotować trzeba jednak, że ilość planowanych w marcu zwolnień spadła z 84 do 49 tysięcy. Nie przyniósł też żadnego przełomy raport ADP. Ta firma oceniła, że w sektorze prywatnym przybyło 106 tys. miejsc pracy (oczekiwano 120 tys.). Jednak były to dane tak bliskie oczekiwań, że gracze nie zareagowali. Poza tym raport ADP został opublikowany mniej więcej w czasie wystąpienia prezydenta Iranu, co siłą rzeczy znacznie stłumiło reakcję.
Potem było znacznie gorzej. Indeks ISM dla amerykańskiego sektora usług (ponad 80 procent gospodarki USA) spadł do 52,4 pkt. Prognozowano wzrost do 55,5 pkt. Widać, że ten sektor gospodarki też jest już bliski stagnacji. Spadł też do poziomu 50,8 pkt. subindeks rynku pracy (stagnacja). Okazało się też, że w lutym zamówienia fabryczne wzrosły tylko o 1 procent (oczekiwano wzrostu o 2 procent). Teoretycznie gracze mogliby pocieszać się tym, że słaba gospodarka wymusi obniżkę stóp, ale okazało się, że subindeks cenowy gwałtownie wzrósł (z 53,8 do 63,3 pkt.). Przypominam, że podobnie zachował się subindeks cenowy w raporcie ISM dla sektora przemysłowego. Jak widać inflacja rośnie, a gospodarka rozwija się bardzo powoli idąc w stronę stagflacji.
Zapowiedź wzrostu inflacji i słaba gospodarka ciągnęły rynek obligacji i walutowy w przeciwnych kierunkach. Jeśli inflacja rośnie to kurs EUR/USD i ceny obligacji powinny spadać (rentowność rosnąć). Jeśli gospodarka jest słaba to dolar powinien tracić a obligacje zyskiwać (rentowność spadać). Te dwa rynki sygnalizowały, że inwestorzy są bardziej zaniepokojeni słabością gospodarki niż ewentualnym wzrostem inflacji – dolar tracił, a rentowność obligacji spadała. Słaby dolar znacznie zmniejszył skalę spadku ceny ropy i sprowokował wzrost ceny miedzi i złota.
Takim zachowaniem rynku obligacji, można od biedy próbować tłumaczyć zachowanie rynku akcji, który nie chciał spadać. A jeśli indeksy nie chcą spadać to musza wzrosnąć. Mówiło się, że zyskują akcje w sektorach, które mniej są podatne na zwolnienie gospodarki (na przykład koncern tytoniowy Altria). Nie była to jednak do końca prawda, bo przecież najlepiej zachowywał się NASDAQ, którego spółki są bardzo zależne od koniunktury. Co prawda bardzo pomagał sektorowi technologicznemu wzrost kursu Microsoftu (Citigroup podniósł prognozę zysku spółki), ale to tez nie jest właściwe wytłumaczenie zachowania rynku. Słabe informacje nadeszły z sektora sprzedaży detalicznej. Best Buy opublikował raport kwartalny (4 kwartał), który był zgodny z prognozami, ale ostrzegł, że będzie miał problem z utrzymaniem marż. Słaby raport opublikował Circuit City.
Skoro dane makro były złe, a informacje ze spółek nienajlepsze to dlaczego indeksy nie spadły? Nie będę się silił na szukanie fałszywych wyjaśnień. Uważam, że po prostu gotówki jest ciągle bardzo dużo, działa mechanika rynku i analiza techniczna, a gracze na razie całkowicie lekceważą dane makro traktując giełdę jak kasyno. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli rynek lekceważy złe informacje to hossa jest kontynuowana.
Przedświąteczny czwartek powinien być na rynkach finansowych dniem bardzo spokojnym. Najmniejszego znaczenia nie będą miały dane o produkcji przemysłowej w Niemczech. Nie oczekuję też większych reakcji po komunikacie Banku Anglii. Z całą pewnością nie zmieni on poziomu stóp procentowych (5,25 proc.), co zakładają wszyscy uczestnicy rynku. Być może jakieś poruszenie wywoła publikacja raportu o ilości noworejestrowanych w ostatnim tygodniu w USA bezrobotnych. W piątek publikowany jest w USA miesięczny raport z rynku pracy, a giełdy są zamknięte, więc każde dane o zatrudnieniu maja większy niż zwykle wpływ. Wydaje się jednak, że przede wszystkim będzie przeważała ostrożność, a to nie będzie sprzyjało bykom.